Jaki burak jest, każdy widzi. Przepis prosty: obrać, ugotować i jeść, a potem przez tydzień sikać na czerwono. Proste? Proste. W sumie na tym mogłabym zakończyć swój felieton. Jednak sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo bywają buraki trudne do przełknięcia i ciężkostrawne, co nierzadko prowadzi do biegunki emocjonalnej. Człowiek się wkurza i gimnastykuje, a burak wychodzi cało z każdej sytuacji.
Buraka nie trudno przegapić. Zna się na wszystkim, krzyczy i domaga się swoich praw, bo wie lepiej, bo zapłacił, bo mu się po prostu należy. Czasem to śmieszy, a czasem już nie.
Anatomia buraka
Buraczek, buraczek miał czerwony fraczek, paniska, choć większość z nich to mniej lub bardziej zwyczajni zjadacze chleba. Przybierają różne kształty, noszą dresy i garnitury, mówią rożnymi językami, ale łączy ich jedno: nie lubią świata i najchętniej przemeblowaliby go według własnego gustu. Świat zamieszkałyby Mrożkowe Edki, a uczciwi-frajerzy zeszliby do podziemia.
Ostatnio zdumiał mnie klient, który na początku naszej rozmowy stwierdził, że wiedza, którą posiadam jest ogólnodostępna, a zadania, które wykonuję – banalne. Po co Pan w takim razie dzwoni? – zapytałam. Klient się zacietrzewił i wykrzyknął: bo ja próbowałem sam (tu chodziło o zwykłą oszczędność), ale chyba ‘kliknąłem’ coś nie tak i dostałem pismo z odmową. No jak to? – zapytał chyba retorycznie. Przecież wszystko było dobrze! No chyba właśnie nie – odpowiedziałam i zakończyłam rozmowę, bo w tym przypadku obrażanie innych było chlebem powszednim tego Pana.
Innym razem klient – płacąc za moją pracę – postanowił ‘wycisnąć’ ze mnie wszystkie informacje, usługi i materiały. Płacę, to wymagam – powtarzał jak mantrę. Pana obsłużyłam z uśmiechem, po czym dodałam kilka rzeczy ot tak, z dobrego serca. Na koniec wykasowałam jego numer z telefonu. Jestem pewna, że opinię wystawi mi i tak negatywną, bo zawsze jest jakieś ale….
Początkowo się przejmowałam, potem zapisałam się na kurs karate. Pomogło. Teraz cieszy mnie myśl, że w razie czego można znokautować wrednego buraka z półobrotu, albo chociaż postraszyć czarnym pasem.
Warzywa to witaminy. Człowiek-burak, nie!
Generalnie to spokojny ze mnie człowiek. Przymykam oko na drobne złośliwości i przytyki. Staram się zrozumieć i wytłumaczyć każdego, ale co za dużo to i świnia nie zje.
Nie lubię chamstwa i zdecydowanie mam alergię na idiotów. Nie lubię głupoty, a w szczególności braku dobrych manier. Ludzi, którzy dobre serce mylą z naiwnością, którą można podeptać i wykorzystać.
Nie boje się nazwać chama chamem. Tym bardziej, gdy taki człowiek pastwi się nad innymi z uśmiechem na ustach.
Jednak nie zamierzam wykrzykiwać haseł: Ziemia dla ludzi, buraki do słoików. Jestem ponad to, choć na pewne zachowania będę reagować, żeby się toto nie rozpleniło. W życiu codziennym unikam buractwa i rozważnie dobieram przyjaciół. Mądrze wychowuję swoje dzieci i mam nadzieję, że taki typ człowieka sam się w końcu zje.
A że jestem optymistką – myślę, że każdy burak może okazać się z czasem cukrowy. Beta vulgaris, który pod twardą skórą kryje w sobie miłą niespodziankę. Wtedy tulić do łona i chwalić za dobre uczynki. W końcu nikt nie rodzi się burakiem!
Foto: Flickr (lic. CC)