w , ,

Polak w sieci erotyki

Publikujesz swoje nagie zdjęcia w sieci? Uważaj, bo łatwo jest je namierzyć. A jeśli nie umieszczasz kadrów z małżeńskiego pożycia w necie – bez problemów możesz zobaczyć, jak robią „to” twoi sąsiedzi. Jest bowiem duże prawdopodobieństwo, że to fani amatorskiego porno!

W grudniu 2005 roku w Wałbrzychu zawrzało. Nauczycielka historii z tamtejszego gimnazjum numer 6 pozowała nago do zdjęć, które następnie trafiły do internetu na stronę z pornografią. Tam natknęli się na nie uczniowie, którzy krępujące fotografie wydrukowali i postanowili rozkleić na szkolnych korytarzach. Nauczycielka szybko trafiła na łamy ogólnopolskich gazet i w równie błyskawicznym tempie odeszła z pracy. Ludzi bulwersowało, że pełnoletnia osoba pracująca na co dzień w szanowanym zawodzie zamieniała się po godzinach w modelkę z podrzędnego świerszczyka. 

Wałbrzyska afera wybuchła dokładnie 10 lat temu. Po niej – byliśmy świadkami kilku podobnych. Czy nauczyliśmy się na błędach, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i zaczęliśmy dbać o swoją łóżkową prywatność? Na pewno coraz chętniej oglądamy zdjęcia, na których rozbierają się nie profesjonalni modele, ale statystyczni Kowalscy. I nie tylko oglądamy, ale i publikujemy!

 

Made in Hollywood

Na amerykańskich serwisach z materiałami porno już od kilku lat rosnącą popularnością cieszą się amatorskie filmiki. Niezdarne, kiepskiej jakości, ze zwykłymi, lekko sflaczałymi, a nie napompowanymi sylikonem ciałami w rolach głównych. A zaczęło się od Pameli Anderson, która jako pierwsza z panteonu gwiazd, wraz ze swoim ówczesnym mężem Tommym Lee uwieczniła łóżkowe igraszki. Film dziwnym trafem wydostał się z domowego archiwum i wkrótce, za kilka dolarów każdy Amerykanin mógł się dowiedzieć, jak robi to tleniona królowa „Słonecznego patrolu”. A  potem była Paris Hilton i bliźniaczo podobny scenariusz wydarzeń – dziedziczka hotelowej fortuny zabawiała się ze swoim chłopakiem w najlepsze i wcale nie przeszkadzało jej, że partner cały czas dzierżył w dłoniach włączoną kamerę. Nagranie „One night in Paris” stało się hitem, a panna Hilton przestała być tylko córeczką bogatego tatusia – stała się celebrytką pełną gębą. 

Jej śladem poszły kolejne zastępy aspirujących gwiazdeczek. Plotki głoszą, sex video Kim Kardashian (od tego zaczęła się wielka kariera obecnej pani West) wyreżyserowała jej przedsiębiorcza matka. A skoro tak robią gwiazdy – coś w tym musi być. Co dokładnie? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie nagrywał swojego seksu lub nie przesłał partnerowi pikantnej fotki! Sęk w tym, że coraz większa liczba z nas chce się takimi materiałami dzielić publicznie.

 

Twój sąsiad to robi!

Rodzimych  stron www umożliwiających publikację prywatnych zdjęć i nagrań jest wiele, a największe z nich zrzeszają średnio po kilkaset tysięcy osób. Nieoficjalnie (właściciel nie ujawnia tej informacji) mówi się, że w najpopularniejszym z serwisów konto ma grubo ponad milion użytkowników.

Ponad 9300 użytkowników jednego z takich portali w rubryce „kraj” wpisało Wielką Brytanię. Zaledwie 800 z kont prowadzą kobiety, niespełna 400 należy do par a mniej niż 30 – do osób trans. Przeważająca większość userów (około 8000) to panowie. Opierając się tylko na danych z tego serwisu i zakładając, że (według zaokrąglonych wyników ostatniego powszechnego spisu ludności) w UK mieszka oficjalnie około 700 tys. Polaków (w tym dzieci i młodzież) – wychodzi, że co 70. z emigrantów albo „tylko” ogląda, albo sam prezentuje swoje nagie wdzięki w ramach tego tylko portalu.

porno on line

Pogwałceniem praw statystyki byłoby, gdybym nie mogła w tej masie znaleźć nikogo ze znajomych. Do dzieła!

Zakladam fikcyjny profil – mam na imię Blanka, mam 30 lat, jestem rozrywkową singielką z odzysku, otwartą na wszelakie propozycji. Zdjęć ani filmów nie dodaję, robię za to błędy ortograficzne i w rozmowach wykazuję nadmierne zainteresowanie statusem materialnym moich rozmówców. A rozmówców mam wielu. W tabelce zatytułowanej „szukam” uściśliłam: interesuje mnie niezobowiązująca znajomość z wysokim, przystojnym, wolnym panem w moim wieku. A zaczepiają mnie –  wszyscy! Żonaci, rozwodnicy, studenci, licealiści, niscy, wysocy, grubi, chudzi, sponsorzy i amatorzy… Zdaje się, że przymiotnik „niezobowiązujący” działa jak lep na muchy. Nic to, zabieram się do poszukiwań znajomych, ale szybko rezygnuję, bo Ilość ginekologicznych ujęć umieszczonych w awatarach skutecznie zbija mnie z tropu. Z drugiej strony – czego się spodziewałam? Tego, że na „takim” portalu zobaczę galerię portretów?

W olśnieniu sięgam po  listę mailingową i skrupulatnie wpisuję w portalową wyszukiwarkę loginy z adresów. Bingo, to takie proste! Wchodzę na pierwszy, znajomo brzmiący profil – od progu wita mnie wykadrowana fotografia podbrzusza („aha, a więc tak wyglądasz nago…”), opis pasuje do pierwowzoru, wysyłam zaczepną wiadomość, bez odzewu. Ostatni raz kolega nr 1 logował się pół roku temu. Dał sobie spokój, zapomniał o profilu lub przeniósł się do innego serwisu. Internet i tak go zapamiętał.

Czas na odnalezionego kolegę numer 2. Tym razem bez ginekologicznego zdjęcia („uff!”), ale wzrost, waga, wiek, status związku, zainteresowania – wszystko się zgadza. Wysyłam wiadomość i odpowiedź pojawia się natychmiastowo. Po kilku dniach mailowania o niczym – prosi o mój numer telefonu (mamy kontaktować się przez wiadomości SMS) i proponuje spotkanie „w intymnej knajpce na kawce”. Aktywuję kupiony wcześniej starter, dogaduję szczegóły i pojawiam się w we wskazanym miejscu – w hali centrum handlowego. Kolegę widzę na horyzoncie: rozgląda się nerwowo, zauważa mnie, łapie za telefon, udaje, że gdzieś dzwoni i odchodzi odwracając głowę w innym kierunku. Po około 30 minutach od „spotkania” Blanka dostaje pełną jadu wiadomość od rozczarowanego, niedoszłego kochanka, który „naczekał się jak głupi” i życzy jej, żeby „też ją ktoś kiedyś tak wystawił”.

Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak rozważyć wszystkie „za” i „przeciw” dotyczące ewentualnego wyjaśnienia sprawy i wejść na profil kolegi nr 3. Tym razem długi opis,  fotka z wakacji, fotka z miasta, fotka na desce. Ani śladu zdjęć w nawet minimalnym negliżu, zero wykadrowanych podbrzuszy, wszystko w ubraniu i z naciskiem na twarz. Dzwonię do niego –  to ja namawiam na kawę. Kiedy opowiadam o moim niedawnym odkryciu, nawet nie jest zmieszany. Co robi na portalu z gołymi Polakami i po jakiego czorta pokazuje tam swoją twarz, skoro bezpieczną, pozwalającą na zachowanie względnej anonimowości normą są zdjęcia wagin i penisów?  – Moi znajomi wiedzą, jaki jestem. A jestem otwarty, lekko pokręcony i samotny. Nikogo nie zdradzam, nie oszukuję. Chce poznawać ludzi, a każdy sposób jest dobry. Na pytanie czy nie boi się wytykania palcami (skoro ja go znalazłam, zrobić to może każdy) odpowiada –  mam ten profil od roku i jestem pewien, że sporo znajomych go zlokalizowało. Nikt mi nie zwrócił uwagi, nikt nie próbował mnie zlinczować. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta: bo wtedy tacy moralizatorzy  sami musieliby się przyznać do posiadania konta na portalu zrzeszającym amatorów prywatnego porno!

 

Pokazywacze i podglądacze

Nie ma co (nomen omen) ukrywać – sporo zakładanych w takich serwisach profili jest bez zdjęć, niewiele osób dokładnie wypełnia rubryki opisów, a lwią część użytkowników stanowią mężczyźni. Profile par też zresztą, w znacznej mierze, tworzone i prowadzone są przez panów, za plecami partnerek.

Bez wątpienia, wielu z właścicieli profili odwiedza tego typu strony incydentalnie, większość jednak zasługuje na miano stałych bywalców. Dlaczego podglądają, jak robią to inni? Jedna z osób wypowiadających się na forum erotycznym przyznaje, że amatorskie nagrania należą do jej ulubionych, bo  (jak twierdzi) „tam przynajmniej widać, że para ma z tego frajdę, nie udaje i jest to dla niej naprawdę przyjemne”. Inny forumowicz stwierdza, że prywatne nagrania są prawdziwą inspiracją do własnych wyczynów łóżkowych. Inspiracją lepszą od pornografii komercyjnej.

Fakt, ta ostatnia nigdy nie miała edukować, tylko na siebie zarabiać, stąd tak wiele w niej przekłamań na temat seksu, partnerstwa czy roli kobiet. Ale  czy Polacy przedstawiający do publicznego wglądu  nagrania zrobione w trakcie pożycia naprawdę czują misję inspirowania innych i niesienia kaganka seksualnej oświaty? Czemu ma służyć zamieszczanie na portalach roznegliżowanych, skupionych na częściach intymnych zdjęć z  zamazanymi twarzami?

Normą na stronach z prywatnymi materiałami erotycznymi jest wzajemne komentowanie połączone z oceną filmów i fotografii. W tym temacie także przodują panowie, którzy na widok wypiętych pośladków czy wyeksponowanego biustu puszczają wodze fantazji i rozpisują się o tym co, gdzie i ile razy by z daną panią zrobili. Panie dziękują, odwzajemniają komplement i zostawiają wysoką ocenę. Na gdybaniu – jak można wywnioskować z notatek publikowanych przy profilach – przeważnie się kończy. Ale część z użytkowników decyduje się na prawdziwe spotkania. Lub wykazuje aktywność korzystając z ofert zamieszczanych w ramach serwisu przez innych userów.

Płatny seks? Nie tylko!

Na podstawie wcześniej wystawionych opinii profile ustawiane są w rankingach popularności: najlepsi (ale nie tylko ci)  oferują często za drobną opłatą zamieszczenie zdjęć zrobionych na zamówienie, pokazy na Skype lub dodawanie do istniejących już materiałów dedykacji ad persona. Jedna z wyżej ocenianych pań na blogu przyklejonym do profilu zwierzyła się, że jej porno-amatorska aktywność w związku z awarią komputera zostanie na jakiś czas zawieszona. Do wpisu dołączona była prośba do “fanów” o finansowe wsparcie, które umożliwi w szybkim czasie zakup nowego laptopa. Rozgorzała dyskusja o tym, jak pomóc rozebranej gwieździe, a wkrótce potem pojawiła się… licytacja. Zwycięzca aukcji w zamian za przelew na stosowną (wysoką) kwotę otrzymał – zgodnie z zamówieniem –  znoszoną bieliznę obrotnej amatorki.

Dziewczyna z bliskiego sąsiedztwa

Według statystyk liczba partnerów seksualnych w życiu przeciętnego Kowalskiego oscyluje wokół  5. W ilu osobach Kowalski był zakochany? Z iloma chciałby uprawiać seks? O ilu fantazjował? Ile osób widział w pełnym negliżu? A ile razy marzył o tym, żeby pruderyjna małżonka przestała gasić światło w sypialni?    

sex w sieci 2Amatorzy prezentujący wdzięki na portalach pornograficznych to nie są wymuskane gwiazdy! Mają piwne brzuchy, cellulit, a ich ciała są przyziemnie zwyczajne. Komplementowane przez anonimowych wielbicieli biusty z profilowych zdjęć nie  należą do Pameli Anderson, tylko do  zabieganych, często zaniedbanych matek, kelnerek  czy opiekunek, które codziennie widujemy na ulicy. Oceniający je panowie – zamiast śnić o blond seksbombie – wolą podziwiać  wykadrowane walory standardowych, polskich żon, dziewczyn z sąsiedztwa. Wchodząc na jeden z wielu tego typu portali użytkownicy nagle dowiadują się, jak  wygląda nago potencjalny znajomy z pracy czy dziewczyna przyjaciela ze studiów. Dowiadują się też, co inni robią, kiedy większość gasi światło w sypialni. A wszystko to przykryte płaszczykiem pozornej anonimowości.

Kto pierwszy rzuci kamieniem?

Badania dowodzą, że coraz częściej realizujemy fantazje seksualne i coraz śmielej mówimy o swoich pragnieniach. Większość z nas, nawet tych najbardziej spełnionych, ma jednak z tyłu głowy blokadę. Wiemy, że otwarte debatowanie o swingowaniu czy miłości do nudyzmu mogłoby spotkać się z (cichą lub głośną) krytyką otoczenia. A przecież jesteśmy społeczni, zależy nam na akceptacji innych i – jednocześnie –  chcemy dzielić się z swoimi radościami czy (nierzadko) pasjami. Dlatego coraz chętniej podglądamy lub dajemy się podglądać w sieci i dołączamy do portali, w których nikt nie wyśmiewa się z czyichś upodobań. Tyle tylko, że wciąż robimy to nieuważnie 

Racjonalizm przegrywa w walce z poczuciem anonimowości. Owszem, znikomy procent użytkowników serwisów dla dorosłych publikuje w nich zdjęcia z odsłoniętą twarzą. Problem w tym, że na wielu z umieszczanych fotografii można dopatrzeć się nie tylko charakterystycznych tatuaży właścicieli profili, ale i ujęć ich mieszkań (w końcu gdzieś muszą się fotografować) czy samochodów z widoczną rejestracją.  

W ramach testu, na podstawie loginów z maili, w kilka chwil namierzyłam na jednym z portali kilku znajomych. Gdybym poszukała głębiej – byłoby ich znacznie więcej.

Nauczycielka z Wałbrzycha “wpadła” dziesięć lat temu. W międzyczasie media nagłośniły co najmniej kilka podobnych afer. Nie wyciągnęliśmy z nich wniosków, nie szanujemy swojej prywatności i wciąż wierzymy, że internet zapewnia anonimowość. A dokładniej – zapewnia ją nam, tylko nam.

Ciekawe, ile osób – podczas lektury tego tekstu – postanowiło sprawdzić, czy wśród użytkowników portali dla dorosłych są ich znajomi. Jeszcze ciekawsze jest to, czy – wertując profile miłośników amatorskiego porno – zastanowili się nad tym, czy gdzieś w odmętach sieci nie wisi konto z ich podbrzuszem w awatarze.

foto: lic. CC (Flickr)

Dodaj komentarz

Zmiany w prawie. Angielskim autem po polskiej drodze

Muzułmanie w Wielkie Brytanii: jest ich dużo, będzie jeszcze więcej