Tą sprawą żyje teraz polskojęzyczny internet. Jeśli jeszcze nie wpisaliście w Google hasła „Dżesika 500 plus” i nie kliknęliście w jeden z kilkunastu tysięcy wyników wyjaśniających, o co w tym wszystkim chodzi – pospiesznie tłumaczę.
Dżesika z gminy Boniewo (woj. kujawsko-pomorskie) to 16-latka ogłoszona właśnie najmłodszą beneficjentką Programu Rodzina 500+. W pierwszą ciążę zaszła w wieku 13 lat. Już wtedy było o niej głośno, bo sytuacją dziewczyny zainteresowały się (wreszcie?) odpowiednie jednostki nadzorczo-pomocowe. Zanim to się jednak stało, sprawę Dżesiki nagłośniły tabloidy i tytuły regionalne, które prześcigały się w tropieniu i wyciąganiu na światło dzienne co najsmaczniejszych brudów z życia nastolatki i jej najbliższych.
To właśnie po interwencji mediów cała Polska dowiedziała się, że ojcem pierwszego dziecka Dżesiki jest starszy od głównej bohaterki o 8 lat Daniel W., brat konkubenta matki dziewczyny.
Popegeerowska telenowela
Wszystko jasne? Jeśli nie, rozpracujmy to raz jeszcze. Katarzyna Górska – matka Dżesiki i jej pięciorga rodzeństwa – związała się z Panem X (media nazwały go konkubentem, co – jak wiadomo – ma w Polsce pejoratywny wydźwięk). Partner Pani Katarzyny ma brata, Daniela W., który (zapewne z wzajemnością) w 2013 roku zawiesił oko na trzynastoletniej wówczas Dżesice.
Dziewczyna zaszłą w ciążę i znalazła się pod opieką kuratora sądowego. Daniel W. nie wyparł się ojcostwa, ale trafił przed wymiar sprawiedliwości. 21-letni mężczyzna zapewniał, że – spółkując z 13-latką – był przekonany, że Dżesika ma co najmniej dwa lata więcej. Za współżycie z nieletnią groziło mu do 10 lat pozbawienia wolności, ale sąd wymierzył mężczyźnie niską karę – Daniel W. usłyszał wyrok 3 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat.
Zamiast do pudła, mężczyzna trafił do sklepu, w którym kupił wyprawkę i kilka zabawek dla Mai – zdrowej córeczki, która przyszła na świat w marcu 2014 roku.
Sielanka młodej pary nie trwała jednak długo, bo w 2015 roku Dżesika urodziła drugie dziecko. Jego ojcem jest… oczywiście Daniel W. Mężczyzna tym razem nie mógł pomagać młodej mamie w opiece nad maluchami. W grudniu 2014 roku (a więc przed narodzinami drugiej pociechy) Daniel W. trafił do aresztu za włamania. Prasa spekulowała, że w ten niezgodny z prawem sposób chciał „zarobić” na kolejną wyprawkę.
Co słychać u Dżesiki? Do niedawna – niewiele
Jakie były dalsze losy młodej matki? Kiedy ogólnopolskie media wyżęły z jej historii wszystko, co wyżąć się dało – Dżesiką interesowały się jedynie niskonakładowe tytuły regionalne. Z przygotowywanych przez lokalnych dziennikarzy publikacji wynika, że nastolatka powiła szczęśliwie drugie dziecko, które (zaraz po narodzeniu) miało trafić do adopcji. Sama Dżesika (wraz z pierworodną Mają i piątką rodzeństwa) miała natomiast znaleźć się w ośrodku opiekuńczym. Tak się, z nie do końca wiadomych powodów, nie stało. Dziewczyna wciąż mieszka z liczną rodziną tam, gdzie mieszkała.
Chodzi o rolniczą gminę Boniewo, której populacja wynosi mniej niż 4 tysiące dusz, i która w PRL była jednym, wielkim PGR-em. Kiedy, cytując pewną aktorkę, „skończył się w Polsce komunizm”, dla mieszkańców gminy skończyło się „względne eldorado”. Do dziś mądre głowy obradujące co jakiś czas w Boniewie z namaszczeniem informują na oficjalnej stronie gminy o sukcesie, jakim jest położenie odcinka szosy (ostatni miał aż 2,6 km długości!) czy wywalczonych w pocie czoła dotacjach do wakacji dla chorych dzieci rolników popegeerowskich.
Pińcet plus, czyli „Olaboga, socjalizm znów zawodzi”
Po tym, jak media przestały wreszcie nagłaśniać sprawę nastoletniej, podwójnej matki, mieszkańcy biednej gminy Boniewo mogli na powrót zapaść w spokojny sen. Drzemka trwała krótko, bo obecnie szesnastoletnia Dżesika 2 maja tego roku stała się bohaterką publikacji włocławskiego portalu.
„Rekordy 'Rodziny 500 plus’. Najszybsze i największe wypłaty” – grzmiał sensacyjny tytuł artykułu, którego czytelnicy – już na wstępie – otrzymali skondensowaną historię Dżesiki, ogłoszonej najmłodszą beneficjentką programu stworzonego przez PiS.
W tekście dostało się nie tylko nastolatce (która, zgodnie z prawem, pobiera 1 000 zł zasiłku), ale i jej matce, która na pozostałe dzieci (a ma ich pięcioro) dostaje miesięcznie 2 500 zł z budżetu.
„Pewnie przepiją”, „Je…a patologia” – komentowali Internauci, a felerny artykuł doczekał się tysięcy udostępnień. Dżesika znów stała się bohaterką masowej wyobraźni. Z tą tylko różnicą, że tym razem nie trafiła „tylko” do tabloidów, ale i na Facebookowe, „bekowe” (słowo klucz) fanpejdże. Wiadomo, „socjalizm znów zawiódł”, dowalmy więc nastolatce! Będzie zabawnie.
Kto ma bekę z Dżesiki?
Z nastoletniej matki śmieją się w „Internetach”. Dostaje jej się za wszystko: za to, że rozłożyła nogi, że nie wie, co to gumka, że pochodzi ze wsi, że jest patolem, że jej matka jest patolem, że jej babka też pewnie była patolem i że ma głupie imię. Wiadomo przecież, że ktoś, kto „wabi się Dżesika” musi być „zje..any”.
A kto – konkretnie! – ma bekę z Dżesiki? I konserwatyści, którzy kontestują aborcję i zatwardziali „katole” (nie katolicy, a „katole” właśnie), którzy prezerwatywę czy obowiązkowe lekcje wychowania seksualnego uważają za wymysł czarta parzystokopytnego. Z Dżesiki drą łacha fani Korwina (wiadomo, oni wszystko zawdzięczają sobie, gardzą zasiłkami, wolą kieszonkowe od rodziców, a poza tym – „chcącemu nie dzieje się krzywda”, więc jak nastka dała się wybzykać, to niech teraz radzi sobie sama) i piewcy neoliberalizmu (bo jakby młoda była przedsiębiorcza, to by wzięła kredyt we frankach na 50 lat i nie żebrała o zasiłek). Dżesikę nieśmiało obśmiewają też niektórzy KOD-owcy i „pseudosocjaliści”, którzy jej dramatyczną historię wykorzystują do piętnowania kolejnych pomysłów PIS.
Generalnie: z Dżesiki jest beka. Beka oderwana od kontekstu, celebrowana ponad politycznymi podziałami i wymierzona w jedną tylko osobę. A przecież do tanga trzeba dwojga… Wróćmy więc do początku historii i jeszcze raz przeróbmy popegeerowską telenowelę.
Bo w gumce mu było niewygodnie?
Dżesika padła ofiarą przestępstwa. Mając zaledwie 13 lat odbyła stosunek seksualny ze starszym od siebie o 8 lat (a więc pełnoletnim) mężczyzną. Nie jest istotne, czy dziewczyna czuła do Daniela W. miętę. Ważne jest to, że – zachodząc w pierwszą ciążę – była dzieckiem, które legalnie nie kupi paczki fajek ani butelki piwska i które powinno (mocno upraszczając) siedzieć z nosem w książkach lub wisieć głową w dół na trzepaku, a nie gzić się po kątach z dorosłym bratem konkubenta matki.
Daniel W. nie poszedł siedzieć, dostał wyrok warunkowy. Oznacza to, że – gdyby ponownie odbył stosunek seksualny z nieletnią – zawiasy przestałyby obowiązywać i mężczyzna trafiłby za kratki. Mając tego świadomość Daniel W. znów uprawiał seks z Dżesiką, a Dżesika zaszła z nim w kolejną ciążę. Mężczyzna, owszem, poszedł w końcu do paki, ale nie za seks z „nielatką”, ale włamanie. Ale na wyrok sądu spuśćmy zasłonę milczenia. Pomińmy też absurdalne tłumaczenia Daniela W., który twierdził, że był przekonany, że córka konkubiny jego brata jest o co najmniej dwa lata starsza.
Zastanówmy się, dlaczego ten dorosły mężczyzna nie wpadł na to, żeby się zabezpieczyć? Z uwagi na wiek i (jak mniemam) większe niż Dżesika doświadczenie w kwestiach łóżkowych wiedział, skąd biorą się dzieci. Nie założył prezerwatywy, bo „w ogumieniu mu nie stawał”? A może pożałował dychy na paczkę porządnych Durexów? I dlaczego nie wyciągnął wniosków z pierwszej ciąży? Dlaczego dopuścił do tego, żeby Dżesika drugi raz została matką? O tym się niestety nie mówi. Dla tych, co drą łacha z „puszczalskiej” nastolatki jest najwyraźniej jasne, że podczas seksu facet nie myśli właściwą głową. Gdyby to nie było dla „bekowiczów” oczywiste i w pełni usprawiedliwiające – atakowaliby nie Dżesikę, a Daniela. Dostaje się jednak dziewczynie. Jak zwykle…
Ale idźmy dalej. Dżesiką, od pierwszej ciąży, zajmował się kurator, a z jej najbliższymi (a więc z matką i pięciorgiem rodzeństwa) miał pracować asystent rodziny. Niewielu z komentujących zadaje pytanie o to, dlaczego Dżesika (będąca pod opieką funkcjonariusza publicznego) ponownie zaszła w ciążę i dlaczego asystent, pedagog szkolny i oddelegowany do rodziny psycholog nie wbił do jej nastoletniej głowy, że seks (jeśli już się na niego decydujemy) dobrze jest w pewnych okolicznościach uprawiać z uwzględnieniem stosownego zabezpieczenia.
Czy Dżesika nie wiedziała o istnieniu prezerwatyw? Pewnie wiedziała, ale to w tym punkcie należy jeszcze raz zwrócić uwagę na kontekst środowiskowy. Dziewczyna pochodzi z wielodzietnej rodziny, która – jeszcze rok temu (nie znalazłam informacji o bieżącej sytuacji) – zajmowała maleńkie, 35-metrowe, zagrzybione mieszkanko bez łazienki i WC, w którym to – oprócz podstawowych, zniszczonych mebli – znalazło się miejsce na portret Jana Pawła II i kiczowatą makatkę z Jezusem Chrystusem.
Dwie izby zajmowane przez Dżesikę i jej bliskich (nie licząc konkubenta matki i dwójki dzieci nastolatki to 7 osób!) mieściły się w zrujnowanym pałacu we wsi Otmianowo. Budynek przed laty, na fali zmian ustrojowych podzielono na kilkanaście lokali, a następnie zgrupowano w nim 14 rodzin, także wielodzietnych. Taki sposób adaptowania nienadających się do zamieszkania pustostanów nie jest wyrazem lokalnego folkloru. Tak się robi w całej Polsce – i na wsiach, i w miejskich „gettach”, o których istnieniu większość z nas woli po prostu nie wiedzieć. Bo tak działa polski pseudosocjalizm, który – według krzykaczy – kosztuje rodzimego podatnika miliony monet i który funduje nierobom i patolom dostatnie, wręcz luksusowe życie za „nasze piniondze”.
W biednej, popegeerowskiej gminie Boniewo mieszka niespełna 4 000 osób. To zamknięta społeczność, z której ciężko uciec. A skoro trudno się z Boniewa i okolic wyrwać – można założyć, że każdy tam każdego zna i każdy wie o każdym wszystko. Z całą pewnością „w okolicy” wiedziano też, że nastoletnia Dżesika spotka się ze starszym od niej o 8 lat Danielem W. Wiedziano, że Daniel W. jest bratem konkubenta matki dziewczyny. Czy ktoś zareagował na niezdrową relację, a potem pierwszą i drugą ciążę? Matka Dżesiki otwarcie przyznała w jednym z wywiadów (KLIK!), że… nie. „Takie rzeczy się zdarzają. Nie upilnowałam córki” – tyle było jej komentarza. Ot, norma. Smutna, popegeerowska norma, o której wielu z nas – tak jak o istnieniu miejskich gett – woli nie wiedzieć. A szkoda!
Powiedzmy jasno: wbrew temu, co głoszą neoliberalni, samozwańczy królowie internetowego contentu, nie każdy rodzi się ze smykałką do biznesu, nie każdy rodzi się w sprawnych, pełnych, szczęśliwych i zamożnych rodzinach, nie każdy może liczyć na pomoc rodziców, którzy – w razie czego – albo krzykną i obsztorcują, albo dadzą te nieszczęsne 10 zł na gumki. Nie każdy ma matkę, która zdaje sobie sprawę, że w powszechnej opinii Dżesika to imię obciachowe, niejako determinujące przyszłość dziecka. Nie każdy ma ojca, który odgoni od nastoletniej córki dorosłego adoratora i uzna, że na ścianie mieszkania jest miejsce nie tylko na zdjęcia Jana Pawła II, ale i na półkę na książki (ot, choćby na legendarną „Sztukę kochania” Michaliny Wisłockiej). Nie każdy od maleńkości nasiąka fajnymi, perspektywicznymi wzorcami i wie, że (choć to komunały) warto się uczyć, warto się rozwijać, warto jak najwcześniej zacząć myśleć o przyszłości. Choćby po to, żeby później nie oglądać się na Państwo, które wcale takie opiekuńcze nie jest i które (zamiast prawdziwej pomocy) rzuca potrzebującym ochłapy pod postacią kawałka asfaltówki czy dwuizbowego lokalu socjalnego bez WC i łazienki.
Bieda jest dziedziczna, sukces – to często kwestia spadku
Na liście 100 najbogatszych Polaków trzy pierwsze miejsca zajmują: Sebastian i Dominika Kulczyk, spadkobiercy fortuny ojca, Jana Kulczyka, urodzony w Radomiu Zygmunt Solorz-Żak oraz pochodzący z Kielc absolwent Politechniki Świętokrzyskiej, Michał Sołowow. To podium. W pierwszej dziesiątce także próżno szukać ludzi, którzy wyrwali się z PGR-u. Wszyscy bogacze przyszli na świat w dużych miastach, w większości – skończyli państwowe studia. W Top10 mamy i biznesmenów, którzy swoje późniejsze kariery zawdzięczają współpracy z SB, i dobrze urodzone pary, które – pobierając się – połączyły swoje majątki a także braci, którzy przejęli schedę po ojcu, założycielu firmy farmaceutycznej. Na liście nie ma ani Dżesiki, ani jej matki. Nie ma i nie będzie. Mimo że obu paniom spadły z nieba jakieś tam pieniądze.
Mieszkanki gminy Boniewo są beneficjentkami Programu Rodzina 500 plus. Dżesika (matka dwójki) otrzymuje z państwowej kasy 1 000 zł, jej matka (mając na utrzymaniu 5 dzieci) dostaje 2 500 zł. W sumie – 3 500 zł, o kilkaset złotych mniej niż zawyżona, ale oficjalna średnia krajowa brutto.
Sztandarowy program PiS to projekt z wieloma wadami, owszem. Ale komentatorzy mający bekę z Dżesiki nie zastanawiają się nad tym, czy nie lepiej byłoby z państwowej kiesy sfinansować darmowe przedszkola, obiady czy akademiki. Im chodzi o to, że nastolatka dostanie cokolwiek i że jej matka dostanie jeszcze więcej. Za co? Ano za sam fakt, że obie rozłożyły nogi, tak jakby na tym kończyło się rodzicielstwo. I nie jest istotne to, że obie panie urodziły dzieci zanim ktokolwiek zaczął głośno mówić o nieszczęsnym „pińcet plus”.
3 500 zł to kwota wystarczająco duża, żeby pobudzić wyobraźnię. Za taką kasę można już pojechać na wakacje, urządzić remont kuchni, spłacić wypasioną lodówkę. Ale czy ktokolwiek zastanawiał się, czy za te pieniądze można utrzymać rodzinę liczącą aktualnie 9 osób? Miesięcznie wychodzi niespełna 390 zł na głowę, prawie 13 zł dniówki. Jasne, starczy na kawałek bułki, kilka plasterków wędliny i żółtego sera, może na batonika i sok. Na pieluchy, nowy rower i płatne korepetycje dla dzieci, z których część, bez dodatkowego wsparcia w nauce, zatrzyma się zapewne na etapie gimnazjum… Na to jednak zabraknie. A skoro zabraknie na rozwój, edukację i zdrową rekreację – nie pozostanie nic innego, jak powielać schemat, tkwić beznadziejnie w popegeerowskiej wsi i (z nudów, z braku laku, z nadzieją na kolejne „pińcet plus”) rodzić kolejne dzieci. Jeśli lokalna społeczność tego nie potępia, jeśli to norma, jeśli – za sprawą nastoletniej ciąży – do zaspanej gminy zjadą fotoreporterzy (przynajmniej jakaś atrakcja), którzy być może nagłośnią sprawę tak, że władza da większe lokum…
Nie oszukujmy się, taka ciąża, prędzej czy później, znów się wydarzy. Przecież nastolatki uprawiają seks! Owszem, statystycznie niewielu małolatów zostaje rodzicami (wiadomo, w dużym mieście to wstyd, więc matka z ojcem zafundują gumki, zaprowadzą za rękę do ginekologa i – nawet, jeśli oficjalnie potępiają to rozwiązanie – załatwią skrobankę). Ale na wykluczonej prowincji? Tam od pokoleń pokutuje przekonanie, że kondomy, aborcja i edukacja seksualna to wymysł diabła!
Bo o ile sukces można dostać w spadku (nieżyjący Jan Kulczyk pierwszy milion miał dostać od ojca; po śmierci Jana Kulczyka miliony biznesmena trafiły w ręce jego dzieci), to bieda i wykluczenie są dziedziczne. Nie bez kozery lekarze biorą za żony prawniczki, dyrektorki wiążą się z managerami a pracownicy uniwersyteccy urządzają ciche castingi na przyszłą połówkę wśród co ładniejszych studentek. Tu nie chodzi jedynie o podobny zakres zainteresowań, ale – przede wszystkim – o urodzenie. Co by to było, gdyby wykształcony dyrektor banku hajtnął się z taką Dżesiką?
Byłaby z niego beka, więc tego nie zrobi. Zamiast bratać się z plebsem – sam najpierw pośmieje się z nastoletniej matki, potem (jeśli dysponuje szczątkami zdrowego rozsądku) podziękuje w duchu za to, że urodził się w dużym mieście i dobrej rodzinie, a następnie pobiegnie odebrać „pińcet złoty” na drugie dziecko, które udało mu się szczęśliwie spłodzić z przyszłą dziedziczką rodzinnego przedsiębiorstwa. Nie to, że potrzebuje tych pięciu stówek, jego syn – Konstanty Franciszek – obyłby się przecież bez takiej marnej daniny. Weźmie dla zasady, bo dają. Bo w sumie dlaczego ma nie brać, skoro Dżesika wzięła. To nie tak, że on-dyrektor jest takim samym nędzarzem jak nastoletnia matka z prowincji. On jest lepszy od urodzenia, więc może z Dżesiki drzeć łacha.
Smutne, bo wychodzi na to, że skłonność do wyśmiewania się z tych, którzy nie mieli tyle szczęścia i już na początku swojego życia odziedziczyli biedę, wykluczenie i brak perspektyw, także wydaje się być genetyczna. A może taki bezczelny, małoduszny rechot z Dżesiki to odruch obronny i sposób na zagłuszenie własnej beznadziejności?
Foto/Źróło: http://magazyn.7dni.pl/304761,Dziecko-to-nie-koniec-swiata.html
Foto: Wiki (lic. PD)/Google Maps/FB