Wolontariusze z Calais przygotowują dla imigrantów koczujących w obozowiskach ciepłe posiłki. Niestety, ich praca nie zawsze jest doceniana. Jedzenie jest nie tylko odsprzedawane, ale i wyrzucane.
Nic nie wskazuje na to, aby kryzys w Calais miał się szybko skończyć. Wręcz przeciwnie – pomysły brytyjskich i francuskich włodarzy okazują się chybione, a brak racjonalnej solucji tylko zaognia i tak dramatyczną sytuację.
Kryzys nad kanałem La Manche to jeden z głównych tematów społecznych dyskusji – także tych odbywających się w sieci. Żywo interesujący się problemem nielegalnych imigrantów Internauci „odkopali” z archiwum www zeszłoroczny materiał przygotowany przez francuski kanał telewizyjny TMC.
Bohaterką reportażu jest Claudine – mieszkanka Calais, która wraz z grupą wolontariuszy zdecydowała się regularnie przygotowywać i dostarczać imigrantom koczującym w dzikich obozowiskach ciepłe posiłki. Zaangażowane w tę szczytną akcję osoby codziennie przyrządzają po kilkadziesiąt kilogramów makaronu, mięsa czy warzyw, dbając o to, aby potrawy nie zawierały składników nieakceptowanych przez muzułmanów. Gotowe porcje zamykane są następnie w praktycznych pudełkach i dostarczane głodującym imigrantom.
Wolontariusze z własnych kieszeni płacą za składniki czy transport potraw, od czasu do czasu korzystając z pomocy lokalnych przedsiębiorców. To właśnie puszki z ravioli przekazane przez jednego z zaprzyjaźnionych hurtowników stały się zarzewiem konfliktu.
Kiedy sudańscy uchodźcy zauważyli, że puszki zawierają przeterminowaną żywność – poczuli się (dosłownie i w przenośni) zniesmaczeni. Imigranci uznali, że francuscy wolontariusze chcieli ich otruć. Na nic nie zdały się wyjaśnienia Claudine, która cierpliwie tłumaczyła koczującym mężczyznom różnicę między „best before” a „expires”, czyli oznaczeniami stosowanymi przez producentów jedzenia z długim terminem przydatności do spożycia. Imigrantów nie przekonało też to, że kobieta – na dowód, że puszki nie są zatrute – spróbowała feralnej potrawy. Uchodźcy nie uwierzyli Francuzom, otworzyli konserwy i opróżnili je wylewając ravioli na ziemię.
Trudno dziwić się zdenerwowaniu wolontariuszki, która już wcześniej – podczas wizyty w innym obozowisku – musiała zmagać się między innymi z uchodźcami plądrującymi jej samochód. Z drugiej jednak strony słowa samej Claudine tłumaczące nie zawsze, mówiąc delikatnie, poprawną postawę niektórych imigrantów dają wiele do myślenia. Lokatorzy dzikich koczowisk w Calais są głodni (zdarza się, że nie jedzą przez kilka dni), wyczerpani i podejrzliwi. Niewiele też wiedzą o europejskich normach kulturowych. A do tego – na co wskazują sceny przedstawione w materiale – nie potrafią zrozumieć, że wolontariusze niosący im pomoc działają z potrzeby serca, a nie z wyrachowania, na polecenie władz czy w porozumieniu z podróżującymi lub okolicznymi mieszkańcami, dla których nielegalne obozowiska to aktualnie problem numer jeden.
Szokujący reportaż stacji TMC (wraz z angielskimi napisami) prezentujemy poniżej.