w

Pomużmy* Eli, chorej na raka Polce z Maidstone

Jako pielęgniarka Ela widziała więcej cierpienia i bólu, niż większość z nas przez całe swoje życie. Często pomagała swoim pacjentom i podopiecznym nieść krzyż choroby. Mogłoby się wydawać, że przez 12 lat praktyki w zawodzie wyczerpała limit trosk. Los okazał się jednak okrutnie przewrotny.

Słyszeliście o pięciu etapach umierania? Nawet jeśli nie znaliście wcześniej tej teorii, na pewno doświadczyliście jej na własnej skórze. Rak to podły przeciwnik, który każdemu z nas zabrał kogoś bliskiego. I każdy z nas widział, jak chorujący rodzic, dziadek, siostra, brat, mąż, żona, dziecko, przyjaciel czy sąsiad najpierw zaprzeczał diagnozie, później odczuwał ogromny gniew, następnie zaczynał się targować, negocjować z choroba, aż wreszcie popadał w depresję i – na końcu – zaczynał godzić się ze śmiercią, powoli akceptować zbliżający się koniec.

Ten ostatni etap, moment akceptacji jest najgorszy. Oznacza brak nadziei, która tylko teoretycznie umiera ostatnia. W praktyce – wiara w to, że można wygrać z rakiem często gaśnie na długo przed tym, zanim chory zrobi ostatni wdech.

Dlaczego? To brutalnie proste! Kiedy po seriach naświetleń, kilku operacjach i setkach niebezpiecznych zabiegów okazuje się, że przeciwnik jest silniejszy od medycyny konwencjonalnej, specjaliści się poddają. A skoro lekarze mówią, że nie ma nadziei…

Ostatnia deska ratunku

Ela zna swojego przeciwnika od podszewki. Przez 12 lat pracy jako pielęgniarka pomagała swoim podopiecznym. Dbała o nich, pocieszała, podtrzymywała na duchu. Stawała się częścią ich życia i zapraszała ich do swojego świata. Słuchała o ich dzieciach, wnukach i żonach, opowiadała o swoim mężu, kochającej rodzinie i wspaniałych przyjaciołach. Wielu z chorym pomogła zwyciężyć w walce z rakiem. Wspierała ich wtedy, gdy tracili nadzieję, nie pozwalała przestać się gniewać na nowotwór, namawiała do tego, żeby się z nim targowali, żeby się nie poddawali, żeby nie traktowali diagnozy jako wyroku, nie godzili się ze śmiercią, tylko walczyli z nią mimo najgorszych nawet rokowań czy niemocy lekarzy.

4 lata temu sama stała się pacjentem. Zachorowała na raka jajników z przerzutami do opłucnej, wątroby i węzłów chłonnych. Wiedziała, co ją czeka. Zdawała sobie sprawę z tego, że walka z chorobą będzie wyniszczająca, żmudna i długa. Podjęła wyzwanie i – mimo niepowodzeń – nie przestała się na raka gniewać. Dalej chce go pokonać. I wierzy, że to możliwe.

Ela przeszła przez chemioterapie i radioterapie. Ma za sobą kilka operacji i setki bolesnych zabiegów. Od czterech lat walczy ze śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. Wydawało się, że – wspierana przez lekarzy, rodzinę i przyjaciół – wygrywa w starciu z rakiem. Ale to tylko pozory, bo nowotwór jest uparty, nawraca ze zdwojoną siłą, sprawdza jej wytrzymałość, testuje możliwości medycyny. Niestety,. w październiku zeszłego roku lekarze powiedzieli Eli wprost: możliwości medycyny konwencjonalnej już się wyczerpały, nie możemy nic więcej zrobić.

Ale to, że lekarze są bezsilni nie znaczy, że my też powinniśmy tacy być. Ela dalej walczy, na własną rękę. Zresztą, batalia z nowotworem zawsze odbywa się w ten sposób, twarzą w twarz, jeden na jednego. Medycyna – czy to konwencjonalna, czy niekonwencjonalna – jest zwykle adiutantem. To od chorego w największej mierze zależy, czy pogodzi się z diagnozą i rokowaniami, czy zaakceptuje śmierć, czy pozwoli umrzeć nadziei zanim sam zrobi ostatni wdech.

„Odkryłam nowatorską metodę leczenia nowotworów polegającą na wzmacnianiu całego organizmu oraz podawaniu dużych dawek witaminy C i B17 dożylnie” – pisze Ela. „Po 10 dniach stosowania tej terapii moje wyniki znacząco się poprawiły. Niestety ta metoda nie jest refundowana, a czteroletnia choroba w dużym stopniu nadszarpnęła nasz rodzinny budżet. W tym momencie nie jesteśmy w stanie zapłacić za koszt leczenia, który wynosi ok. 20000 funtów.”

Pomóżmy Eli mieć nadzieję

„Mam wspaniałego męża, kochającą rodzinę i przyjaciół na których zawsze mogę liczyć, dlatego też każda dodatkowa chwila spędzona z nimi jest dla mnie bardzo cenna. Aktualnie tylko ta terapia może dać mi ten czas” – wyznaje Ela.

Zbiórka na finansowanie terapii dla Polki organizowana jest przez GoFundMe. Każdy datek ma znaczenie! Każdy funt i każda złotówka mogą podarować Eli kolejną godzinę życia. Nie pozwólmy jej stracić nadziei. Wspierajmy ją w walce z chorobą – tak, jak ona, przez lata pracy jako pielęgniarka, wspierała w niej naszych rodziców, dzieci, mężów, siostry i przyjaciół.

Kliknij w link, dołącz do akcji, wesprzyj Elę – KLIK!

Zobacz, co z myślą o Eli szykują jej przyjaciele – KLIK!

————————————————————————————————————————
* Szanowny Czytelniku! Jeśli dotarłeś do końca tego wpisu – serdecznie dziękujemy za poświęcony czas i szybko wyjaśniamy, że błąd w tytule to zagranie celowe. Dlaczego tak? Są dwa powody. Po pierwsze – ten, kto skupi się jedynie na ortografie i (bez zapoznania się ze sprawą) zjadliwie skomentuje tekst, wyleje żółć na „analfabetów”… Ten i tak nie wspomoże Eli nawet jednym funtem. Hejterzy już tacy są. Oni nigdy nie pomagają, ale zawsze krytykują. Ale ten, kto ma dobre serce – pomoże. I to niezależnie od tego, ile błędów wciśniemy do tytułu.

I po drugie – „PomUżcie” to fortel, który miał sprowokować większe zainteresowanie postem. A większe zainteresowanie równa się więcej i szybciej zebranych środków na leczenie Eli!

Już wcześniej prosiliśmy w ten sposób o wsparcie w ważnej sprawie. Wtedy, wiosną 2015 roku chodziło o zbiórkę (czy raczej „zbiUrkę”) na rzecz Julki (KLIK!). Między innymi dzięki Waszym datkom udało się sfinansować operację dziewczynki.

Mamy nadzieję, że w przypadku Eli też pokażecie, że Polonia w UK potrafi dać czadu!

ela_pomoc2

ela_pomoc3

Dodaj komentarz

Alabama rot zagrożeniem dla życia Twojego pupila – nie lekceważ objawów!

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna na niebie nad Kent i Sussex