w

„Polacy w Anglii nie znają języka. To tania siła robocza, z którą można robić co się chce” – WYWIAD.

Wśród Polaków za granicą popularne jest takie powiedzenie: jak ci Polak nie zaszkodzi, to już ci pomógł. O prawdziwości tej tezy i warunkach pracy w pewnej dużej firmie będącej jednym z największych dostawców  świeżych owoców i warzyw w Kent opowiada Daniel.

Dwudziestodziewięcioletni Daniel od ośmiu lat jest pracownikiem jednej z największych firm dystrybuujących produkty świeże na Wyspach. Trafił tam przez nieistniejącą już dziś agencję pracy K. Zaczynał od pakowania owoców na linii produkcyjnej, potem był liniowym, dziś koordynuje pracę ludzi w jednym z wielu magazynów.

Kiedy po niezdanej maturze nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, kolega zaproponował mu wyjazd do Anglii. Początkowo miało to być tylko dla zarobku. Chłopaki chcieli razem rozkręcić biznes. Rzeczywistość szybko zweryfikowała ich plany. Znajomy po kilku tygodniach wrócił do Polski, Daniel został. Wydawało mu się, że tutaj ma większe szanse na to, by zacząć „coś swojego”. Czy faktycznie mu się to udało?

Rozmawia Sylwia

Jak to się stało, że przyjechałeś do Anglii?

Uczyłem się w technikum w Lublinie. Nie przykładałem się za specjalnie. Kiedy nie zdałem matury, rodzice zapowiedzieli, że dają mi i rok na naukę i ponowny egzamin. Jak nie zaliczę, mam iść do pracy. Do matury drugi raz nie podszedłem, pracy jakoś też nie mogłem znaleźć. Zaczynało robić się nieciekawie. Nie miałem pomysłu na swoje życie. Myślałem o wyjeździe za granicę. Chciałem zarobić trochę kasy i może biznes jakiś tu w Polsce rozkręcić. Dogadałem się z kumplem takim jednym – mocno imprezowy chłopak i postanowiliśmy wyjechać. On miał znajomego w Anglii, który obiecał pomóc.

A dlaczego Kent?

Wyjechaliśmy latem do pracy sezonowej. Znajomy kolegi zaczynał w K., to i my tam poszliśmy. On nas tam w sumie ściągnął.

Język znałeś?

Na maturze angielski zdawałem. To zielony całkiem nie byłem. Dogadać się jakoś tam umiałem. Na początku ciężko było. Rozumiałem sporo, ale mówienie szło mi słabo. Dziś jest już ok.

Wspominałeś, że zaczynałeś od linii produkcyjnej, dziś jesteś kierownikiem w jednym z magazynów. Opowiesz, jak wyglądała twoja kariera zawodowa w fabryce?

Początki były mega trudne. Wszystko nowe, inny kraj, język. Do tego jesteś daleko od domu. My przyjechaliśmy do pracy sezonowej. To nie jest robota dla mięczaków. Trzeba być wytrzymałym fizycznie i psychicznie. W pierwszy miesiąc schudłem szesnaście kilogramów. Kolega spasował po miesiącu. Ja nie chciałem wracać do domu. Zależało mi na kasie.

Szesnaście kilogramów?

No tak. Było lato, sezon na zieleninę w pełni. Pracowaliśmy na linkach po piętnaście godzin. Jadło się byle co, spało też nie za wiele. Kilogramy same poleciały.

Na linkach?

Na liniach produkcyjnych. Pakowałem owoce.

Wróćmy do początku. Jak wyglądała twoja rejestracja w agencji pracy?

Znajomy kolegi pomógł nam załatwić numer ubezpieczeniowy, założyć konto w angielskim banku. Potem zaprowadził nas do pośredniaka. Tam wypełniłem formularz zgłoszeniowy. Pytali o dane osobowe, kwalifikacje, transport, szkolenia, tłumaczenia dokumentów. Potem kilka dni czekałem na kontakt i przydzielenie do pracy. Zadzwonili dość szybko. Podali adres i kazali się stawić na konkretną godzinę. Szósta to była, chyba.

Płaciłeś za przydzielenie do pracy?

Ja nie, ale wiem, że niektórzy to robili. Ten znajomy kumpla to chyba jakieś znajomości miał w agencji, bo widziałem jak żartował z jedną z rekruterek. My nie płaciliśmy.

A co z transportem do pracy? Korzystałeś z agencyjnego, czy dojeżdżałeś prywatnie?

Prywatnie. Znajomy kolegi nas dowoził. Busem. Płaciliśmy 6 funtów dziennie za kurs. On mieszkał w Anglii z żoną od kilku lat. Wynajmowali pokoje Polakom. On miał firmę przewozową i woził ludzi do fabryki.

Ile kosztuje wynajem pokoju w Anglii?

To zależy od strefy, standardu, ilości łóżek i jeszcze kilku innych rzeczy. Średnio od 80 do 150 funtów tygodniowo.

Wróćmy do pracy w firmie. Opowiesz o początkach?

Zaczynałem w packhouse’ie, jako pakowacz. Pierwszego dnia zrobili mi szkolenie BHP, dali fartuch, czapkę, buty przemysłowe musiałem kupić sobie sam. Na lince staliśmy po piętnaście godzin, pakując różne owoce. Praca jest ciężka. Mało czasu na przerwę. Atmosfera między ludźmi paskudna. Praca na pakowaniu to prawdziwa przesiewalnia. Jak wytrzymasz i się sprawdzisz idziesz dalej.

Czyli?

Wiesz. Musisz być szybki, obrotny, bystry, dyspozycyjny. Jak znasz język, to jesteś wygrany. Wszystko załatwisz. Polacy w Anglii nie znają języka. Traktowani są jak tania siła robocza, z którą można robić co się chce. Ja sobie poradziłem. Przeszedłem chrzest i po czterech miesiącach zostałem przeniesiony do warehouse’u. Tam zrobiłem szkolenie na na operatora wózków widłowych. W magazynie praca jest dużo lżejsza, tyle, że ciągle robiłem po piętnaście godzin. Po kolejnych dwóch miesiącach zaoferowano mi umowę o pracę. Nabyłem świadczenia pracownicze i z niewolnika stałem się nareszcie człowiekiem. Pełny system świadczeń, przepisowa liczba godzin przepracowanych w tygodniu, urlopy, chorobowe. Chciałem pracować więcej, więc podpisałem zgodę na nadgodziny. Po dwóch latach zostałem supervisor’em. Odpowiadam za sprawne funkcjonowanie magazynu, przepływ towaru, obstawianie ludzi.

Jaki będzie następny etap w drodze awansu zawodowego?

Nie wiem. Na tym stanowisku jestem od kilku lat. Chyba nic się już nie zmieni…

I co ty na to? Zgadzasz się na taki stan rzeczy, czy planujesz zmiany? Co z powrotem do Polski?

Do Polski nie wracam. Za długo mnie tam nie ma, a emigracja Zmienia. Poza tym  znalazłem tu dziewczynę. Mieszkamy razem. Ona jest Angielką. Pracy na razie też nie planuję zmieniać. Na ten etap jest ok.

A co z planami na własny biznes?

Się zobaczy. Może w przyszłości…

Opowiesz więcej o tej „paskudnej” atmosferze w pracy?

Wśród Polaków za granicą popularne jest takie powiedzenie: jak ci Polak nie zaszkodzi, to już ci pomógł. I to jest prawda! Za granicą jesteśmy dla siebie wredni, zawistni, agresywni, złośliwi. Jak ktoś przejdzie z linii na lidera albo supervisor’a, to mu się w głowie przewraca. Ale jak go zdegradują na pakowacza, to zemsta jest wielka. Byłem raz świadkiem, jak jednemu Polakowi rękę połamali, za to że był świnią w pracy. My, Polacy nie trzymamy się razem. Rosjanie, Ukraińcy, inne nacje tak, a my zamiast sobie pomagać, to się zwalczamy. Jesteśmy niespójni. Wyliczamy sobie godziny, zastraszamy, poniżamy, robimy złośliwości. Donosimy, plotkujemy, gnębimy, wybijamy szyby w oknach, podkręcamy linie produkcyjne, oszukujemy na godzinach pracy. Nie wspieramy się, nie pomagamy ciężarnym kobietom. Na szczęście nie wszyscy tacy są. W sumie to szkodzimy sami sobie. Dopóki to się nie zmieni, nic nie osiągniemy w Anglii jako narodowość.

UWAGA: Pracowałeś/-łaś dla agencji pracy w UK i chcesz podzielić się z nami swoim doświadczeniem? Masz dobre/złe wspomnienia? Napisz do nas: info@topmejt.co.uk lub znajdź nas na Facebook’u.

____________________________________________________________________________________________________________________________________

1. Wszelkie skargi na temat nieprawidłowego funkcjonowania agencji pracy i pracodawców należy zgłaszać do Department for Environment, Food & Rural Affairs / Reporting information

Telefon: 0845 602 5020 od poniedziałku do piątku od 9.00 do 17.00, e-mail: intelligence@gla.gsi.gov.uk.

Poufny formularz znajdujący się na stronie Departamentu, dostępny jest w sześciu wersjach językowych.

Także pod adresem: GLA, PO Box 10272, Nottingham, NG2 9PB

2. Skargę wziazaną z płacą i godzinami pracy, można złożyć tu: KLIK

3. The Gangmasters Licensing Authority to organizacja wydająca licencje agencjom i pracodawcom. Zajmuje się także ich kontrolowaniem. Można tam także zgłaszać wszelkie nieprawidłowości.

4. Ambasada Polska w Londynie przy współpracy Konsulatem RP w Wielkiej Brytanii, regularnie wydaje poradniki dla Polaków przyjeżdżających do pracy na Wyspach. Przydadzą się one każdemu, kto szuka pracy na Wyspach.

Foto: Flickr (lic. CC)

Przeczytaj także:

 WYWIAD z rekruterką agencji pracy w UK  – KLIK

Dodaj komentarz

Polacy w Wielkiej Brytanii to uchodźcy? Polityk PiS się miota

15-letni uchodźca zabił pracownicę ośrodka dla migrantów