Platon mawiał, że „zdrowie jest najpierwszym dobrem”. John Rohn radził: „dbaj o ciało. To jedyne miejsce, w którym żyjesz”. Hipokrates twierdził natomiast: „lekarz ma tylko jedno zadanie, wyleczyć chorego. Jaką drogą tego dopnie, jest rzeczą obojętną”. A co w sytuacji, kiedy przychodzi pacjent do doktora, a ten rozkłada ręce i zdaje się, że nawet nie ma bladego pojęcia, jak cokolwiek zdiagnozować?
Polacy mieszkający na Wyspach nie kryją się ze swoją niechęcią do tutejszej publicznej służby zdrowia. W tym słyszalnym ze wszystkich stron narzekaniu powtarzają się bardzo konkretne zarzuty.
Brytyjski system publicznej opieki medycznej ma problemy. Niektórzy wręcz twierdzą, że jest jednym z najgorszych na świecie. Na pewno w podreperowaniu tego złego PR-u nie pomagają już na starcie koszmarnie długie kolejki. Bywa, że do lekarza nie można umówić się przez kilka dni. Kolejną kwestią problematyczną jest niedostatek kompetentnych GP. Przejście przez etap lekarza pierwszego kontaktu przypomina często stąpanie po polu minowym. Kompetencje przedstawicieli tego szlachetnego zawodu są czasem naprawdę wątpliwe. „Najlepiej pojawić się u nich z gotową diagnozą” – radzą Polacy na forach. Bo jak można mianem profesjonalnego określić „diagnozowanie z pomocą Google”, co jest praktyką często stosowaną przez wspomnianych GP. Do tego leczenie jest powierzchowne, ignorancja spora, a jakby tego mało – zdarzają się pomyłki. A do tego terminy – aby dostać się do specjalisty, trzeba nierzadko czekać kilka miesięcy. W przypadku zabiegów i operacji nie jest lepiej. Długie listy oczekujących są tutaj normą.
Wolę zapłacić…
Wszystkie te problemy sprawiają, że Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii coraz częściej decydują się na prywatne leczenie. Niestety, dbanie o zdrowie może kosztować nas tutaj fortunę. W trosce o najwyższe standardy opieki medycznej i zasoby własnej kieszeni można zdecydować się na prywatne ubezpieczenie zdrowotne, czyli PMI (Private Medical Insurance). Polisa dostępna jest w różnych opcjach: ekonomicznej, standardowej lub ekskluzywnej. Składka obliczana jest indywidualnie i wpływa na nią wiele czynników, m.in.: płeć, wiek czy rodzaj wykonywanej pracy.
Polisa gwarantuje między innymi zwrot od 20 do 75% leczenia w nagłych przypadkach. Plusem oraz dość interesującą sprawą jest również fakt, że spora ilość zabiegów i leków jest tutaj refundowanych przez NHS. Warto zaznaczyć, że większość ubezpieczycieli nie zwraca kosztów np.: leczenia chorób przewlekłych, operacji plastycznych, tych związanych z porodem czy wizyt u dentysty. Wśród prywatnych klinik i szpitali są m.in.: BMI Healthcare, BUPA Hospitals czy prywatna sekcja państwowej służby zdrowia – NHS Private Patent Units. Nie można też nie wspomnieć o tym, że otwiera się tutaj coraz więcej polskich przychodni i gabinetów, których cennik jest dość konkurencyjny w stosunku do ich brytyjskich odpowiedników.
Polski specjalista najbardziej ceniony
Co ciekawe, Polacy bardzo cenią lekarzy–rodaków. „Ufam polskim lekarzom. Są lepszymi specjalistami” – czytamy na forach. Wybierają ich tutaj na miejscu, a także korzystają z ich pomocy przylatując do Polski na wizyty w prywatnych gabinetach, a nawet na zabiegi czy operacje w prywatnych klinikach (m.in.: operacje i zabiegi ginekologiczne, wizyty u stomatologów).
Dlaczego wybieramy polskiego lekarza? Powodów jest wiele. Czynnikiem mającym największy wpływ na podjęcie takiej decyzji jest wciąż słaba znajomość języka angielskiego, która paraliżuje wiele osób przed wizytą u brytyjskich specjalistów czy brak wiary w kompetencje lokalnych lekarzy. Polacy cenią też fakt, że w rodzimym kraju „zapłacisz i wymagasz”. Szczególną sympatią Polonii cieszą się polscy dentyści i ginekolodzy.
Leczę się prywatnie!
Problemy w publicznej opiece zdrowotnej w UK sprawiają, że Polacy podobnie jak Brytyjczycy oraz częściej szukają pomocy w prywatnych gabinetach i placówkach medycznych. Co więcej, Polonia bardzo często stawia na leczenie w rodzimym kraju. Wciąż nie radzimy sobie z językiem angielskim. Wciąż również tkwi w nas przywiązanie do polskich specjalistów i polskiego systemu. Boimy się nie tyle kosztów prywatnej opieki medycznej w UK, ile tego, co nieznane.
Foto: Flickr (lic. CC)