Ma być ponad dwa razy wyższy od amerykańskiej Statui Wolności (93 metry), a nawet przebić dotychczasowego rekordzistę – indyjski pomnik Sardara Patela (182 metry). Gigantyczny ma być nie tylko rozmiar, ale i koszt inwestycji. Budowa „Statue of Theresa May” miałaby pochłonąć 350 milionów funtów – dokładnie tyle, ile zdaniem twórców kampanii „Vote Leave” każdego tygodnia Wielka Brytania przelewa na konto Unii Europejskiej.
Pomysł wzniesienia pomnika ku czci Theresy May to inicjatywa oddolna, wspierana zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników Brexitu. Dlaczego Brytyjczycy chcą uhonorować premier, która – jak wynika z ostatnich badań sondażowych – uznawana jest za jednego z najgorszych przywódców w historii nie tylko kraju, ale i globu?
Murem podzieleni, przez May zjednoczeni
W chwilę po ogłoszeniu wyników referendum w sprawie wyjścia z UE stało się jasne, że Wielka Brytania została podzielona. Nieodwracalnie, jak mogło się wtedy wydawać.
Różnica głosów (51,89 procent za Brexitem, 48,11 procent za pozostaniem w UE) była tak niewielka, że można było z niewielkim uproszczeniem założyć, że brytyjskie społeczeństwo pękło na pół. Syn głosujący za opuszczeniem Wspólnoty stał się śmiertelnym wrogiem własnego ojca-zwolennika UE, sąsiad reprezentujący poglądy obozu „Leave” opluwał i wyzywał od zdrajców sąsiada z obozu „Remain” (i vice versa). Zaczęła się regularna walka ideologicznych plemion. Walka, którą podsycali przedstawiciele świata polityki, chcący ugrać na społecznych niesnaskach coś dla siebie.
Z biegiem czasu dla obu stron konfliktu stało się jasne, że wyjście z UE nie będzie procesem łatwym, szybkim i przyjemnych i że Wspólnota rozgrywa Wielką Brytanię tak, jak chce. Nie zmniejszyło to jednak wzajemnej niechęci plemion. Zamiast zjednoczyć się dla wyższego celu, zwolennicy i przeciwnicy Unii tylko zradykalizowali się w swoich poglądach i stali się względem siebie jeszcze bardziej agresywni. Aż w końcu nastąpił przełom. Zjednoczenie pod skrzydłami premier May.
„Wyjdź na ulicę i zapytaj Brytyjczyków, czego dziś tak naprawdę chcą – wyjść czy zostać w UE? Każdy powie, że jest tym Brexitem zmęczony i jedyne, czego pragnie, to odejścia May. Wszyscy już pie…ą ten rząd i tę premier” – mówi jedna z inicjatorek projektu „Statue of Theresa May”. „To jedyne, co jej (premier – dop. aut.) i posłom się udało. Tak bardzo ich nienawidzimy, że się w tej nienawiści jednoczymy” – dodaje.
Zdaniem osób odpowiedzialnych za pomysł stworzenia pomnika May taka statua miałaby mieć charakter ponadpartyjny i ponadklasowy. „W naszej grupie są i zwolennicy Partii Konserwatywnej, i Laburzyści, i osoby, które popierają Nigela Farage’a. Są i Brytyjczycy, i imigranci, lekarze, prawnicy, robotnicy” – mówią inicjatorzy projektu. „To wszystko dzięki May. Od lat nie byliśmy tak zgodni w tym, że mamy na wszystko wyj…ne! Dlatego premier zasługuje na pomnik” – dodają.
Statua miałaby stanąć pod Westminsterem i być rekordowo wysoka – większa od najwyższego pomnika świata, mierzącego 182 metry obelisku upamiętniającego indyjskiego bohatera, Sardara Patela. Skąd ten rozmach? Pomysłodawcy odpowiadają: „Po Brexicie mieliśmy być silniejsi i bogatsi, mieliśmy być jak kiedyś – wielkim imperium. Gó..o z tego wyszło, zostaliśmy tylko ze sobą skłóceni. Wielki pomnik powinien symbolizować zarówno rozmiar porażki May i wszystkich zamieszanych w Brexit polityków, jak i rozmiar naszego ponownego zjednoczenia w nienawiści do nich. Poza tym – jak będzie naprawdę duży, to łatwiej będzie w niego rzucać, jajkami na przykład”.
Budowa pomnika ma pochłonąć rekordowe 350 milionów funtów. To kwota symboliczna, będąca nawiązaniem do jednej z obietnic składanych przed referendum przez obóz przeciwników UE. Na słynnym czerwonym autobusie umieszczono bowiem banner informujący, że każdego tygodnia Wielka Brytania przesyła Unii 350 milionów funtów. Zdaniem twórców kampanii „Vote Leave”, po Brexicie te pieniądze miałyby trafić do NHS.
Jak inicjatorzy projektu chcą zebrać środki na budowę gigantycznego pomnika? „Chcemy zgłosić się do rządu. To on nas wsadził na minę. Nie wiemy tylko, czy władzy spodoba się projekt monumentu” – wyjaśniają. A jak statua miałaby wyglądać? „Mamy pomysł, aby May została uwieczniona w najbardziej symbolicznej pozie. W szpilkach w panterkę, jej ulubionych, z rękami ugiętymi w łokciach i wyprostowanymi środkowymi palcami obu dłoni. Tak jak Jaś Fasola. Bo Theresa to taki nasz Mr. Bean polityki”.
Londyn buduje, Bruksela komentuje
Skontaktowaliśmy się z bardzo ważnym anonimowym pracownikiem najniższego szczebla brukselskiej dyplomacji, aby poinformować go o pomyśle Brytyjczyków. Pan Pierre (zatrudniony w UE jako ślusarz, ale na co dzień odpowiedzialny za podejmowanie strategicznych decyzji w Radzie) stwierdził, że taka inicjatywa nie jest niczym nowym, bo unijni oficjele już od dawna chcą postawić podobny obelisk u siebie, w Brukseli.
„Theresie May zawdzięczamy naprawdę wiele. Bardzo wiele” – tłumaczy Pierre. „Gdyby nie ona, mielibyśmy teraz na głowie Polexit, Frexit, Slovexit i tak dalej. Ale inne państwa obserwowały zmagania brytyjskiej premier i doszły do wniosku, że wychodzenie z UE może skończyć się dla nich katastrofą. Proszę spojrzeć, poparcie dla Unii rośnie we wszystkich krajach członkowskich. Wspólnota nigdy nie była tak zjednoczona” – wyjaśnia pan Pierre.
Ślusarz na co dzień odpowiadający za podejmowanie najbardziej strategicznych decyzji w Brukseli (to on ręcznie prostuje banany) uważa, że unijny pomnik May powinien być jeszcze większy niż ten brytyjski. „Wydamy na niego 39 miliardów euro, a więc tyle, ile Wielka Brytania musi zapłacić rachunku rozwodowego. Za taką kasę postawimy największy pomnik na świecie. Ba, nawet go ozłocimy! Pani May i jej katastrofalna dla Wielkiej Brytanii a szczęśliwa dla nas polityka są tego warte” – cieszy się pan Pierre.
Zdaniem mężczyzny, unijny pomnik powinien przedstawiać May na galopującym jednorożcu. „O tutaj, proszę, za dofinansowanie z UE zrobiłem nawet projekt. Jak wam się podoba?” – pyta.