w , ,

O polskich antybiotykach – na recepę bez recepty – od rodzimych sklepikarzy w UK

Czy antybiotyki są dobre ZAWSZE i NA WSZYSTKO? Czy ci z polskich pacjentów w Wielkiej Brytanii, którzy nie dostali antybiotyków podnosząc wrzawę – histeryzują czy tylko pokazują jak zły jest tutejszy system medyczny? A może to brytyjscy lekarze są tak nieudolni w stawianiu diagnoz oraz tak skąpi w przepisywaniu antybiotyków, kiedy wymaga tego sytuacja? A może warto spojrzeć na sytuację z dystansem i nie zważając na nawyki oraz jakość angielskich GP zadać sobie pytanie: czy to w porządku, że na półkach polskich sklepów na wyspach bez problemu znajdziemy antybiotyki na receptę bez recepty?

Hipokrates mawiał, że „na krańcowe zło (niebezpieczną chorobę) ostateczne środki (leki)”. Był też zdania, iż „najlepszym lekarstwem jest natura”. Czymś więc niezrozumiałym jest nawyk sięgania po antybiotyk jako pierwszy, konieczny i zbawienny środek na przeziębienie, grypę czy każdą inną chorobę o podłożu wirusowym. Niezrozumiałym przynajmniej dla części z nas.

Oręż do walki z chorobami zakaźnymi

Pojawienie się antybiotyków było ważnym dniem w dziejach ludzkości. Kiedy Alexander Fleming w 1928 roku odkrył penicylinę zapoczątkował pojawienie się kolejnych z nich – naturalnych, półsyntetycznych, syntetycznych – i tym samym przyczynił się do postawienia przez medycynę kroku w przyszłość. Oto wreszcie lekarze mieli czym walczyć z chorobami zakaźnymi. A te stały za przyczyną zgonów i chorób milionów osób. Mówiąc więc o antybiotykach nikt nie neguje faktu, że pomogły one w powrocie do zdrowia tysiącom osób.

Inną kwestią w tej sprawie jest to, że duża część społeczeństwa używa ich bez zastanowienia. Z przyzwyczajenia – jako mityczne panaceum na wszystkie dolegliwości od bólu gardła, przez przeziębienie i grypę aż po ból w kościach. Z niewłaściwego stosowania – „bo, co tam lekarz może wiedzieć”. W najgorszym przypadku – z samowolki i bez zaleceń lekarza. Jeszcze innym problemem jest to, że im częściej i więcej ich przyjmujemy, tym bardziej te złe bakterie się na nie uodporniają, a te dobre osłabiają się. Naukowcy alarmują, że w przyszłości może być to ogromny problem. Superbakterie są inteligentne i uczą się jak przetrwać. Nadużywanie ich prowadzi do antybiotykoodporności.

Stąd ważne jest, aby przyjmować antybiotyki zgodnie z zaleceniami lekarza. Pamiętać, że wybór konkretnego leku zależy przede wszystkim od rozpoznania klinicznego, od patogenów wywołujących określoną chorobę, towarzyszących chorób czy właściwości samego środka leczniczego. Nie można zapominać także o tym, że lekarz uwzględnia niepożądane i niekorzystne działanie stosowania danego antybiotyku z innymi lekami. Nieodpowiednie z nich nie tylko nie pomogą, ale i zaszkodzą.

„Czy ma Pani coś na zapalenie ucha, ale mocniejsze… może jakiś antybiotyk?”

Polacy na wyspach chcą mieć dostęp do tych samych leków, co w Polsce. Działa tu prosty mechanizm zwykłego przyzwyczajenia „chcę tak, jak było to w domu”. Wystarczy więc pójść do sklepu prowadzonego przez rodaka i zapytać „czy ma Pani /Pan coś na zapalenie ucha, ale mocniejsze… może jakiś antybiotyk?”. Rzadko zostaniemy odprawieni z kwitkiem. Zazwyczaj sprzedawca sięga pod ladę i wyciąga upragniony medykament. Czasem sprawy nie da się załatwić od ręki, ale ten sam sprzedawca mówi nam „będzie, trzeba tylko poczekać”.

Dlaczego w Wielkiej Brytanii sprzedawane są polskie antybiotyki na receptę bez recepty? Powodów moglibyśmy mnożyć. Wydaje się jednak, że wcale nie przerysujemy sprawy jeśli powiemy, że dla sklepikarzy to niezły biznes. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, idzie o kasę. Od razu nasuwa się pytanie – skąd tak łatwo można dostać te medykamenty? Na pewno w grę wchodzi współpraca z polskimi lekarzami, przewożenie określonej ilości nierejestrowanych leków w celach sprzedażowych aż po nielegalne przerzuty na wyspy polskich środków leczniczych. Inną kwestią jest to, że gdyby nie było popytu na antybiotyki, nie byłoby biznesu antybiotykowego. Warto dodać też, że zgodnie z brytyjskim prawem leki importowane z Polski, aby mogły być dopuszczone do sprzedaży muszą być oznakowane w języku angielskim. W imię litery prawa wszystko to, co dostajemy od „życzliwych” polskich sklepikarzy jest więc nielegalne.

A gdzie zdrowy rozsądek?

Przeciętny Kowalski na wyspach – a przynajmniej ten, który ujawnia swoje zdanie anonimowo w sieci – nie myśli kategoriami prawa, moralności czy zdrowego rozsądku. Kiedy pojawia się jakaś choroba, nawet zwykłe przeziębienie, trzeba ją wyleczyć. To normalne. Tylko u niektórych osób pojawia się magiczne: „po swojemu”. Żadne argumenty, najlepsi lekarze, nic a nic, nie przekona osoby, która „wie lepiej”. I wie, że „to, co mi potrzeba to właśnie antybiotyk”. Po co zawracać sobie głowę wizytą u lekarza, postawieniem diagnozy, negatywnymi skutkami stosowania danego środka leczniczego czy źródłem pochodzenia leku skoro można kupić konkretny antybiotyk i stanąć do ostrej walki z chorobą? W końcu idzie o zdrowie. Czy oby na pewno?

W sieci wrze

Na forach internetowych znaleźliśmy wiele ciekawych wypowiedzi, które obrazują gorącą dyskusję wokół dostępu do polskich antybiotyków na wyspach i ich nielegalnej sprzedaży w sklepach naszych rodaków.

Popajoja napisała: Mieszkam w Uk od 15 lat,ostatnio odwiedzilam Polski sklep i bylam w szoku,na pulkach stoja antybiotyki Augmentin dla dzieci i doroslych,Duomox,jak zapytalam o ceny pani z usmiechem powiedziala ze moze zamowic antybiotyk jaki tylko chce, To jest chore!!! W Polsce tez juz antybiotyki sprzedaje sie bez recepty??Moze ja poprostu jestem zacofana?” (w przytoczonych wypowiedziach zachowujemy oryginalną pisownię).

Gypsi pisze: „Jesli chodzi o przepisywanie, to tu obowiazuja standardy postepowania oparte naEBM (evidence based medicine), a nie widzimisie lekarza albo sile przekonywania
repa a firmy farmaceutcznej. I te standardy sa przestrzegane, w odroznieniu od
polskich rekomendacji, ktore generalnie zalecaja to samo, ale nikt ich nie
przestrzega w Polsce”.

Popapoja i gypsy są dość odosobnieni w prezentowanej postawie. W wirtualnym świecie antybiotyki zdają się być wybawieniem od wszystkiego. Kto jest innego zdania, ten diabeł i koniec! Tymczasem nikt nie neguje skuteczności i rzeczywistej potrzeby ich stosowania w określonych przypadkach, ale nie taką drogą. Jakie skutki niepożądane mogą nam grozić przy ich stosowaniu? Oto niektóre z nich: afty, alergie, biegunki, pleśniawki czy stany zapalne jelit. Dochodzi do tego uodpornianie się na antybiotyki oraz możliwość zatrucia się.

Mario pisze: „Chyba koleżanka nie miała tak naprawdę do czynienia z tutejszą służbą zdrowia. To jest dramat!!! lekarze są niedouczeni, może faktycznie nie są tak aroganccy jak w Polsce, ale już wolę być leczony przez lekarza aroganckiego niż niedouczonego”.

Mario nie jest jedynym, który kieruje tego typu oskarżenia w stronę angielskich GP. Wielu Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii żali się na niskie standardy usług medycznych. Wśród głównych zarzutów pada niedouczenie – często można usłyszeć, że podczas wizyty lekarz diagnozuje pacjenta z pomocą Google. Przedstawiane są przypadki, gdy niewiedza prowadzi do pomyłek i złych diagnoz. Niektórzy wręcz spotkanie z lokalnym GP i jego „leczenie” porównują do trafienia do umieralni. Powtarza się też zarzut przepisywania paracetamolu na wszystko.

Alladyn camerton pisze: „gdzie i jacy lekarze przepisuja antybiotyki w uk??
Niezwlocznie sie do nich zalisze . Niestety ciagle trafiam na doktorkow paracetamol oraz takich do ktorych musisz przyjsc z gotowa dniagnoza aby wyslal ciebie imbecyl na potwierdzajace testy. Niech zyje paracetamol i brytyjski system emerytalny ktorego prawie nikt nie dorzywa . To sie nazywa interes!!”.

Adrian 2012 pisze: „NO niestaty to nie takie proste …. mi nigdy nie cha dac antybiotyku a jestem juz chory 3 tyg powiedzieli ze po miesiacu mi przejdzie mam lykac apap i syrop na gardlo a mam zapalanie migdalow … nie nawidze angieslkich GP Kto wie gdzie obecnie mozna dorwa jakis antybiotyk na gardlo ??”.

Na pytanie jednego z forumowiczów, skąd wie, że potrzebuje antybiotyku Adrian 2012 odpowiada: „Akurat ze potrzebny to wiem, a skoro GB angielscy to idioci to sam musze się leczyc… 2 dni biore i zaczyna pomagac”.

antybiotyk

O co chodzi z tymi antybiotykami?

Według danych MHRA 70% GP przyznaje, że nie mając pewności czy dana infekcja ma podłoże wirusowe czy bakteryjne zaleca antybiotyki. Dlaczego więc pewna część polskiej społeczności mieszkająca na wyspach narzeka na brak recept z tymi środkami leczniczymi? Dlaczego koniec końców decyduje się na samowolkę, co z kolei wiąże się z trafieniem do sklepów z nielegalnymi lekami? Na pewno ma na to wpływ wcześniej wspomniane przyzwyczajenie. W Polsce lekarze pierwszego kontaktu chętniej i częściej wypiszą nam na recepcie antybiotyki, ponieważ mają podpisane umowy z korporacjami farmaceutycznymi. Rodzi to pewien nawyk, pacjent przyzwyczajony do antybiotyku bardzo często nie potrafi wyobrazić sobie sytuacji, że będzie leczony inną metodą czy najzwyczajniej w świecie ma położyć się w łóżku i wygrzać. Co ciekawe, mało który internauta wspomina o tym, że  w Anglii np. leki przepisane na receptę dzieciom i kobietom w ciąży nie kosztują ani funta! Istotnym problemem jest także bariera językowa – wciąż słabo posługujemy się angielskim. Wizyta u brytyjskiego GP jest więc dla pewnych osób koszmarem i budzi lęk. Dochodzi do tego mniemanie, że polscy specjaliści są bardziej kompetentni, a polska służba zdrowia lepsza. Co ciekawe o polskiej służbie zdrowia w Polsce rzadko można to usłyszeć…

Jakby tego było mało w internecie nie brakuje ogłoszeń typu: Xanax, Tramal, Clonazepam, Relanium, Stilnox, Nasen, Arthrotec, Lorafen, Imovane, Afobam leki na recepte bez recepty.

Witam, mam do zaoferowania praktycznie cały asortyment polskiej apteki (załatwiamy bez recepty z naszej prywatnej apteki) antydepresanty, poronne, nasennne, anaboliki, hormony, na aborcje, na erekcje, na odchudzanie antykoncepcyjne i inne. Po szczegóły prosze nie pisać przez portal tylko bezpośrednio na meila XXX a otrzymasz formularz zwrotny do złożenia zamówienia”.

To konkurencja dla stacjonarnych sklepów, ale i kolejna alternatywa dla „złych” angielskich GP, którzy hurtowo i taśmowo nie przepisują antybiotyków. Trudno się oprzeć, prawda?

Chorobliwe uzależnienie

Zdaje się, że staroświeckie leczenie bańkami, herbata z cytryną czy po prostu wygrzanie się w łóżku w przypadku chorób wirusowych jest niczym prehistoryczny dinozaur. Część z nas zamiast kilku dni kuracji stawia na dzień z tabletkami.

Trzeba jednak sprawę postawić jasno: sprzedawanie antybiotyków bez recepty jest nie tylko złe, ale i nielegalne. Tak samo ich nadużywanie, jak i zrezygnowanie z nich może wpędzić w jeszcze poważniejszą chorobę. Czymś jednak wielce nierozsądnym jest zażywanie ich bez konsultacji z lekarzem i kupowanie  z „własnego zalecenia” spod sklepowej lady.

*Wszystkie przytoczone w artykule wypowiedzi internautów zacytowaliśmy w oryginalnej formie.

Przeczytaj także:

Polacy to lekomani – KLIK

Foto: Flickr (lic. CC)

Dodaj komentarz

Komunia 2017: trendy, prezenty i koperty wypchane funtami

David Davis o prawach imigrantów po Brexicie