Po trwającej osiem godzin debacie przywódcy 27 krajów członkowskich UE zgodzili się na kolejne opóźnienie daty Brexitu. „Nigdy nie ukrywałem, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wycofanie decyzji o Brexicie, ale na razie nic na to nie wskazuje” – skomentował przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk.
Nie do końca 2019, nie do marca 2020, ale do 31 października tego roku Wielka Brytania ma czas na opuszczenie Unii Europejskiej. To termin ostateczny. Po burzliwej, trwającej osiem godzin debacie przywódcy 27 krajów Wspólnoty zdecydowali się na kompromisowe rozwiązanie.
Osiem godzin rozmów
Theresa May w zeszłym tygodniu poprosiła UE, aby ta zgodziła się odroczyć Brexit z 12 kwietnia do 30 czerwca tego roku. Propozycja brytyjskiej premier podzieliła unijnych oficjeli. Większość z nich wyrażała obawy, że w tak krótkim czasie May nie uda się przeprowadzić opracowanej pod koniec ubiegłego roku umowy rozwodowej przez Izbę Gmin. Jednocześnie, przedstawiciele Wspólnoty podkreślali, że umowa nie podlega renegocjacjom.
Przed szczytem w Brukseli pojawiły się informacje, że UE bierze pod uwagę dwie daty opóźnienia Brexitu. Pierwsza to koniec 2019, druga – marzec 2020 roku.
„Opóźnienie Brexitu powinno być jak najmniejsze, ale na tyle długie, żeby UE nie musiała co dwa tygodnie zajmować się tą kwestią” – stwierdziła tuż przed przylotem do Brukseli kanclerz Niemiec Angela Merkel. Jednak to nie Merkel, a prezydent Francji najmocniej oponował przed długim odroczeniem daty wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Emmanuel Macron zapowiada szereg reform unijnych i bał się, że eurosceptyczni europarlamentarzyści brytyjscy będą blokować jego pomysły na znak protestu.
Elastyczny Brexit
Ostatecznie, 27 liderom krajów UE udało się dojść do kompromisu. Wielka Brytania ma czas do 31 października 2019 roku na opuszczenie Wspólnoty i na uniknięcie chaotycznego Brexitu, który byłby niekorzystny zarówno dla Wysp, jak i dla całej UE.
Co więcej, Wielka Brytania będzie mogła opuścić Wspólnotę przed 31 października 2019, o ile brytyjski Parlament zaakceptuje wcześniej umowę rozwodową.
W związku z przedłużeniem Brexitu do końca października tego roku, Wielka Brytania jest w obowiązku przeprowadzić wybory do Parlamentu Europejskiego (o ile do 22 maja nie uda jej się zatwierdzić umowy brexitowej). Jeśli Londyn nie przeprowadzi wyborów (są zaplanowane na 23 maja), Brexit nastąpi automatycznie już 1 czerwca. Dodatkowo, Theresa May zobowiązała Wielką Brytanię do lojalnej współpracy z UE do czasu Brexitu. Brytyjskie władze mają powstrzymywać się od działań, które mogłyby utrudniać czy wręcz paraliżować pracę Wspólnoty. Wielka Brytania nie może też blokować decyzji podejmowanych przez pozostałe kraje UE.
Dodatkowo, w czerwcu liderzy UE ponownie będą rozmawiać o Brexicie. Przedstawiciele 27 krajów Wspólnoty ocenią wtedy sytuację na Wyspach i omówią działania, które powinny doprowadzić do tego, że brytyjski Parlament zaakceptuje umowę o wyjściu.
Ciche marzenie
„Harmonogram jest przejrzysty. Musimy teraz zintensyfikować wysiłki, by wypracować konsensus wokół umowy, której przyjęcie leży w naszym interesie narodowym. Nie udaję, że następne tygodnie będą proste. Nie udaję, że istnieje prosty sposób na przełamanie impasu w Parlamencie. Ale jako politycy mamy obowiązek znaleźć sposób, aby demokratyczne życzenie wyrażone w referendum zostało wypełnione” – oświadczyła premier May komentując decyzję UE.
Także Mateusz Morawiecki po szczycie UE podkreślał, jak ważne jest to, aby Wielka Brytania ratyfikowała umowę w sprawie Brexitu. „Ona chroni prawa pracowników polskich, obywateli polskich, którzy znajdują się w Wielkiej Brytanii, mieszkają tam, pracują, żyją” – stwierdził premier.
Z kolei Donald Tusk powiedział: „Sześć miesięcy to sporo czasy, aby przemyśleć cała strategię dotyczącą Brexitu. Być może dojdzie do niespodziewanie optymistycznych zmian w myśleniu brytyjskim. To jest takie moje ciche marzenie. Może Brytyjczycy zmienią zdanie? Na pewno będzie to łatwiej uzyskać w ciągu sześciu miesięcy niż sześciu dni”.
Foto: PixaBay, lic. CC0