Córka zrobiła pierwszą kupę do nocnika i chcesz się pochwalić zdjęciem „balaska” w sieci? Uważasz, że kilkudniowy synek ma penisa jak maczugę i że warto się takim „skarbem” podzielić na FB? Spoko, ale pamiętaj, że w Internecie nic nie ginie.
Macierzyństwo to powód do dumy i ogromna radość ukoronowana aureolą z galopujących hormonów. Już ciąża przysłania wielu matkom świat, a kiedy pojawia się dziecko – często okazuje się, że długo wyczekiwany bobas (razem z mlekiem) wysysa z rodzicielki rozsądek. Bo czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach publikowałby w sieci serię fotek zafajdanych pampersów? Albo zwierzał się na Facebooku z tego, że gdy synkowi nie schodziła stulejka – zasponsorował pierworodnemu rodzicielskie „fellatio” i w ten sposób pozbył się tego intymnego problemu?
Co zostało zobaczone…
Przygotowując tekst o Polakach w sieci erotyki długo nie mogłam uwierzyć w to, jak łatwo, za pomocą nicków z maili udało mi się namierzyć znajomych publikujących zdjęcia swoich wykadrowanych podbrzuszy w serwisach randkowych. „To absurdalne, lekkomyślne, nie wiedzą, że w Internecie trzeba zachować anonimowość?” – myśli tego sortu kłębiły mi się pod skalpem. Ale grzebanie w odmętach „zbiorników” i „sexfotek” to nic w porównaniu z urządzonym na potrzeby tego wpisu rajdem po „mamusiowych” forach. Praca nad tekstem o dorosłej stronie sieci odbiła mi się co najwyżej lekką czkawką. Teraz, przeglądając zdjęcia publikowane przez bezkrytyczne mamusie czuję się tak, jakbym balansowała na granicy mentalnej apopleksji.
Tu nie chodzi o dorosłych, którzy desperacko poszukują kogoś na seks i jako wabika używają fotki prącia. Oni są świadomi i dojrzali, jak będzie trzeba – bekną za swoją nieostrożność.
Tym razem bohaterami nie są samotni kochankowie czy znudzone żony, ale dzieci, które wchodzą w świat obciążone bagażem głupoty ich mamuś. Internet drze łacha z bobasów, których jedyną winą jest to, że zostały urodzone przez lekkomyślne idiotki. Bo jak inaczej nazwać matki, które wystawienie na publiczny osąd zdjęcia świeżej kupy córki czy fotki jąder kilkudniowego syna uznają za najlepszy sposób na wypromowanie w sieci swojego maleństwa?
Matki buszujące w sieci
Kiedy dorastałam, jedną z największych zmór nastolatków były wesołe ciocie i rubaszni wujkowie, których – zwłaszcza przy rodzinnych spędach – brało na intymne wspominki. Jak w zegarku, za każdym razem po wypiciu kolejnego głębszego zaczynali schodzić na krytyczne tematy. „Pamiętam, jak taplałeś się w baseniku z siusiakiem na wierzchu”, „a przypominasz sobie, jak cię sadzałem na nocnik”, „radzisz sobie już z podcieraniem, bo dawniej to różnie z tym bywało”, „co z twoją stulejką, jąderko zeszło?” – zagajali w akompaniamencie własnego rechotu, a ja i mój brat mieliśmy ochotę zapaść się pod ziemię. Wtedy to był koszmar, ale teraz myślę sobie, że mieliśmy farta. Nie było „Internetów”, więc wesoła ciocia i rubaszny wujek nie mieli gdzie pochwalić się zdjęciem naszych zafajdanych pieluch. Tym samym ominął mnie wątpliwy zaszczyt błyśnięcia gołą „pupeczką” na czyimś profilu FB, a o tym, jakie odgłosy wydawałam siedząc na nocniku dowiedzieli się jedynie najbliżsi krewni.
Dzieci matek buszujących w sieci nie mają tak fajnie. Cały świat ogląda ich kupy i wymiociny. Użytkownicy FB wiedzą, że nie były planowanym cudem, ale efektem pęknięcia gumy i że tatuś nie do końca chciał się przyznać do ojcostwa, więc w podjęciu decyzji pomógł mu sąd. Internauci dowiadują się też, że maluch ma robaki i że rodzicielskie „fellatio” jednak nie pomogło, więc mamusia postanowiła pozbyć się tej paskudnej stulejki za pomocą rytuału z przelewaniem wosku w roli głównej, bo do lekarza pójdzie dopiero wtedy, kiedy na siusiaku zalęgnie się grzybek. Taki sam, jak ten świecący od kilku tygodniu na paluszku stopy.
Internet jest jak pudełko czekoladek
Mamusie – bezgranicznie zakochane w swoich pociechach – nie ograniczają się jedynie do bombardowania znajomych detalami z życia maleństwa i wrzucania zdjęć dzieci na własne profile. One zakładają maluchom indywidualne strony. Na fanpage’ach kilkumiesięcznych berbeci umieszczane są skumulowane porcje pieluchowych i kupkowych ujęć. Każdy może tam wejść i kliknąć „lubię to” pod zdjęciem, na którym Jessice się malowniczo ulało a uśmiechnięty Brajanek bawi się siusiakiem Pimpka, zmęczonego życiem kundelka domowego. Pierwszy z brzegu Internauta nie musi daleko szukać, aby poznać rozmiar przyrodzenia właśnie urodzonego Kevina czy dowiedzieć się, dlaczego mama Pauli – oddana fanka Salmy Hayek – zdecydowała się ogolić swojej kilkumiesięcznej córce brwi.
Do foci gołego, rozkraczonego Dawida czy małej Niny uchwyconej podczas kąpieli ma też dostęp stado pedofilów, którzy błogosławią mamusiom buszującym w sieci. Bo to dzięki takim mamusiom pedofile utwierdzają się w przekonaniu, że Internet to nic innego, jak tylko pudełko malutkich czekoladek. Skoro ktoś im te drobne, słodkie pralinki podsuwa pod nos – nic nie stoi na przeszkodzie, aby bezkarnie pożerać je garściami.
Mamusiu, nie rób beki z dziecka!
Kiedy Edyta Górniak urodziła syna, żądne sensacji tabloidy oszalał ze szczęścia. Żeby, jak jej się zapewne wydawało, utrzeć nosa wydawcom i dosadnie wyrazić to, co myśli o poczynaniach wścibskich paparazzi – diva umieściła w sieci ostry komentarz okraszony zdjęciem małego Alana leżącego w pieluszce wypełnionej kałem. Desperacki protest przeciwko naruszaniu prywatności poparli tylko najzagorzalsi fani piosenkarki. Większość z nas była oburzona i zniesmaczona. Zdjęcie małego chłopczyka w ufajdanym pampersie stało się tematem prawie publicznej dyskusji. Wyszło na to, że Górniak – chcąc chronić życie intymne swoich najbliższych – pokazała światu to, czego nikt poza nią i rodziną zobaczyć nie powinien.
To było ponad 10 lat temu. Zszokowani zdjęciem opublikowanym przez Górniak zastanawialiśmy się, jak synek piosenkarki poradzi sobie w przyszłości z tym piętnem. Czy ludzie zapomną? Czy koledzy nie będą się z niego nabijać? Przecież wszyscy widzieliśmy, jak leży w pampersie z którego wylewa się jego kał! Widzieliśmy i… widzimy, bo „to” zdjęcie jest wciąż dostępne w sieci. A nastoletni dziś syn divy żyje w globalnej wiosce, czyli w świecie, w którym każdy może krytyczną fotkę odszukać, wydrukować i pokazać szkolnym znajomym.
Za kolejnych dziesięć lat każdy będzie mógł odnaleźć zdjęcia publikowane przez dzisiejsze mamusie. Bo Internet nie zapomina!
Mamusiu buszująca w sieci! To piękne, że kochasz swoje dziecko, że uważasz, że jest najwspanialsze na świecie i że zasługuje na atencję. Pamiętaj tylko, że ono dorośnie i będzie musiało zmierzyć się ze swoją dawną, internetową karierą. Teraz to Ty jesteś managerem jego sławy, Ty decydujesz kto, kiedy i w jakim stopniu ma wgląd w intymność Twojego maleństwa. Nie zapraszaj całego Internetu do podziwiania jego fekaliów, stulejki czy małych jąder. Pozwól dziecku dorosnąć i zadecydować o tym kto, kiedy i w jakim stopniu wejdzie do jego intymnego świata. Będzie Ci wdzięczny za to, że sam może o sobie stanowić i że koledzy ze szkoły nie drą łacha, że w zamierzchłym dzieciństwie cała sieć czytała o tym, jakie robaki znalazłaś w jego stolcu.
Pamiętaj też o tym, że jakiś pedofil, czy to na końcu świata, czy w mieszkaniu obok, masturbuje się nad zdjęciem kąpiącego się Emilka, które to niefrasobliwie umieściłaś w sieci. Jeśli Cię to nie rusza, to miej na uwadze, że taki zwyrodniały miłośnik dziecięcego porno w każdej chwili może przejść od teorii do praktyki. Bo kiedy przeje się wirtualnymi, serwowanymi przez takie jak Ty mamusie pralinkami – być może zechce przekonać się, czy ta mała czekoladka, którą widział w sieci, w realu smakuje równie dobrze. A wtedy nie będzie fejmu. Będzie za to dużo dziecięcego płaczu.
Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Matki! I jeszcze więcej dobrego z okazji Dnia Dziecka. Przyda Wam się każda pomyślność, córki i synowie mamuś buszujących w sieci…