Idzie szkoła, więc czas najwyższy, aby ankieterzy zajrzeli do naszych portfeli. Ile trzeba wydać na wyprawkę? Niektórzy rodzice posyłający swoje dzieci do brytyjskich placówek twierdzą, że majątek. Wtórują im też nieliczni imigranci znad Wisły. A co na to większość Polaków mieszkających w UK? Ironicznie pytają: no, zapomniało się już, co oznacza darmowa edukacja po polsku?
Bank Santander postanowił upublicznić wyniki badań dotyczących kosztów wrześniowej wyprawki szkolnej. Wynika z nich, że na sam mundurek, strój na zajęcia sportowe, książki, plecak czy pudełko na lunch rodzice mieszkający w UK wydadzą średnio 236 funtów. Do tego doliczyć należy opłaty za zajęcia dodatkowe, bilety, wycieczki czy posiłki serwowane przez szkolną stołówkę (średnio to 52 funty tygodniowo).
Obliczenia Santandera zostały wykorzystane w licznych prasowych publikacjach i szybko stały się przedmiotem dyskusji. „Liczby z kosmosu”, „nigdy nie zapłaciłam za książki dla dzieci (…) Ktoś sieje propagandę” – pisali jedni rodzice, a drudzy dowodzili, że przedstawiony przez bank kosztorys jest mocno zaniżony. Postanowiliśmy sprawdzić, jak jest naprawdę.
Rodzice mają głos
Poprosiliśmy Asię i Iwonę – zaprzyjaźnione i zaprawione w szkolnych bojach mamy – o ustosunkowanie się do danych zaprezentowanych przez bank Santander. Obie panie stwierdziły, że koszty są zawyżone, a na dowód – przytoczyły szybkie obliczenia.
– Do Primary School kupujesz tylko mundurek w danym kolorze i z logo szkoły. Jako podstawę uznaje się czarne spodnie, czarne buty i czarną bluzę, polo, koszulkę z logo szkoły, a do tego plecak, worek na buty do ćwiczeń, lunch box, piórnik i koniecznie bidon (woda jest wymagana). I… w sumie to tyle – wyjaśnia jedna z zapytanych mam. Jeśli chodzi o sam ubiór to spokojnie można zamknąć się w 100 funtach. No, oczywiście można kupić buty w Tesco, a można i u Gucciego, ale to już wybór rodziców, a oszczędna mama wyprawi dziecko do szkoła nawet za 80 funtów – dodaje z uśmiechem.
– W Secondary School z mundurkiem jest podobnie – wtóruje jej druga mama. Z tą różnicą, że tu dochodzi marynarka i krawat, przeważnie z logo szkoły. Do tego, opcjonalnie, czapka, torba i skarpety. Także z logo. W sumie to 150-200 funtów. Nie więcej.
Obie mamy zaznaczyły, że książki i zeszyty zapewnia szkoła. Ich „wersję” potwierdza też Agnieszka – jedna z założycieli TopMejt, a prywatnie mama ośmioletniej Julki, naszej najwierniejszej czytelniczki. – Buty, w zależności od sklepu, to wydatek rzędu 10-30 funtów, Sweterek (razy dwa) to około 15 funtów. Do tego cztery koszulki (w sumie około 20 funtów), dwie sukienki (każda po 10-12 funtów), spodnie (około 10 funtów), kilka par rajstop (10-15 funtów), plecak i lunch box (10-15 funtów), pełny strój do ćwiczeń (około 15 funtów). Cała reszta jest ekstra. No dobra, można dokupić piórnik, bo dzieci w tym wieku chcą mieć coś „swojego”. Ale nauczycielka Julki zastrzegała, żeby w piórnikach nie było wartościowych rzeczy, bo uczniowie lubią się takimi skarbami między sobą wymieniać – podsumowuje.
Według naszych mam koszt wyprawki szkolnej w UK wynosi (w zależności od szkoły) od 100 do maksymalnie 200 funtów. A co z drugą, przygotowaną przez bank Santander tabelką? Jak prezentują się koszty dodatkowe?
– Zajęcia pozalekcyjne? Cóż, to zależy, czy poślemy dziecko na kurs nurkowania czy na lekcje karate. Julka chodzi do polskiej szkoły, a z obiadów w szkolnej stołówce zrezygnowała. Wygląda na to, że miała dość fasolki – kończy Agnieszka.
Drogo? Zależy dla kogo
100 czy 200 funtów przeznaczonych na wyprawkę to – dla jednych – sporo, a dla innych „do przełknięcia”. Biorąc pod uwagę średnie zarobki Polaków mieszkających w UK (według magazynu „Forbes” przeciętny Polak pracujący w Wielkiej Brytanii zarabia około 1300 funtów miesięcznie) na szkolne zakupy wydajemy niewiele, bo około 10% pensji. Warto też zaznaczyć, że w brytyjskich szkołach nie trzeba uiszczać opłat za ubezpieczenie dziecka czy składać danin na mityczny komitet rodzicielski, a rodzice posiadający niskie dochody mogą wnioskować o to, aby to szkoła pokryła część z wydatków (dotyczy to choćby opłat za wycieczki szkolne).
Gorzej sytuacja przedstawia się nad Wisłą. Według danych CBOS polscy rodzice za same książki muszą zapłacić około 360 zł. Do tego dochodzi plecak, zeszyty, przybory, stój na WF, obuwie zmienne, abonament na obiady, ubezpieczenie, komitet rodzicielski i opłaty za różnego rodzaju zajęcia dodatkowe. W sumie to 800 zł, czyli – biorąc pod uwagę oficjalną średnią zarobków oscylującą wokół 2800 zł – na wyszykowanie dziecka do szkoły polscy rodzice muszą przeznaczyć prawie 30% swoich miesięcznych dochodów.
Foto: Flickr (lic. CC)