Wystarczy przejść się ulicą w za krótkiej spódnicy, czy obcisłej koszulce, żeby skupić na sobie karcące spojrzenia innych przechodniów rodzaju żeńskiego. Nikt tak nie obcina kobiet, jak inna kobieta. Nie wierzycie? Zróbcie eksperyment…
Krytyce poddawane są nie tylko kolory, rozmiary i fasony tego, co nosimy, ale także grubość naszych ud, linia żuchwy i kształt stóp. Okazuje się, że ulica roi się od specjalistek mody i urody: a to nie taki kolor dobrałam, a to za gruba jestem na ten typ sukienki, a nie daj Boże boczki i oponki, okrągłe biodra i krótkie nóżki. Przedstawiam sobą obraz nędzy i rozpaczy, nie do obnoszenia. Oblech, obciach i wstyd. Powinnam zamknąć się w domu i biczować makaronem! Najlepiej al dente.
Z pełną świadomością piszę, że kobiety nie tolerują niczego, co nie mieści się w ramach tzw. normalności. Chętnie obserwują koleżanki, żeby ze złośliwym uśmiechem wymieniać komentarze i wytykać niedoskonałości. Widzisz fałdkę na boku siostry swojej, a cellulitu na własnej pupie nie dostrzegasz.… Może dlatego, że jest z tylu? Nikt tak nie kłamie jak koleżanka koleżance: Kochana, wyglądasz papuśnie, wcale nie jak zdzira ze wsi! Zdziwiooooona?
Złości mnie to i denerwuje niezmiernie. Brak dystansu i ciągłe dążenie do perfekcji, którą nas wmawiają, owocuje krytycznym spojrzeniem i brakiem zdrowego dystansu do własnego i cudzego ciała. Nikt nie wygląda jak gwiazda z okładki, oprawiona i wyretuszowana. Nie dociera do nas ten brak realizmu jakim nas bombardują. My, jak na Matki Polki przystało, musimy być doskonałe; z wymalowanymi paznokciami, nienaganna figurą i świeżo zrobionymi włosami. Do tego dochodzi ten cały cyrk z obrobieniem domu, dzieci i Starego. Polki – w większości zgorzkniałe ideały i sfrustrowane supermanki; a tfu feministki, a tfu.
Baby kochane, nikt by tego nie ogarnął i WY też nie musicie! Święty by się wściekł po pierwszym dniu. Może dlatego brak w naszych wzajemnych stosunkach ciepła i zrozumienia. Zapracowane i przedsiębiorcze, z mnóstwem problemów, bo zawsze można coś zrobić, poprawić: Kaśka kanapę sama obszyła, a Maryśka chleb wypieka dla całej rodziny, a ja nie mogę??? Ja wam jeszcze pokażę. Wam? Komu? Chyba nie mężowi, który śpi na kanapie i gdzieś ma pochodzenie pochłoniętego wcześniej wypieku, dzieciom przed komputerem, no może teściowej… teściowa też kobieta, ona zrozumie! Kółko się zamyka, dramat grecki, trup ściele się gęsto. Łatwiej obrzucić złym okiem sąsiadkę lub rzucić jadowitym komplementem w koleżankę, a wieczorem w samotności pozostaje czekolada na pociechę. Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, jestem gruba i beznadziejna, a i tak wam pokażę…. Ta zawziętość, ta ambicja, Jezusiku kochaniutki!
Same sobie szykujemy taki los. Faceci żyją w symbiozie, bo nie krytykują się za wiszące portki, poplamiony krawat, czy niewychowane dzieci. Dla nich ważne są zdrowe relacja z kumplami i luźne pogaduchy przy piwku… szybko, tanio i solidnie, jak podpowiada zdrowie psychiczne. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W grupie siła, spokój i niezobowiązujące bycie sobą.
Drogie panie, drogie Polki, trzeba czasem poluźnić warkoczyki, bo inaczej wszystkie nie doczekamy emerytury. Ciągłe napięcia generują zmarszczki i zacierają stawy skokowe. Każdy ma czasem gorszy dzień i gruba pupę, ale czy na tym kończy się świat? Nasze tyłki w centrum wszechświata… Hawking by się uśmiał.
Nie szata zdobi człowieka, a jego interesujące wnętrze, dobre serce i wyobraźnia. Zatem trzymajmy się razem, na pohybel bidulkom, Kopciuszkom i Calineczkom. A tak przy okazji: próbowałam rozwiązać to żeńskie zjawiska spinająco-nieprzychylne, tak często ostatnio występujące na naszych ulicach. Wiosna przyszła, trza się było rozebrać odrobinkę. To kompleksy powyłaziły jak dżdżownice po deszczu, warcząc i kopiąc przechodniów.
Czy to nie bierze się ze strachu przed odejściem ukochanego i utratą tytułu najpiękniejszej z pań? Świat jest próżny, ładniejsi mają łatwiej. Ale jak mądre przysłowie mówi: zawsze znajdzie się większa rybka w jeziorze, rybka młodsza i ładniejsza. To jednak nie powód, żeby strzelać sobie w nogę. Proza życia, show must go on, a my bądźmy jak dojrzałe wino. Pozostają dzieci i lokator zwany mężem. Niewątpliwie trzeba ich kochać i wspierać, ale wszystko powinno działać w obie strony. Tylko w komedii romantycznej prawdziwa przyjaciółka nie uwodzi naszego męża, dzieci kończą Oxford, a facet zarabia miliony.
Zatem wprowadźmy słowo w czyn i zacznijmy się szanować, wspierać i komplementować. W końcu jakieś zasady obowiązują, jeśli nie w modzie, to przynajmniej w życiu. Energia wraca, karma dobra czy zła prędzej, czy później zapuka do naszych drzwi i da nam prztyka w nos. Człowiek jest tylko człowiekiem. Kobieta też. Dobrze mieć wtedy przy sobie życzliwą duszę, która przy lampce wina wysłucha naszych smutków, a potem bez złośliwości i ze zrozumieniem podtrzyma nam głowę nad toaletą, nie wspominając o tym na mieście.
Foto: Flickr (lic. CC)