Coraz więcej Polaków w UK opowiada się za Brexitem, w wyniku którego kilka milionów imigrantów może stracić prawo do pracy na Wyspach. Czym jeszcze grozi Brexit i co z tego wynika?
Trudno spodziewać się, by słowa Rafała Trzaskowskiego miały w jakikolwiek sposób wpłynąć na decyzje Brytyjczyków. Choć sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych jest najwyższym rangą urzędnikiem, to jednak wciąż tylko urzędnikiem i to z kraju, którego mieszkańcy coraz częściej są na Wyspach obwiniani o wszelkie zło – począwszy od bezrobocia i kryzysu gospodarczego, na kaprysach pogody skończywszy.
Na dodatek Trzaskowski wspomniał wprawdzie o skutkach gospodarczych Brexitu i ograniczeniu swobody podróżowania, jednak głównie zarzucił Brytyjczykom, że – co tu dużo mówić – są po prostu tępi, bo dają się omamić cynicznym politykom. Oczywiście polski wiceminister nie użył takich słów (i chwała mu za to!), ale na jedno wychodzi. Tymczasem problem jest znacznie głębszy i może odbić się przysłowiową bolesną czkawką nie tylko na życiu samych Wyspiarzy, ale też większości Polaków, którzy z Wielkiej Brytanii uczynili swój nowy dom. Co najbardziej zaskakujące, spora grupa Polonusów publicznie popiera Brexit i zdaje się nie dostrzegać płynących z tego posunięcia konsekwencji.
Kraj zwany Europą
„Chcemy być rynkiem zwanym Europą a nie krajem zwanym Europą” – napisał jeden z brytyjskich internautów. Zwolennicy opuszczenia struktur europejskich zdają się traktować bycie częścią Europejskiego Obszaru Gospodarczego i członkostwo w Unii Europejskiej jako dwie oddzielne sprawy. Ich zdaniem rozbrat z UE nie ma nic wspólnego z udziałem w europejskim rynku. Teoretycznie rzecz biorąc – mają rację. Ale tylko teoretycznie. Dlaczego?
Według przedstawicieli think thanku Open Europe odłączenie się Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej spowoduje obniżenie wartości Produktu Krajowego Brutto o 2.2% do 2030 roku. Dziś brytyjski PKB wynosi blisko 2,7 biliona dolarów (2 678 mld). Prognozowany spadek oznacza więc, że gospodarka straci niemal 59 miliardów USD. To zaledwie 10 miliardów dolarów mniej niż wartość całego Polskiego budżetu na rok 2015 i aż 934 dolary w przeliczeniu na mieszkańca.
Gdyby nawet jakimś sposobem udało się Wielkiej Brytanii uniknąć utraty pozycji rynkowej i zachować wszystkie układy handlowe w obecnym kształcie, to i tak trwała zniżka PKB wyniosłaby przynajmniej 0.8% czyli blisko 21 i pół miliarda dolarów. Jeśli Brexit dojdzie do skutku, trzeba będzie się jednak liczyć z pierwszym wariantem. Ale o tym za chwilę.
Produkt Krajowy Brutto to taki wskaźnik, którym chętnie posługują się ekonomiści i politycy, ale który nie dość, że jest zagmatwany i niespójny (bo można go obliczać na różne sposoby), to jeszcze niewiele mówi przeciętnemu obywatelowi. Spójrzmy więc bezpośrednio na liczby.
W marcu 2015 Zjednoczone Królestwo wyeksportowało do krajów Unii Europejskiej towary i usługi o łącznej wartości prawie 12 miliardów funtów. Całkowita wartość eksportu poza UE wyniosła 16,5 miliarda GBP, w tym blisko 4 miliardy przyniósł handel z największym pozaeuropejskim partnerem czyli USA.
W założeniu nie powinno się to zmienić po wyjściu z Unii ponieważ Wielka Brytania pozostanie członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Problem w tym, że
– po pierwsze: olbrzymia część eksportowanych towarów i usług wytwarzana jest przez zagraniczne firmy mające swoje oddziały w UK
– po drugie: znacząca część eksportowanych dóbr produkowana jest rękami imigrantów, których pozbyciu się ma między innymi służyć Brexit
– po trzecie wreszcie: kraje członkowskie Unii Europejskiej zawsze preferowały i będą preferować handel z innymi członkami EU ze względów czysto politycznych; chyba, że nie mają alternatywy, ale tu akurat Wielka Brytania – wbrew pozorom i niestety – niewiele ma do zaoferowania.
Żegnaj Brytanio
W 2001 roku ponad 13% populacji Wielkiej Brytanii stanowiły osoby urodzone poza jej granicami, z wyłączeniem Brytyjczyków, którzy przyszli na świat na obczyźnie. W wyniku Brexitu kilka milionów imigrantów może stracić prawo do pracy na Wyspach, a ci, którzy przebywają i pracują tu nielegalnie będą ścigani z jeszcze większą stanowczością. I nie oszukujmy się, że zwolnione przez nich stanowiska pracy natychmiast obejmą bezrobotni dotąd Anglicy – my, Polacy wiemy o tym doskonale. Tak samo, jak wiemy, że – z całym szacunkiem dla gospodarzy kraju, w który postanowiliśmy żyć – brytyjski stosunek do pracy, szczególnie fizycznej, raczej nie jest na świecie uznawany za wzorzec. Delikatnie mówiąc.
Co to oznacza? Żeby eksportować towary, trzeba je najpierw wyprodukować, a żeby eksportować usługi, musi je mieć kto realizować. Brexit oznacza natomiast gigantyczny ubytek siły roboczej. Po prostu.
To nie wszystko, bo już teraz wiele znaczących firm – jak choćby działający w UK od 1873 roku i zatrudniający tu około 9 tysięcy osób Deutsche Bank czy generujący bezpośrednio i pośrednio blisko 100 000 miejsc pracy gigant lotniczy Airbus – zapowiedziało już, że poważnie rozważy wyprowadzkę z Wielkiej Brytanii jeśli Brexit dojdzie do skutku. W ich ślady planuje pójść także wiele kolejnych mniejszych i większych przedsiębiorstw. Część z nich już teraz szykuje się do przeniesienia swoich interesów gdzie indziej, bo – dla swojego własnego dobra – wolą nie lekceważyć ryzyka.
W efekcie ubędzie kolejnych miejsc pracy, jeszcze bardziej zmaleje zasób dóbr eksportowych i obniży się poziom wpływów budżetowych z podatków.
Wariant norweski
Część komentatorów uważa, że remedium na wszelkie negatywne konsekwencje Brexitu byłoby przyjęcie przez Wielką Brytanię tak zwanego „wariantu norweskiego”.
Norwegia jest wysoko rozwiniętym krajem, który doskonale radzi sobie gospodarczo, choć jest najsłabiej zaludnionym państwem europejskim. Różni się jednak tym od Wielkiej Brytanii, że głównymi źródłami dochodu są tu ropa naftowa, przemysł przetwórczy (w tym stocznie budujące platformy wiertnicze) i energetyka, podczas gdy w UK podstawowe źródło dochodu stanowi sektor bankowy i ubezpieczeniowy, a za 37% PKB odpowiadają podatki. Jeśli choćby część największych banków i podatników ucieknie z UK, te źródła niestety mocno przyschną.
Trzeba też pamiętać o jednym: Norwegia nie jest wprawdzie członkiem Unii Europejskiej, ale korzysta z dobrodziejstw wspólnego rynku unijnego. W związku z tym nie tylko musi akceptować liczne unijne regulacje prawne i obowiązujące reguły, ale też nie ma w ich sprawie nic do powiedzenia. Co więcej, musi dokładać się do unijnego budżetu, za to – w przeciwieństwie do państw członkowskich – nic z niego nie dostaje. Ten sam los czeka Wielką Brytanię, jeśli po wyjściu z UE uda jej się wynegocjować jakikolwiek układ pozwalający na zachowanie partnerstw handlowego.
Dzień dobry Polsko
Najprawdopodobniej większość Polaków popierających Brexit była też przeciwnikami wejścia Polski od Unii Europejskiej. Tej samej Unii, w której członkostwo pozwoliło im swobodnie zamieszkać i podjąć pracę w Wielkiej Brytanii, a więc wreszcie bez przeszkód zrealizować sen o lepszym, „normalnym” życiu. Ci, którzy wtedy byli jeszcze zbyt młodzi, a osiedlili się w UK dopiero później, mogą nie pamiętać Europy podzielonej granicami, murami i zakazami – dziś mogą wszystko, a na ich życiowej drodze nie stoją żadne przeszkody. Uwierzyli za to, że źródłem wszelkiego zła są inni imigranci i „wysysająca kasę z podatnika” Unia Europejska.
Ilu z nich w wyniku Brexitu będzie musiało pakować manatki i wracać do Polski? Ilu straci pracę, będzie musiało zamknąć swoje małe firmy i znów szukać sobie nowego miejsca do życia? Czy naprawdę wierzymy w to, że po opuszczeniu Unii Brytyjczycy „rozprawią się” z przedstawicielami wszystkich innych narodowości, ale nam podziękują, że tu jesteśmy i że wsparliśmy ich w rozstaniu z resztą zjednoczonej Europy?
Brexit promują politycy, którym zależy na zyskaniu poparcia Brytyjczyków zmęczonych wielonarodowością i „multi-kulti”, wściekłych z powodu niskich zarobków czy braku pracy i tych, którzy po prostu szukają wymówki, bo sami nie potrafią poradzić sobie w życiu. To kiełbasa wyborcza i zwykła demagogia obliczona na zmanipulowanie sfrustrowanej części społeczeństwa i odwrócenie uwagi od prawdziwych przyczyn problemów gospodarczych.
W ankiecie przeprowadzonej na zlecenie British Chambers of Commerce 60% brytyjskich przedsiębiorców przyznało, że wyjście z Unii Europejskiej zaszkodzi ich interesom. A to naprawdę może oznaczać nie tylko koniec mitu Wysp „mlekiem i miodem płynących”, ale przede wszystkim załamanie gospodarcze, jakiego Wielka Brytania jeszcze nie zaznała.