w ,

Islamskie strefy no-go w Wielkiej Brytanii. Policja boi się tam interweniować

– W Preston istnieją muzułmańskie, zamknięte strefy. Jeśli chcemy tam wysłać patrol, najpierw musimy uzyskać zgodę przywódców lokalnej społeczności – wyjaśnia w rozmowie z dziennikarzami Daily Mail anonimowy policjant z Lancashire. Inny funkcjonariusz dodaje: „Islamizacja Wielkiej Brytanii jest już faktem. W niektórych rejonach Zachodniego Londynu trzeba zachować wzmożoną czujność”.

– Wielka Brytania ulega islamizacji. W Londynie i w innych miastach UK są rejony tak bardzo zradykalizowane, że policjanci boją się tam chodzić na patrole – powiedział we wtorek Donald Trump. Po odważnym wystąpieniu aspirującego polityka, rozgorzała dyskusja na temat szeroko rozumianej otwartości, rasizmu i ksenofobii. Członkowie brytyjskiego parlamentu ostro skrytykowali słowa amerykańskiego multimilionera. Oświadczenie Trumpa nie spodobało się też przedstawicielom Scotland Yardu, którzy oficjalnie potępili jego postulaty dotyczące między innymi zamknięcia granic dla ludności muzułmańskiej.

Głos w sprawie zabrali także szeregowi funkcjonariusze brytyjskiej policji. Policjanci coraz śmielej przyznają rację Trumpowi. Kilkoro z nich w rozmowie z dziennikarzami Daily Mail przyznało, że w Wielkiej Brytanii istnieją strefy no-go, czyli miejsca zdominowane przez muzułmanów. W takich rejonach należy zachować szczególną ostrożność. A najlepiej – omijać je szerokim łukiem.

Islamizacja Wielkiej Brytanii jest faktem

– Trump zauważył coś oczywistego. Coś, czego my – jako naród – nie jesteśmy w stanie dostrzec. Brytyjscy policjanci boją się nosić mundury w drodze do pracy. Nawet wtedy, gdy noszą je pod płaszczami i gdy poruszają się prywatnymi autami. Nie chcą zostać celami ataków terrorystycznych – przyznają anonimowi funkcjonariusze.

Z wypowiedzi cytowanych przez Daily Mail policjantów wyłania się smutny obraz Wielkiej Brytanii, coraz bardziej zawłaszczanej przez ludność muzułmańską. Okazuje się, że w niektórych rejonach UK funkcjonariusze są nie tyle co nie mile widziani, ale praktycznie niepotrzebni. Na tych obszarach nie dochodzi bowiem (przynajmniej oficjalnie) do przestępstw, patrole nie są wzywane, kradzieże czy rozboje nie są zgłaszane. Wszystkie kwestie sporne rozwiązuje się wewnątrz ścisłej społeczności.

Takie komórki tworzą muzułmanie, o czym – choć nie wprost – mówił już rok temu Główny Inspektor Policji. Tom Winsor przyznał wówczas, że społeczności tworzone przez mniejszości nie odwróciły się od policji. – To ludzie urodzeni pod innym niebem, którzy nie chcą, by brytyjska policja angażowała się w ich wewnętrzne sprawy. W niektórych miastach w rejonie Midlands policja nie odnotowuje praktycznie żadnych wezwań. Jeśli dzieje się tam coś niepokojącego, wspólnota zajmuje się tym na własną rękę. Te społeczności mają własną formę sprawiedliwości społecznej i tego się trzymają, Policja interweniuje tylko wtedy, gdy dochodzi do poważnych przestępstw – stwierdził, a za przykład „poważnego przestępstwa” podał… morderstwo.

Jednorazowe incydenty to nie tragedia

– Rządy europejskie często wolą nie egzekwować swojej władzy w rejonach, w których dominuje ludność muzułmańska. Tym sposobem pozwala się takim społecznościom na tworzenie autonomii, której przejawem są sądy szariackie. W takich strefach alkohol i wieprzowina są zakazane, a poligamia i burki powszechne. Policja wkracza tam bardzo ostrożnie. Dodatkowo, muzułmanie są zwolnieni z odpowiedzialności za występki, które dla reszty populacji są zakazane – pisał na swoim blogu na początku tego roku amerykański historyk Daniel Pipes. (KLIK!)

Słowa brytyjskich funkcjonariuszy, którzy – po wystąpieniu Trumpa – stają się coraz lepiej słyszalni tylko potwierdzają te tezy. Cytowani przez Daily Mail policjanci boją się patrolować czy interweniować w strefach zdominowanych przez ludność muzułmańską. Zaleca im się, aby –  w drodze do pracy – nie nosili mundurów. Funkcjonariusze wiedzą, że kiedy są zbyt widoczni i zbyt łatwo rozpoznawalni – mogą stać się ofiarami ataków. Jeśli do ataku dojdzie wtedy, gdy nie są na służbie – ich przełożeni zarzucą im, że sami są sobie winni i zasugerują, że sami sprowokowali muzułmańskim napastników.

– Nawet wtedy, gdy któryś z nas zostanie zabity lub uprowadzony (przez muzułmanina – dop. aut.), zostanie to opisane jako „jednorazowy incydent”. To za mało, aby zmienić styl funkcjonowania brytyjskiej policji – wyjaśnia anonimowa policjantka.

Parafrazując cytat przypisywany Stalinowi – wychodzi na to, że śmierć jednostki to w tym wypadku tylko statystyka. Potrzeba tragedii miliona, aby zmobilizować władze do walki z (jak wynika z wypowiedzi cytowanych funkcjonariuszy) narastającym problemem wyjętych spod prawa społeczności muzułmańskich.

Dodaj komentarz

Pożar na barce w Queenborough

Ahoj, przygodo, czyli o najlepszych placach zabaw w Kent