Dawno, dawno temu każdego dnia i każdego wieczoru pochłaniałam niewyobrażalne (na tę chwilę) ilości słonych i słodkich przekąsek. Chodziłam na uczelnię, chodziłam do pracy, nie zauważając, że z dnia na dzień mój obwód w talii i biodrach się poszerza. Ostrzegawcza żarówka nie zapaliła się nawet wtedy, gdy rozmiar spodni zwiększył się, a znajomi zaczęli zachęcać do aktywności fizycznej. Nieświadoma i ślepa na swoje odbicie w lustrze wciąż uważałam, że ćwiczenia nie są mi potrzebne, a moje menu jest jak najbardziej prawidłowe. Aż pojawił się On, który przekazał mi swoją pasję, i dzięki któremu mogłam wrócić do swoich ulubionych jeansów.
Ale zaraz, zaraz…Jak to? Sztangi i ciężary dla dziewczyny? Przecież nie chcę mieć mocno zarysowanych bicepsów i wyglądać jak chłopak! Myślałam podobnie, jak inne kobiety, które obawiają się treningu siłowego. Kobiety powinny przecież ćwiczyć z Chodakowską, biegać na bieżni albo pedałować na rowerku. Jednak pewnego dnia spróbowałam, choć czułam się jak osioł na siłowni, pełnej zgrabnych kobiet i muskularnych mężczyzn.
Nie szło mi dobrze. Właściwie nie szło mi wcale, zważywszy na to, że nie potrafiłam zrobić jednego poprawnego przysiadu z kettlebellsem. Zmieniłam siłownię i zapisałam się na Body Pump – zajęcia grupowe ze sztangami i muzyką w tle. Martwy ciąg, wykroki, przysiady, wyciskanie na klatkę… Wszystko odbywa się przy dużej liczbie powtórzeń i stosunkowo małym obciążeniem, zmieniającym się w zależności od partii ciała. Przy kolejnym treningu wartość talerzy powinna się zwiększać, aby nasze treningi były bardziej efektowne. Każda piosenka to inna grupa mięśni. Dzisiaj, gdy słyszę niektóre z nich mam ochotę wziąć sztangę i ćwiczyć!
Największe wystrzały hormonów, odpowiedzialnych za budowę masy mięśniowej oraz za spalanie tkanki tłuszczowej, odbywają się podczas dużego krótkotrwałego wysiłku siłowego. Po treningu siłowym mam pewność, że moje ciało spala kalorie nawet następnego dnia – do 36 godzin. Dla porównania, po treningu kardio proces spalania tłuszczu bardzo spowalnia.
Cel, który wyznaczyłam sobie na początku treningów już osiągnęłam. Choć waga prawie nie drgnęła, obwód się zmniejszył i wróciłam do dawnego rozmiaru. Nie obyło się jednak bez zmiany nawyków żywieniowych – liczenie kalorii i planowanie posiłków szybko stało się moim codziennym rytuałem. Jem, co chcę, jednak zmniejszyłam ilość przyjmowanego pożywienia. Zwiększyłam liczbę białka, a zmniejszyłam tłuszcze w diecie.
Moda na aktywny tryb życia nie mija, i bardzo dobrze. Choć sama mam czasami problem z systematycznością i najchętniej położyłabym się z książką w wygodnym łóżku, ta godzina spędzona na siłowni jest czasem stuprocentowo przeznaczonym tylko dla mnie. W końcu inwestycja w siebie jest najlepszą inwestycją. Zatem sztangi na plecy, ciężarki w dłoń i raz, dwa – przysiady, wykroki i martwe ciągi! Zobaczycie, po kilku tygodniach ćwiczenia przestaną być katorgą, a staną się pasją.
Foto: Flickr (lic. CC)