Często spotykam się ze stwierdzeniem, że mężczyźnie do pielęgnacji skóry wystarczy woda i mydło, najlepiej szare. Ba! Do niedawna sam żyłem w przekonaniu, że prawdziwy facet goli się nożem myśliwskim lub brzytwą, ostrzoną na skórzanym pasie. Ma być szorstki i męski. Owszem, choć tylko ostatni wyraz w moim poprzednim zdaniu jest prawdziwy. Facet ma być męski, ale… to nie wiąże się, ze skórą popękaną jak ziemia na pustyni Atacama czy paznokciami przypominającymi wyszczerbione szpadle grabarza.
Nie piszę tego, by głosić peany na temat metroseksualnych panów, chadzających do kosmetyczki, wykonujących kawowy peeling, mikrodermabrazję czy inne obco brzmiące (dla przeciętnego faceta) zabiegi. Daleko mi do wymuskanych, wychuchanych pięknisiów, modnie ubranych, lumberseksualnych drwali i innych patrzących na aktualne trendy samczyków-kogucików, których bardziej obchodzi to, co mają na głowie… niż w głowie.
Chodzi, Szanowni Koledzy (i Koleżanki też) o higienę, zdrowie i dobre samopoczucie. O to, by nie odczuwać tego dziwnego zakłopotania, z którym wielu panów się kryje, gdy widzi się zadbanego, wysportowanego i dobrze ubranego kolesia. I bynajmniej nie przypomina on hipstera czy filologa. Otóż wygląda męsko, fajnie i pociągająco. Nie ma w tym nic „gejowskiego”.
O czym się myśli?
Dziś, w erze galopującej mody, patrzenia sobie na ręce, do portfeli, na metki z ubraniami, wielu z nas – mężczyzn – czuje się nieswojo. Bo jak tu zachować swój zwierzęcy magnetyzm, naturę niedźwiedzia, dzika (lub knura), gdy wokół tyle szumu robi się wokół zaróżowionych chłopców w rurkach, o nóżkach jak u czapli? Jak brodzić w tym stawie?
Każdy prawdziwy, męski do bólu facet nie chce mieć skóry gładkiej jak pupcia niemowlęcia i nosić ciuchów, w których będzie wyglądać, zwłaszcza od tyłu, jak jego partnerka. Jeszcze się ktoś pomyli i… dupa zbita.
Ale jednak wewnątrz tli się jakiś płomyczek zmian, coś tam świta, puka od spodu i pogwizduje, dając o sobie znać.
Męsko i… czysto?
Kobiety patrzą na twarz. Nie tylko na tyłek, nie na bicepsy, nie na klatkę piersiową jak my… ale na twarz. Można mieć węzły mięśni drgające pod skórą, flanelową koszulę (ale nie z ńjujorkera), ciężkie buciory i prawdziwą brodę, ale dla pań liczy się także to, czego nie przykrywa nasze owłosienie.
Powiedzenie, że mężczyzna musi być tylko trochę ładniejszy od diabła jest czasem trafne, ale większość kobiet preferuje raczej tych, co to twarz swoją szanują, mydła się nie brzydzą i zdarza im się zdać o higienę częściej, niż w ramach obowiązkowego minimum (czyli mycia rąk po wyjściu z toalety – tak, również w domu).
Oczywiście, by być męskim twardzielem jak Dziarski Hank, nie trzeba wyglądać jak Rollo z Wikingów, ba! Nawet jak młody Van Damme. Wystarczy być odpowiedzialnym i pewnym siebie. A pewny siebie facet to ten, który jest przekonany o swojej atrakcyjności. Tak intelektualnej (która jest ważniejsza!), jak i fizycznej.
Pamiętajmy, że aktorzy, kulturyści, sportowcy – wszyscy ci, którzy uchodzą za społeczne odpowiedniki męstwa i zajebistości… stosują kosmetyki. Nie tylko dlatego, że ich na to stać. Jasne, mają pieniądze na specyfiki z najlepszej półki, operacje plastyczne i trenerów fitness. Ale to nie jest klucz do tego, by dobrze wyglądać. Można to osiągnąć za kilka złotych miesięcznie, z odrobiną chęci.
Do standardowego mydła na brzegu wanny dodajmy szampon, żel pod prysznic z peelingiem… No, dalej nie wyliczam, nie przesadzajmy. Ale przyda się krem nawilżający po goleniu miast tarcia facjaty ręcznikiem i silenia się na scenę z Dnia Świra. Nikt normalny nie płucze jamy ustnej whisky.
Kilka maźnięć po twarzy więcej, kapka kremu (zwłaszcza zimą i w okresie upałów), odżywka do włosów, mogą zdziałać cuda. Płeć piękna szybko zauważy, że coś się tam zmieniło. Że lepiej się pachnie, że jakiś taki przyjemniejszy w dotyku, oblicze jaśniejsze. I nie stracił na męskości! Panowie, od kremu jajka się nie kurczą.
Młodo
Są takie okresy w życiu każdego faceta, że chce wyglądać na starszego niż w rzeczywistości. W wieku pacholęcym, chłopięcym, kiedy jest nastolatkiem, by zaimponować dziewczynom (lub chce kupić piwo w sklepie), kreuje się na dojrzałego samca. Najlepiej na śmiałego, pewnego siebie dwudziestoparolatka. Przynajmniej mentalnie.
Gdy jednak osiągnie się pewien wiek, gdy podlotki przestają na nas patrzeć jak na obiekt westchnień, a raczej jak na sprośnego wapniaka… Wtedy zaczynają się tragedie. Zwłaszcza, gdy z młodego samczyka zmienimy się w statusiałego pana Władzia z wyskubanym wąsem, ciążą spożywczą, w rozdeptanych łapciach i ze skórą o fakturze papieru ściernego. I, co gorsza, zdamy sobie z tego sprawę.
Wtedy nawet żona nazywa nas ”starym pierdzielem”. A przecież wolelibyśmy, by to za nami wodziła rozmarzonym wzrokiem, tak jak kiedyś…
Wtedy zaczyna się myślenie: a może by tak coś ze sobą zrobić? Może bym poszedł na siłkę? Albo, chociaż do fryzjera… A ta moja stara to się czymś takim smaruje, że wygląda na 30… a ma 45… Co to za mazidła?
To nie tak…
To nie jest tak, że trzeba z uporem maniaka pielęgnować swoje ciało jak aktorzy w reklamach. Nikt (a przynajmniej nikt, kto myśli zdroworozsądkowo) nie będzie też od nas wymagał figury à la Cristiano Ronaldo. Taką formę ćwiczy się latami.
Jednak warto się zastanowić, czy aby na pewno całe serie kosmetyków dla mężczyzn tworzone są tylko po to, by wyciskać kasę z jeleni, tak jak oni wytrząsają ostatnie krople kremu pod oczy? Bez żartów. Działają i odrobina „mazidła” od czasu do czasu nie zaszkodzi. Nie dajmy się zwariować. Do tego dołóżmy trochę aktywności fizycznej, jakiś jogging, rower. Byle nie bieg „po” setkę, do najbliższego spożywczaka.
Panowie – do jasnej Anielki – bierzmy się za siebie. A jak nie… na bazarze była ostatnio przecena Kubotów i sweterków z tureckim wzorem.
FOTO: Flickr (lic. CC)