Andrzejki już za niewiele ponad trzy tygodnie, a po nich czas adwentu. Na dobre dopada mnie świąteczny klimat, a moje myśli coraz częściej krążą wokół planowania szalonego dla domu, przedświątecznego czasu. Termin okołoandrzejkowy to dla mnie znak, że już najwyższy czas na jeden z moich ulubionych, corocznych rutuałów: nastawiania świątecznego piernika adwentowego.
Dlaczego adwentowy? Bo nastawia się go najpóźniej na czas rozpoczęcia adwentu. Zanim ciasto wyląduje w piekarniku, musi dojrzewać w chłodnym miejscu przynajmniej trzy tygodnie. Piernik pieczemy na tydzień przed świętami, aby skruszał i wydał z siebie pełnię aromatów. Oczywiście bywają lata, że ciasto robię już w połowie października, odstawiam do spiżarki i zapominam o nim. Im dłużej leżakuje, tym jest doskonalsze. Nie psuje się dlatego, że zestaw przypraw wchodzących w skład mieszanki piernikowej ma właściwości antyseptyczne. Cynamon, imbir, goździki, pieprz, ziele angielskie, kardamon, anyż, miód skutecznie chronią zaczyn przed popsuciem się.
W dawnych czasach w Toruniu na narodziny dziewczynki nastawiano ciasto piernikowe, które panna otrzymywała w posagu na własne wesele. Ciasto to, im starsze, tym lepsze – miało realną wartość finansową.
Piernik dojrzewający w świątecznym menu naszego domu pojawia się od kilku lat. Zaletą ciasta, oprócz doskonałego smaku i zapachu, jest to, że można je zrobić dużo wcześniej, co dla każdej zabieganej pani domu nie jest bez znaczenia. I bez gotowania czynności związanych z przygotowaniem Bożego Narodzenia jest w huk.
Zanim podam przepis, dla zainteresowanych, kilka uwag:
1.tłuszczem stosowanym do piernika jest smalec lub masło. Osobiście polecam smalec. Masło, w moim odczuciu jest zbyt ciężkie. Dominuje swoim śmietankowym smakiem.
2. Jeśli zdecydujecie się użyć smalcu do ciasta, KONIECZNIE musi on byś świeży i najwyższej jakości. Polecam kupić słoninkę i przetopić osobiście. Będziecie potrzebować 250 gram tłuszczu.
3. Miód – jeden z podstawowych elementów piernika powinien być lipowy lub wielokwiatowy. Miody te są łagodne i neutralne w smaku, przez co nie dominują ciasta. Oczywiście dla wielbicieli miodu gryczanego, polecam ten. Ciasto będzie miało ciemny, intensywny kolor i charakterystyczny, wyrazisty aromat.
4. Ciasto dojrzewające doskonale nadaje się także do wyrobu pierniczków. Pieczemy je na tydzień przed spożyciem i zamykamy w szczelnym pudełku aby skruszały. Pierniczki tuż po upieczeniu są mega twarde.
5. Próbowałam wielu gotowych mieszanek piernikowych i uważam, że przyprawy Kamisa (ojej! lokowanie produktu!) są najlepsze. W przyszłym roku sama przygotuję mieszankę ziół 🙂
6. Z tej ilości produktów wychodzi sporo piernika. Jeśli macie mniejszą rodzinkę, polecam połowę składników.
Przepis jest stary, dostałam go od teściowej, a ona od swojej mamy.
Składniki:
250 g miodu lipowego lub wielokwiatowego
1,5 szklanki cukru
250 g smalcu lub masła
1 kg mąki pszennej, pół na pół z żytnią (jeśli nie macie, może być tylko pszenna)
3 jaja
3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
0,5 szklanki mleka
0,5 łyżeczki soli
2-3 torebki przyprawy piernikowej
Wykonanie:
1. Miód, cukier i tłuszcz podgrzewamy w garnku mieszając drewnianą łychą, tak długo, aż składniki się rozpuszczą i połączą. Uwaga nie wolno zagotować.
2. Do gorącej masy dodajemy mieszankę przypraw piernikowych i jeszcze chwilę podgrzewamy, żeby uwolniły swój aromat.
3. Odstawiamy całość z gazu i mieszając od czasu do czasu, pozostawiamy do ostygnięcia.
4. Gdy masa jest już letnia, dodajemy jajka i dokładnie mieszamy.
5. Następnie kolejno: sól i sodę rozpuszczoną w mleku. Znów dobrze mieszamy, by składniki się połączyły i dały aksamitną masę. Na tym etapie można do ciasta dodać bakalie: rodzynki, skórkę pomarańczową, orzechy. Jeśli z tego ciasta będziemy piec pierniczki, wtedy bakalie pomijamy.
6. Do masy stopniowo dodajemy mąkę i starannie wyrabiamy, by ciasto było gładkie.
7. Całość przelewamy do miski/kamionki, przykrywamy ściereczką (ciasto musi oddychać) i pozostawiamy w chłodnym miejscu do dojrzewania.
Początkowo zaczyn ma konsystencję półpłynną, ale nie martwcie się. Z czasem stężeje.
8. Po czasie dojrzewania, wyjmujemy ciasto, dokładnie wyrabiamy, dodając jeszcze trochę mąki. Całość dzielimy na trzy części, każdą rozwałkowujemy i umieszczamy na blaszce wyłożonej pergaminem. Pieczemy każdy placek 30 minut w temperaturze 180 stopni C.
9. Po ostygnięciu przekładamy ulubionym dżemem lub powidłami (ja zawsze biorę mirabelkowe).
Całość szczenie zawijamy w folię spożywczą lub pergamin i ściereczkę. Pozostawiamy na około tydzień w chłodnym miejscu, by ciasto skruszało.
Po tym czasie piernik kroję na trzy części, każdy oblewam czekoladą i obsypuję siekanymi, prażonymi orzechami. Rozdaję rodzinie w świątecznym prezencie lub wymieniam się z teściową na makowiec.
Zwykle jest tak, że w nadmiarze świątecznego jedzenia zapominamy o pierniku. Do łask wraca około Sylwestra i wtedy jest absolutnie doskonały! Aromatyczny, kruchy… z resztą: spróbujcie sami! Jeszcze macie czas.
Do napisania.
Ps. Czekoladę – koniecznie gorzką i koniecznie dobrej jakości, rozpuszczam w kąpieli wodnej, dodając około 2 łyżki oleju. Powoduje to, że jest ona aksamitna, błyszcząca i nie tak gęsta, przez co łatwo daje się rozsmarować na cieście.
Foto:Flickr (lic. CC)