Czy ostatnie głosowanie w Izbie Lordów wpłynie na datę formalnego rozpoczęcia Brexitu? Przed środą media donosiły, że do uruchomienia artykułu 50 Traktatu lizbońskiego dojdzie najprawdopodobniej na posiedzeniu Rady Europejskiej, czyli 9-10 marca. Czy coś się zmieniło?
We środę Izba Lordów przegłosowała poprawkę, która – jeśli zostałaby wprowadzona w życie – gwarantowałaby obywatelom krajów Unii mieszkającym w UK utrzymanie dotychczasowych praw. Lordowie domagają się, aby rząd przygotował prawne zapewnienia dla imigrantów w przeciągu zaledwie trzech miesięcy od uruchomienia procedury wyjścia z UE. To niewiele czasu, a pracy – dużo. Zwłaszcza, kiedy pod uwagę weźmie się słowa Theresy May, która deklarowała, że kluczowy artykuł 50 uruchomi przed końcem marca.
Polityczny pingpong
Sprzyjające imigrantom media uznały wyniki głosowania w Izbie Lordów za pierwszą, poważną porażkę May. W postawie Lordów dopatrywano się też szansy nie tylko na zagwarantowanie praw imigrantom, ale i na zahamowanie brexitowego walca. Ale entuzjazm to jedno, a kwestie formalne to drugie. Mówienie o sromotnej przegranej brytyjskiej premier czy huczne ogłaszanie sukcesu obozu euroentuzjastów to przedwczesna radość.
Po tym, jak Izba Lordów przegłosowała kluczową i korzystną dla imigrantów poprawkę, trafi ona do Izby Gmin, w której – jak wiadomo – dominują konserwatyści. Jeśli deputowani izby niższej odrzucą ustawę w korzystnym dla imigrantów kształcie, poprawka ponownie trafi do Izby Lordów. I tak w kółko, aż do momentu, w którym zasiadający w obu izbach decydenci dojdą do kompromisu. Ale czy ten kompromis będzie korzystny dla imigrantów? Wszelkie przewidywania w tym temacie mają charakter spekulacji.
Imigranci kartą przetargową?
Dużym nadużyciem jest więc stwierdzenie, że parowie głosujący nad poprawką korzystną dla imigrantów zatrzymali Brexit. Jeśli już, to zahamowali. O tydzień lub dwa, bo mniej więcej tyle powinno zająć izbom wypracowywanie kompromisu.
Ale prawdą jest to, że wynik ostatniego głosowania w Izbie Lordów przysporzył Theresie May sporo problemów. Nie tylko wizerunkowych. Dlaczego?
Rząd Theresy May nie może pozwolić sobie na polityczną samowolę. Premier nie ma prawa – z własnej inicjatywy – powiadomić Brukseli o uruchomieniu artykułu 50. Żeby uzyskać taką możliwość – May musi uzyskać zgodę parlamentu. A przez zgodę należy rozumieć przyjęcie (przez obie izby) omawianej wcześniej ustawy. I tu wracamy do punktu wyjścia, czyli do kwestii ostatecznego brzmienia ustawy i spekulacji, czy będzie ona korzystna dla imigrantów.
Brexitowe lobby
Theresie May zależy na spełnieniu obietnic o szybkim i twardym Brexicie. Jeśli jej się to nie uda – poniesie kolejną, wizerunkową porażkę. Premier jest zdeterminowana. Można więc założyć, że politycy z jej obozu będą lobbować za przyjęciem ustawy bez korzystnej dla imigrantów poprawki. Dlaczego? Bo tak będzie szybciej i twardziej, czyli zgodnie z deklaracjami.
Wiele więc wskazuje na to, że przedstawiciele May w Izbie Gmin i Izbie Lordów będą zapewniać głosujących, że premier ma zamiar na poważnie podjąć kwestię praw obywateli UE mieszkających w UK, ale dopiero po rozpoczęciu negocjacji. Ponadto przedstawiciele rządu – jak dowiedział się korespondent PAP – będą oczekiwali, że zasiadający w Izbie Lordów, ale niepochodzący z wyborów powszechnych parowie ustąpią w starciu z wybieranymi przez Brytyjczyków deputowanymi Izby Gmin.
Co nas czeka?
Do czego to wszystko zmierza? Jeśli ustawa zostanie przyjęta z poprawką gwarantującą prawa imigrantom – będzie co świętować. Jeśli nie – los imigrantów spocznie w rękach Theresy May i jej negocjatorów.
W przypadku imigrantów już mieszkających w UK – karty są tak naprawdę odkryte. Premier zgadza się na zachowanie ich praw, ale pod warunkiem, że w podobny sposób zostaną potraktowani Brytyjczycy mieszkający w krajach UE. Jednak imigranci, którzy dopiero planują przeprowadzę do UK będą potrzebowali (jak informuje między innymi Sunday Times) wiz pracowniczych. Nowi przybysze będą też musieli liczyć się z wieloma ograniczeniami.