Airbus A320 ze 161 turystami lecący z Warszawy do Hurghady w Egipcie przymusowo lądował w bułgarskim Burgas. Wszystko przez jednego z pasażerów, który – w ramach dowcipu – poinformował obsługę, że na pokładzie maszyny znajduje się bomba. 67-letni żartowniś był pod wpływem alkoholu.
Należący do Small Planet Airlines samolot przekierowano do Burgas w Bułgarii o 4:48 czasu polskiego. Zaraz po wylądowaniu – port zamknięto, pasażerów wyprowadzono do sali tranzytowej i skontrolowano ich bagaże i dokumenty. – Gdy wylądowaliśmy w Burgas, nagle do samolotu wpadli antyterroryści. Mieli przy sobie karabiny. Zaczęli krzyczeć do tego człowieka: „gdzie masz bombę? Gdzie masz bombę?” – tak dla serwisu TVN przebieg wydarzeń relacjonowała jedna z pasażerek.
67-letniego, będącego pod wpływem alkoholu Polaka, który poinformował o bombie na pokładzie wyprowadzono na płytę lotniska i przesłuchano. Mężczyzna przyznał, że alarm jest wynikiem nietrafionego żartu. Mimo to – bułgarskie służby, dla bezpieczeństwa pasażerów, wszczęły standardowe procedury bezpieczeństwa. Zgodnie z lokalnym prawem: nawet, jeśli alarm bombowy okaże się fałszywy, objętych kontrolą pomieszczeń czy pojazdów nie można wykorzystywać przez kolejne 24 godziny.
Uziemionych w Burgas pasażerów odbierze drugi samolot. Wśród oczekujących jest między innymi dwoje małych dzieci i chory na cukrzycę 70-latek, któremu – ze względu na pogarszające się samopoczucie – na miejscu udzielono niezbędnej pomocy medycznej.
Foto: Wiki (lic. PD)