Boris Johnson i Jean-Claude Junker oświadczyli w czwartek, że negocjatorom UE i UK udało się osiągnąć porozumienie co do treści nowej umowy rozwodowej. Aby Brexit mógł się w końcu dokonać, umowę powinna zaakceptować Izba Gmin. Ta sama, która jest obecnie bardzo podzielona i która w przeszłości aż trzykrotnie odrzucała „deal” wynegocjowany przez Theresę May.
Czy umowa Johnsona ma szansę uzyskać poparcie parlamentarzystów? Jej krytycy zwracają uwagę, że nowy „deal” w wielu kwestiach niewiele różni się od starego. Według niektórych polityków opozycji jest nawet gorszy od propozycji May.
Tak jak umowa poprzedniej premier, tak i porozumienie wynegocjowane przez Johnsona składa się z dwóch dokumentów: wiążącego traktatu o wystąpieniu z UE i deklaracji politycznej. Podobnie, jak umowa May, w umowie Johnsona znajdują się zapisy gwarantujące prawa obywateli (UE w UK oraz UK w UE), dotyczące okresu przejściowego czy zobowiązań finansowych Wielkiej Brytanii wobec Wspólnoty. W nowym porozumieniu zastąpiono jednak kontrowersyjny backstop złożonym rozwiązaniem, które stanowi, że po zakończeniu okresu przejściowego Irlandia Północna (jako jedyna część Zjednoczonego Królestwa) będzie podlegać regułom wspólnego rynku i (choć pozostanie częścią UK) będzie w praktyce w unii celnej ze Wspólnotą. Dzięki temu granice (zarówno celna, jak i regulacyjna) znajdą się na Morzu Irlandzkim. Ponadto, na towary przeznaczone na unijny rynek cła będą nakładane cła zgodne z unijnymi zasadami, jeśli chodzi o towary, które mają trafić poza UE – cła będą nakładane według brytyjskich reguł.
Dodatkowo, Zgromadzenie Północnoirlandzkie po ośmiu latach będzie mogło podjąć decyzję o pozostaniu lub odejściu od tego modelu. Żadna z partii Zgromadzenia nie będzie jednak dysponowała samodzielnym wetem.
Ponadto, jeśli chodzi o nowe porozumienie i kwestię stosunków między Irlandią a Irlandią Północną, Zjednoczone Królestwo jednostronnie zadeklarowało, że procesy związane z Brexitem będą zgodne z postanowieniami Porozumienia Wielkopiątkowego.
Problem w tym, że razem z backstopem z porozumienia „wygumkowano” zapisy dotyczące utrzymania tych samych, minimalnych standardów unijnych, dotyczących praw pracowników, praw socjalnych, praw związanych z jakością żywności czy ochroną środowiska. Paragrafy te – zamiast w wiążącym prawnie traktacie – umieszczono w niewiążącej, honorowej deklaracji politycznej, która de facto jest wyrazem dobrej woli.
Kolejnym problemem jest to, że obie części nowej umowy nie dają gwarancji, że po zakończeniu okresu przejściowego stronom uda się zawrzeć porozumienie dotyczące handlu. Innymi słowy: ryzyko, że 31 grudnia 2021 roku Wielka Brytania stanie się (pod względem handlu) samotną wyspą wciąż jest wysokie.
Izba Gmin ma decydujący głos
To właśnie nad przyjęciem lub odrzuceniem nowej głosować będą w sobotę parlamentarzyści. Głosowania powinny rozpocząć się około godziny 14:30-15:00. Rząd Johnsona złożył w Izbie Gmin dwa wnioski: pierwszy dotyczy przyjęcia przez Izbę nowej umowy, drugi (jeśli pierwszy zostanie odrzucony) – dotyczy zgody na Brexit bez porozumienia.
Trudno przewidzieć, o której dowiemy się, czy Izba Gmin poparła nową umowę. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa debata i czy do wniosków będą składane poprawki.
Można jednak pokusić się o kalkulacje, jak duże są szanse na przyjęcie „dealu”, acz warto zastrzec już na początku, że każdy głos może mieć tu znaczenie.
Partia Konserwatywna dysponuje 288 mandatami. Tyle tylko, że ugrupowanie Johnsona jest podzielone. W jej szeregach znajdują się zarówno przeciwnicy premiera (i wszystkiego, co robi), jak i spartanie, czyli ultrabrexitowcy, którzy wcześniej głosowali przeciwko porozumieniu May i którzy stoją na stanowisku, że strategia negocjacyjna Wielkiej Brytanii powinna opierać się na braku kompromisów.
Porozumienia Johnsona nie popierają Szkoci z SNP (Nicola Sturgeon ostatnio kolejny raz wezwała do organizacji kolejnego referendum niepodległościowego), Liberalni Demokraci (którzy z założenia są przeciwni Brexitowi), chimeryczni parlamentarzyści z Demokratycznej Partii Unionistycznej (to koalicjant Partii Konserwatywnej), członkowie The Independent Group for Change, Plaid Cymru i Partii Zielonych. Przeciwko są też czołowi politycy Partii Pracy. Kierownictwo Laburzystów wezwało już swoich partyjnych kolegów do zachowania dyscypliny i do głosowania na „nie”. Tyle tylko, że to wezwanie było raczej nienachalne. W praktyce, wynik głosowania może zależeć przede wszystkim od tego, ilu posłów Partii Pracy poprze porozumienie Johnsona. Z przewidywań „The Times” wynika, że za dealem zagłosuje na pewno 293 posłów, przeciwko będzie 298. 11 posłów nie weźmie udziału w głosowaniu, a 48 jest obecnie niezdecydowanych.
Bardzo prawdopodobne więc, że o Brexicie zdecydują posłowie, którzy są przeciwko umowie, ale którzy dostali się do Izby z okręgów, w których głosowano za rozwodem (zagłosują za „dealem”, żeby nie rozczarować swoich wyborców). Bardzo też możliwe, że o odrzuceniu umowy zadecydują głosy tych, którzy są za Brexitem, ale nie lubią Johnsona i z zasady torpedują wszystko, czego ten się dotknie.
Foto: DonkeyHotey, Flickr, lic. CC, https://www.flickr.com/photos/donkeyhotey/