Komputery CIA przy mamusinej wielozadaniowości to nędzne Atari. Muszę wam powiedzieć, że nigdy wcześniej nie byłam tak dobrze zorganizowana jak teraz. Duma mnie rozpiera, że prowadzę kalendarz zapisany terminami, których w dodatku dotrzymuję i ogarniam wszystko i wszystkich. Bo mamuśka ma władzę nad czasem, a doba podzielona na ćwiartki ćwiartek okazuje się bardziej pojemna, niż nam się zdawało.
Nigdy nie lubiłam słowa matka i nigdy nie używałam go też w stosunku do swojej rodzicielki. Mama – to określenie lubię dużo bardziej, bo przecież jest takie naturalne i jako pierwsze formuje się w umyśle i buzi dziecka. Ale mamuśka to już wyolbrzymienie. Drażniło mnie niesamowicie, gdy ktoś tak mówił. Wybrzmiewała w tym zawsze, oprócz rubasznej pobłażliwości, nuta pogardliwej wyższości, która sprowadzała tę biedną, doświadczoną porodem i zmianą pieluch kobietę, do jednej tylko roli społecznej, odzierając ją z jakiejkolwiek kobiecości rozumianej nie w sensie biologicznej reproduktorki, ale seksualnej bogini, famme fatale lub chociażby gorącej laski.
Dziś sama jestem mamą. Brzmi znajomo? Jak z reklamy pewnych cukierków, gdzie milutki starszy pan dzieli się słodyczami ze swoim wnuczkiem. I w dodatku nie, nie ma to nic wspólnego z wszechobecną fobią pedofilską.
Albo jak z reklamy czekoladek Merci, gdzie piękna mama w stylu 3 U – uczesana, umalowana i uśmiechnięta, otrzymuje kartonik czekoladek od równie promiennych dziatek. Ale rzeczywistość macierzyństwa jest oczywiście mniej barwna niż celofanowy papierek po cukierku. To raczej eksperymenty dotyczące wytrzymałości człowieka na brak snu, pogorszenie wyglądu zewnętrznego przez jednostkowe lub grupowo występujące mankamenty typu rozstępy, obwisły biust, zmarszczki lub worki pod oczami, wypadanie włosów, a przede wszystkim wszechogarniające zmęczenie, które wali w nas jak tsunami o każdej porze dnia i nocy. Lecz w tym wszystkim jest metoda. Metoda na stworzenie superbohaterki mamuśki właśnie.
WIELOZADANIOWOŚĆ
Komputery CIA przy mamusinej wielozadaniowości to nędzne Atari. Jesteśmy w stanie w ciągu pół godziny przygotować posiłek, pozbierać co najmniej pięć razy rozrzucone zabawki, nakarmić i przewinąć dziecko, pobawić się z młodym przedstawicielem gatunku homo sapiens, obdarzyć go uśmiechem, ochrzanić, wykonać telefon do przychodni, banku lub babci, napisać smsa do męża z zapytaniem, o której wraca. Dodatkowo oprócz funkcji mamuśka włączamy w ciągu dnia funkcje sprzątaczka, praczka, zarządca, stylista, ogarniamy swoje ciało – jeśli nie w sposób perfekt, to chociaż w sposób zadowalający, wieczorem, gdy oddamy już na chwilę młode w ramiona Morfeusza, otworzymy książkę lub stronę wuwuwu i zapylimy choć przez moment nasz intelekt, a w nocy niekiedy zagramy rolę kochanki. Muszę wam powiedzieć, że nigdy wcześniej nie byłam tak dobrze zorganizowana jak teraz. Duma mnie rozpiera, że prowadzę kalendarz zapisany terminami, których w dodatku dotrzymuję, a do tego jestem także w stanie zrobić codziennie makijaż i jednym słowem ogarniam wszystko i wszystkich. Bo mamuśka ma władzę nad czasem, a doba podzielona na ćwiartki ćwiartek okazuje się bardziej pojemna, niż nam się zdawało.
CIERPLIWOŚĆ
Do wyżej wymienionych funkcjonalności mamuśkowych dodałabym, niezależnie od wyuczonej i wykonywanej pracy, zawód górnika. Otóż mamuśka nagle odnajduje w sobie głęboko ukryte pokłady cierpliwości. Bez tego ani rusz. Bo przecież co najmniej dziesięć razy dziennie będzie zbierać zabawki, co najmniej pięć razy karmić i zmieniać pieluchy, co najmniej dwa razy dziennie będzie znosić krzyk potomstwa z jakiegoś błahego powodu. W przypadku posiadania dwójki młodych rozrabiaków będzie musiała także z salomonowym wyczuciem rozwiązywać konflikty, opowiadać te same historie czy czytać te same książeczki oraz rozdzielać sprawiedliwie uśmiechy i łajania. I tak dzień w dzień. Pamiętam, że zawsze drażnił mnie ryk innych dzieci. Tak. Inne dzieci ryczały lub wyły, choćby to trwało zaledwie dwie minuty. Mój potomek, który do pogodnych nie należy i potrafi werbalnie wyrażać swoje niezadowolenie przez co najmniej 20 minut, zaledwie piszczy.
ASERTYWNOŚĆ
Nawet kobiety, które zawsze miały problem ze słowem „nie”, dzięki macierzyństwu mogą odkryć upojną magię asertywnej odmowy. Otóż „nie” w momencie zdobycia przez małego człowieka większej mobilności, okazuje się nieodzownym narzędziem wychowania. „Nie wolno”, „Nie ruszaj”, „Nie wchodź”, „Nie uciekaj”, „Nie wkładaj do buzi” wypowiadane, przypominają mantrę. Potem mogą się zamieniać w jaśniejsze komunikaty co do naszych potrzeb i oczekiwań. Tak, nawet zahukana, niepewna siebie kobieta może powiedzieć swojemu dziecku, że nie ma na coś ochoty, że coś jej nie odpowiada, sprawia ból lub smuci. Taka eksplozja własnych oczekiwań może mieć zbawienny wpływ na psychikę udręczonych mam i może również niekiedy przenieść się na relacje z otoczeniem. Nie wspomnę już, że mamuśka niczym lwica stanie w obronie swojego młodego i nie pozwoli w tej kwestii innym w kaszę dmuchać.
I uwierzcie, to takie upojne, ten power płynący z macierzyństwa, z tego trudnego kawałka chleba, z tego niewyspania, zmęczenia, a niekiedy także frustracji i walki. Bo kobiety, i tu już uogólnię, nie tylko mamuśki, to mają, tę, (ze słów piosenki Varius Manx), „ona ma siłę/nie wiesz jak wielką”. I to jest cudowne przesłanie z okazji Dnia Matki, który nam już minął, ale także Dnia Kobiet, który minął już dawniej i które – mam nadzieję – z okazji Dnia Dziecka Wasze córki, synowie, mężowie czy partnerzy wezmą sobie do serca.
Vivat Mamuśki! Vivat Kobiety! Vivat Superbohaterki!
Foto: Flickr (lic. CC)