Pod koniec września może dojść do kolejnego strajku pracowników londyńskiego metra. Wprawdzie tym razem komunikacyjny paraliż obejmie tylko część miasta, za to potrwa dwa dni. I to mimo tego, że za protestem głosowało jedynie trzech związkowców.
Związek zawodowy RTM potwierdził dwudniowy strajk pracowników linii Waterloo i City. 28 września o godzinie 9 wieczorem pracownicy pomieszczenia kontroli ruchu opuszczą swoje miejsce pracy, by powrócić do niego dopiero 30 września o godzinie 23. Oznacza to, że przez dwa dni linia ta najprawdopodobniej nie będzie kursować. Rzecznik związku RTM twierdzi, że od części pracowników wymaga się „więcej pracy za mniej pieniędzy”. Co ciekawe, zaledwie ośmiu członków załogi linii Waterloo i City należy do RTM i tylko trójka z nich wyraziła poparcie dla protestu.
Nie zmienia to jednak faktu, że RTM stanowczo odmawia jakichkolwiek dalszych rozmów z władzami London Underground, jeśli składane przez nie propozycje wciąż będą „oparte na zmianach w obowiązkach załogi lub mogłyby być ’szkodliwe’ dla innych członków związku”. Dyrektor operacyjny linii Peter McNaught stwierdził natomiast, że „RTM stanowczo domaga się więcej pieniędzy, nie proponując w zamian podjęcia dodatkowej pracy ani odpowiedzialności”.
Wydaje się zatem, że nastąpił impas, który trudno będzie przełamać. Szefostwo londyńskiego metra potwierdza, że negocjacje w tej konkretnej sprawie trwają już ponad rok, ale nic nie zapowiada ich rychłego zamknięcia za obopólnym porozumieniem.
„Waterloo & City” jest na szczęście najkrótszą ze wszystkich 11 linii podziemnej kolejki: jej trasa liczy zaledwie 2,5 kilometra i tylko 2 przystanki. Łączy jednak ścisłe centrum miasta z najbardziej obleganą stacją kolejową kraju. Chociaż więc wrześniowy strajk będzie bardzo ograniczony terytorialnie i nie powinien znacząco dotknąć większości mieszkańców Londynu, to jednak może być wyjątkowo uciążliwy dla wszystkich tych, którzy spoza miasta dojeżdżają pociągami do pracy w centrum brytyjskiej stolicy.
foto: Peter Jordan/wikimedia lic. CC