Nicola Sturgeon zapowiedziała w sobotę złożenie wniosku o drugie referendum niepodległościowe. Pierwsza minister Szkocji swoją deklarację wygłosiła na wiecu zwolenników niepodległości w Glasgow. Jak stwierdziła, za powtórzeniem referendum przemawiają nowe okoliczności, w tym Brexit.
Sturgeon oświadczyła, że chce, aby drugie referendum w sprawie niepodległości Szkocji odbyło się w drugiej połowie 2020 roku. Temat referendum ma być głównym tematem kampanii Sturgeon (przedterminowe wybory odbędą się już 12 grudnia 2019). Można się domyślać, że wielu polityków Szkockiej Partii Narodowej także z drugiego referendum uczyni swój kampanijny lejtmotyw.
Jak podkreślała na wiecu w Glasgow Sturgeon, nadszedł już czas, aby Szkocja wybrała swoją przyszłość jako państwo niepodległe, które będzie „najlepszym przyjacielem i rodziną dla sąsiadów na Wyspach Brytyjskich, całej Europy i całego świata”. Szefowa SNP zadeklarowała też, że doprowadzi do referendum w 2020 roku, jeśli w grudniowych wyborach Szkoci wybiorą „ucieczkę z chaosu, ucieczkę od podziału i od nieszczęścia Brexitu”. Sturgeon zapowiedziała również, że jeszcze przed Bożym Narodzeniem skieruje do Londynu formalny wniosek o organizację drugiego referendum niepodległościowego (referendum nie może zostać zorganizowane bez zgody Londynu).
Na słowa Sturgeon zareagował w niedzielę Boris Johnson, który wykluczył udzielenie zgody na przeprowadzenie drugiego referendum niepodległościowego. Premier, na wniosek którego w grudniu odbędą się przyspieszone wybory, stwierdził: „Nie sądzę, aby ludzie w tym kraju uważali, że referenda są bardzo dobre dla harmonii. W 2014 roku mieliśmy już jedno. I w 2014 roku Brytyjczykom, mieszkańcom Szkocji, powiedziano, że to jednorazowe wydarzenie”. Zapytany o to, czy wyrazi zgodę, jeśli to do niego, jako premiera, wpłynie wniosek dotyczący organizacji referendum w Szkocji, Johnson odparł: „Nie, nie chcę jeszcze jednego (referendum – dop. aut.). Nie widzę żadnego powodu, by wobec takich zapewnień (że to jednorazowe wydarzenie – dop. aut.) do tego wracać”.
Komentując słowa Johnsona Sturgeon oceniła, że stanowisko premiera „nie ma uzasadnienia i z pewnością nie jest demokratyczne”. „Wszyscy w Szkocji wiedzą, że odbędzie się kolejne referendum w sprawie niepodległości i jeśli SNP wygra te wybory, będzie to jasny sygnał, że chcemy wziąć swój los we własne ręce, a nie pozwalać Borisowi Johnsonowi nadal narzucać nam przyszłość” – stwierdziła.
Boris Johnson, obecny szef rządzącej Partii Konserwatywnej jest przeciwko drugiemu referendum. Takie stanowisko dominuje też w jego ugrupowaniu. Z kolei największa opozycyjna partia, czyli Partia Pracy, wydała oświadczenie, w którym zastrzega, że chce, aby Szkocja pozostała częścią Wielkiej Brytanii, ale nie ma zamiaru blokować referendum, jeśli szkocki rząd będzie je forsował po wyborach do szkockiego parlamentu (odbędą się 6 maja 2021 roku). „Ostatecznie, jeśli po następnych szkockich wyborach rząd szkocki uzna, że chce kolejnego referendum i przeprowadzi proces legislacyjny, aby tego dokonać, to jako rząd nie stanęlibyśmy na przeszkodzie” – zadeklarowała laburzystka Rebecca Long-Bailey.
Przypomnijmy: w poprzednim referendum, zorganizowanym w 2014 roku, za pozostaniem Szkocji w Zjednoczonym Królestwie opowiedziało się 55 procent wyborców. Z kolei w referendum w sprawie Brexitu aż 62 procent szkockich wyborców głosowało za pozostaniem w Unii Europejskiej.