w ,

Szkoła zabrania chłopcom noszenia szortów, ale zgadza się na spódnice

Dyrektorka szkoły w Oxfordshire miała zakazać uczniom przychodzenia na lekcje w szortach. Zapytana przez jednego z rodziców o to, czy jego syn może w upalny dzień przyjść na zajęcia w spódnicy – stwierdziła, że tak.

Chiltern Edge School w Sonning Common we wrześniu ubiegłego roku wprowadziła bardzo restrykcyjną politykę dotyczącą ubioru uczniów. Zgodnie z nowymi regulacjami, uczniowie mogą nosić (jako dół) jedynie długie spodnie lub spódnice.

Jak informuje „Daily Mail”, Alastair Vince-Porteous – rodzic jednego z uczniów placówki – miał zapytać dyrektorkę szkoły, czy w upalne dni jego syn może pojawić się na zajęciach w krótkich, szytych na miarę szortach. W odpowiedzi usłyszał, że takie spodenki nie są uwzględnione w regulaminie.

„Powiedziano mi, że szorty nie są częścią oficjalnego mundurka. Szkoda, że nie możemy być bardziej dorośli. Nie pytałem o minispódniczkę czy obcisłe jeansy, ale o możliwość noszenia przez dwa ciepłe miesiące szytych na miarę szortów” – wyjaśniał ojciec dziennikarzom. „Wiem, że w przeszłości zdarzało się, że uczniowie (chłopcy – dop. aut.) nosili spódnice. Zapytałem, czy mój syn także mógłby w ten sposób ubrać się na lekcje, a szkoła stwierdziła, że tak”.

Z małej burzy wielkie gender

Temat podchwyciło między innymi kilka polskojęzycznych serwisów i stron na FB. Autorzy publikacji, na podstawie artykułu „Daily Mail” (brukowego serwisu, znanego z nierzetelności i manipulacji) zawyrokowali, że stanowisko szkoły w Oxfordshire jest dowodem na (mówiąc eufemistycznie) rychły koniec „Cywilizacji Zachodu” i spłycili problem w taki sposób, żeby przekaz skierowany do odbiorcy był jasny: „chłopcy w Anglii są zmuszani do noszenia spódnic w upalne dni”. Ale sprawa ma drugie dno. I nie chodzi tylko o to, że publikacja w „Daily Mail” była okrojoną i zmanipulowaną parafrazą artykułu, który ukazał się pierwotnie w „The Henley Standard”. Ani o to, że wciąż tak wiele osób bezrefleksyjnie wierzy w to, co „Daily Mail” podsuwa pod ich nosy i na podstawie publikacji w brukowcu wyrabia sobie zdanie o sytuacji w UK, w Polsce czy na świecie.

Owszem, szkoły w Wielkiej Brytanii coraz śmielej wprowadzają politykę uniformów neutralnych płciowo czy zezwalają uczniom na wybór, w czym – spódnicy czy spodniach – chcą chodzić. Ta polityka nie jednak tak postępowa, jak (zwłaszcza nadwiślańskim) przeciwnikom „gender” mogłoby się wydawać. To po pierwsze. Po drugie – niewielu z uczniów z niej korzysta (cóż z tego, że placówka pozwala kilkunastolatkowi przyjść na lekcje w spódnicy, skoro taki ubiór spotka się niechybnie z ostracyzmem kolegów?). Częściej niż chłopca-ucznia w spódnicy (noszącego spódnicę nie dla żartu, ale po to, by „celebrować swój indywidualizm”) można spotkać ucznia surowo ukaranego (na przykład zawieszeniem) za to, że zaprezentował w szkole nieodpowiednią (zdaniem nauczycieli) fryzurę czy przyszedł na lekcje z kolczykiem w nosie.

Pod względem ekspresji wyrażanej ubiorem czy wyglądem brytyjskie szkoły są o wiele mniej postępowe i tolerancyjne niż polskie. A przede wszystkim – ściśle (choć bardziej adekwatnie byłoby napisać bezmyślnie) trzymają się ustanowionych przez siebie regulaminów. I tu właśnie leży sedno problemu, który poruszył ojciec ucznia z Oxfordshire, pytający dyrektorkę, czy jego syn może przyjść na lekcje w spódnicy. Bo – jak przyznał – słyszał, że takie sytuacje już się zdarzały.

Owszem, zdarzały się i za każdym razem budziły zainteresowanie mediów (co świadczy tylko o tym, że chłopiec w spódniczce to rzadki widok na szkolnym, brytyjskim korytarzu). Choćby tak, jak w zeszłym roku, kiedy grupa uczniów z ISCA College w Exeter zorganizowała protest przeciwko regulaminowi zabraniającemu noszenia szortów w szkole. Kiedy zapytali nauczycielkę, czy z uwagi na upał mogą przyjść na lekcję w krótkich spodenkach, usłyszeli, że zostaną za to (zgodnie z regulaminem) ukarani. „A czy możemy przyjść, tak jak dziewczyny, w spódnicach?” – ponowili pytanie. Nauczycielka potwierdziła. I mimo że jej odpowiedź była sarkastyczna, mleko się rozlało, bo następnego dnia pięciu uczniów przyszło do szkoły w spódnicach – takich samych, jakie noszą ich koleżanki, a więc zgodnych z regulaminem.

Long story short

Jakiś czas temu portale internetowe wyjaśniały „tajemnicę” garderoby księcia George’a. Zastanawiano się, dlaczego prawnuk Elżbiety II zawsze nosi krótkie spodenki. Odpowiedź jest prosta: zgodnie z etykietą mali chłopcy powinni być ubierani w szorty. Do długich spodni trzeba dojrzeć. Stąd George – czy to w lecie, czy w zimie, w skwarze czy w marznącym deszczu – jest widywany w szortach. „Dorosłe” spodnie będzie mógł nosić dopiero w wieku ośmiu lat, kiedy stanie się wystarczająco poważny. A dokładniej – za poważny na noszenie szortów.

Podobna filozofia dominuje w brytyjskich szkołach. Długie spodnie mają dodawać powagi, zobowiązywać do bardziej dorosłego zachowania. Skoro klient w krawacie jest mniej awanturujący, to (analogicznie) uczeń w długich spodniach jest bardziej dostojny, a placówka może poudawać, że już niewiele brakuje do tego, aby w rankingu zrównała się z Eton.

Szkole w Oxfordshire do miana szkoły elitarnej wiele brakuje. W zeszłym roku została oceniona przez rządową agencję Ofsted jako (znów podpierając się eufemizmem) mniej niż średnia. Agencja miała wiele zastrzeżeń, co najprawdopodobniej odstraszyło rodziców potencjalnych uczniów. W szkole może się uczyć 900 dzieci, w styczniu tego roku na zajęcia chodziło jedynie 507. Placówce groziła likwidacja.

Nowa dyrektora szkoły, Moira Green, chcąc poprawić notowania Chiltern Edge School, zdecydowała się we wrześniu 2017 roku wprowadzić szereg zmian. W tym – mając wsparcie rodziców – zmian dotyczących wzoru mundurków (wcześniej uczniowie mogli nosić koszulki polo i bluzy-kangurki). Zadecydowano, że uniformy będą bardziej formalne, utrzymane w stylu „biznesowym”. Gdy kontrolerzy Ofsted wrócili do placówki w listopadzie 2017 roku, uznali, że szkoła zrobiła znaczne postępy. Doceniono między innymi nowe mundurki, które (przynajmniej wtedy, jesienią) spodobały się nie tylko pracownikom agencji, ale i uczniom oraz ich rodzicom.

Szkoła odniosła sukces, ale zrobiło się o niej głośno nie dlatego, tylko za sprawą okrojonej publikacji „Daily Mail”, której autor zrobił wszystko co w jego mocy, aby – po przeczytaniu artykułu – w głowie odbiorcy zostało tylko jedno: „Uczniowie, jeśli im gorąco, mają nosić spódnice, skandal!”.

Poproszona o skomentowanie sprawy dyrektorka placówki przyznała, że czuje się sfrustrowana sytuacją. „Pracujemy nad ulepszeniem Chiltern Edge School, a ludzie mówią tylko o tym, czy chłopcy mogą zakładać do szkoły spódnice” – stwierdziła. Dyrektorka zapewniła też, że nigdy nie powiedziała, że „uczniowie mają nosić spódnice”.

Co istotne, Alastair Vince-Porteous – ojciec, który najprawdopodobniej nieumyślnie rozpętał genderową burzę – w rozmowie z dziennikarzami „The Henley Standard”, zapewnił, że nie ma nic przeciwko chłopcom noszącym spódnice, a sam pomysł mundurków neutralnych płciowo uważa za pozytywnie nowoczesny. Te słowa rodzica nie znalazły się jednak w artykule „Daily Mail”. Najwyraźniej nie pasowały do tezy i ogólnej wymowy tekstu, z którego wynika, że „Zachodnia Cywilizacja upada przez uczniów w kieckach”.

No cóż, long story short: jeśli być, albo nie być „Zachodniej Cywilizacji” zależy od tego, co może, a czego nie powinien na siebie zakładać uczeń przeciętnej szkoły w Oxfordshire, to źle to świadczy o kondycji tej „Cywilizacji”.

 

[ot-video type=”youtube” url=”https://www.youtube.com/watch?v=7j3lDWlSUd4″]

Dodaj komentarz

Poszukiwany przestępca instruuje, jak uciec brytyjskiej policji (VIDEO)

Nago i na rowerze. Ekstremalna jazda w słusznej sprawie