Wczoraj napisałam do kolegi smsa. Odpisał mi, że cały dzień o mnie ciepło myśli, bo mu się śniłam. Poprosiłam o streszczenie tego snu i usłyszałam, że trudno opowiedzieć, bo to trzeba poczuć. Poczułam się zakłopotana i bezradna. W jego rozumieniu zaistniały między nami interakcje, wzbudziły w nim określone wspomnienie i uczucia, a we mnie wcale tego nie było. Zwykle czuję się odpowiedzialna za uczucia, które wzbudzam, a tu nie miałam takiej możliwości. Chciałam go zrozumieć, więc drążyłam temat i wyciągnęłam słowa klucze: młodość, fascynacja, erotyka. O! Te słowa już wyzwoliły we mnie skojarzenia, już uruchomiły wyobraźnię. Poczułam się przyjemnie młoda, podekscytowana, atrakcyjna, poczułam dotknięcie pewnego mistycyzmu. Już pojawiło się jakieś domniemane porozumienie między nami, chociaż wciąż nie wiedziałam, czy myślimy o tych samych sytuacjach, o tych samych obrazach. Jeszcze były we mnie pytania: Czy w tym śnie powstała między nami jakaś więź i bliskość? Czy jesteśmy jeszcze kolegami i przyjaciółmi, czy już kochankami? Jak postępować wobec cudzego snu?
A jak postępować wobec własnego snu? Co zrobić, gdy sen wywoła niepokój? Czy wierzyć, że to jakaś wróżba, czy zlekceważyć? Jaką postawę przyjąć wobec lęku i przerażenia, które pojawiło się bez realnego powodu z rzeczywistości? Oczywiście najsłuszniej jest wymazać go szybko z pamięci, żeby nie obciążać się stresem. A jeśli sen był radosny, to może warto pielęgnować wynikłe pozytywne wrażenia? Jednak uważam, że nie, bo to produkt iluzji, który mimo jej świadomości odciska jakiś ślad. Prawdziwe uczucia – mam na myśli te pojawiające się po realnych doświadczeniach – są dla mnie komunikatem, czy warto dane sytuacje powtarzać, czy warto wchodzić w określone relacje, czy przynoszą mi ból, czy ulgę. Emocje, które czuję po śnie, są bezużyteczne, a właściwie dają fałszywą informację. Gdyby to ode mnie zależało to najchętniej zlikwidowałabym wszelkie marzenia senne.
Foto: Flickr (lic. CC)