„Bez znajomości angielskiego do UK NIE WJEDZIESZ” – grzmi jeden z polonijnych portali internetowych. Sprawdziliśmy w czym rzecz. I już na wstępie uspokajamy – wjedziesz. Ale…
Sprawa dotyczy raportu przygotowanego przez międzypartyjny zespół brytyjskich parlamentarzystów (APPG). Grupa zajmuje się zagadnieniami dotyczącymi kwestii integracji społecznej. Raport nie jest więc – jak można by wywnioskować z prasowych tytułów – gotową ustawą czy projektem nowego prawa, ale sugestią, analizą, którą Theresa May może wziąć pod uwagę lub którą może całkowicie zignorować. To po pierwsze.
Po drugie: w raporcie APPG mowa o tym, że nieznajomość języka angielskiego wśród imigrantów nie sprzyja integracji. I trudno z tym wnioskiem dyskutować. Faktem jest, że imigranci – właśnie z uwagi na nieumiejętność porozumiewania się w języku urzędowym, właściwym dla danego kraju – nie tylko mają problemy z samodzielnym załatwianiem formalności, ale i z porozumiewaniem się ze rdzennymi mieszkańcami czy z imigrantami pochodzącymi z innych krajów. Problem ten nie dotyczy jedynie Wielkiej Brytanii. Podobnie jest – dla przykładu – w Niemczech czy Francji, gdzie imigranci nie potrafiący mówić po niemiecku czy francusku żyją w swoistych gettach: zamieszkują tam, gdzie mieszkają ich rodacy, pracują dla rodaków, za pośrednictwem rodaków „jako tako” mówiących po niemiecku czy francusku załatwiają formalności etc. Taka sytuacja nie tylko nie sprzyja integracji, ale i tworzy dodatkowe podziały i konflikty. W końcu brak porozumienia (choćby na poziomie podstawowym, czyli językowym) rzadko kiedy kończy się czymś dobrym.
W raporcie APPG czytamy więc o tym, że imigranci przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii powinni posługiwać się językiem angielskim. Czy można się do tego postulatu przyczepić? O ile nie jest się roszczeniowym – nie. Trudno bowiem wymagać od anglojęzycznego urzędnika, pracującego w anglojęzycznym kraju, żeby – specjalnie na potrzeby imigrantów – nauczył się kolejnego języka (czy raczej kolejnych języków). To imigrant powinien dostosować się do zasad panujących w nowej „ojczyźnie”, a nie nowa „ojczyzna” do jego językowych kwalifikacji. Ta sama zasada dotyczy migrantów osiedlających się w Polsce. Nikt nie oczekuje od rodzimej urzędniczki, że ta – w języku innym niż polski – będzie rozmawiała z petentami z Rosji, Ukrainy czy Niemiec. Nikt nie oczekuje od polskiego sprzedawcy, że imigranta z Czech, turystę z Austrii czy Wielkiej Brytanii „obsłuży” po czesku, niemiecku czy angielsku. To „oczywista oczywistość”! Tak samo oczywiste jest, że nikt nie potrafiącemu mówić po polsku turyście z Niemiec czy imigrantowi z Czech zabroni wjazdu na teren RP. To samo dotyczy raportu APPG i imigrantów przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii. Nikt nikomu drzwi przed nosem zamykać nie będzie.
O co więc całe halo?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o to, żeby czytelnika nastraszyć. W końcu złe wiadomości najlepiej się „klikają”.
APPG w raporcie sugeruje (nie nakazuje, ale sugeruje właśnie), że imigranci przybywający do Wielkiej Brytanii powinni znać język angielski. W innym przypadku powinni być przekierowywani na obowiązkowe kursy językowe, na których mogliby nabyć umiejętności pomocne w procesie integracji ze wszystkimi mieszkańcami UK. Nie tylko ze rdzennymi Brytyjczykami, ale i z innymi imigrantami mówiącymi po angielsku.
Co jeszcze? APPG stwierdza, że obecność imigrantów w Wielkiej Brytanii ma dobry wpływ na gospodarkę. Z drugiej jednak strony zespół parlamentarzystów zwraca uwagę na potrzebę zminimalizowania kosztów obsługi imigrantów nie potrafiących porozumiewać się w języku angielskim. O jaką „obsługę” chodzi? Choćby o tłumaczy pracujących w sądach, których koszty zatrudnienia spadają na samorządy lokalne. Według APPG to właśnie lokalne władze powinny opracowywać programy mające na celu zintegrowanie imigrantów z miejscową społecznością. Parlamentarzyści zauważają bowiem, że każdy region zmaga się z innymi problemami, które nie mogą zostać skutecznie rozwiązane na poziomie krajowym, ale na lokalnym właśnie.
Dodatkowo APPG proponuje wprowadzenie polityki rozpraszania imigrantów. Parlamentarzyści sugerują, aby nowi imigranci byli kierowani do konkretnych regionów Wielkiej Brytanii – takich, w których brakuje specjalistów czy (po prostu) rąk do pracy. W ten sposób Wielka Brytania miałaby między innymi zapobiegać postępującej „gettoizacji”. I to ten punkt wydaje się być najbardziej kontrowersyjny. Ale biorąc pod uwagę, że raport jest jedynie zbiorem sugestii, a nie gotową ustawą – nie warto się nim przejmować. Tak samo, jak nie warto brać na poważnie dramatycznych tytułów publikacji prasowych, wieszczących, że „bez znajomości angielskiego nie wjedziemy do UK”.