Za jak najszybszym wprowadzeniem podatku od plastikowych opakowań lobbują ekolodzy. Według działaczy środowiskowych – dzięki nowej daninie mogłoby wyraźnie spaść zużycie plastikowych kubków, butelek po napojach czy jednorazowych pojemników, w których sprzedawane jest jedzenie serwowane przez punkty gastronomiczne typu takeaway.
Każdego roku do oceanów trafia dwanaście milionów ton śmieci. To tak, jakby każdej minuty wrzucać do wody zawartość jednej śmieciarki – grzmią ekolodzy. Plastikowe odpady zabijają co roku ponad milion ptaków i sto tysięcy ssaków morskich, w tym żółwi. Wysoki poziom zanieczyszczenia ma oczywiście negatywny wpływ na faunę i florę, a przez to – rzutuje na zdrowie ludzi (z rządowego raportu wynika, że średnio w co trzeciej rybie złowionej na wodach Kanału Angielskiego znajduje się kawałki plastiku). Panaceum na postępujące zanieczyszczenie mórz i oceanów miałby być nowy podatek, któremu podlegaliby właściciele punktów z jedzeniem na wynos.
Jest z czym walczyć, bo mieszkańcy UK zużywają gigantyczne ilości jednorazówek. Z przybliżonych szacunków wynika, że – w ciągu roku – samymi tylko opakowaniami po jedzeniu na wynos, kubkami czy plastikowymi butelkami można by było szczelnie wypełnić Royal Albert Hall. Wypełnić nie raz, nie dwa, ale… tysiąc razy!
Sposobem na ograniczenie produkcji odpadów ma być nowa danina, której wprowadzenie mogłoby zachęcić firmy i konsumentów do ograniczenia zużycia jednorazowych opakowań. Pomysł – za wprowadzeniem którego lobbują ekolodzy – nie jest innowacyjny i przypomina podatek od plastikowych reklamówek. Ten ostatni (w wysokości 5p za siatkę) wprowadzono w 2015 roku. Po prawie dwóch latach okazuje się, że opodatkowanie reklamówek było niezwykle skuteczne – zużycie foliówek w UK spadło od tego czasu aż o 80 procent!
Foto: @Kakuko, PixaBay, lic. CC0