Myśl o macierzyństwie jak głodny pies łazi za mną krok w krok. Nie pozwala zapomnieć o tykającym zegarze i obowiązku wobec społeczeństwa. Rozmnażać się, Rozmnażać – jak slogan reklamowy wali biologią po oczach. A ja ciągle na rozstaju dróg życiowych: puścić się czy się nie puścić? Oto jest pytanie!
Bo niby rozczulają mnie małe buciczki i buteleczki. Zanurzam się w każdym napotkanym wózku: cicicici bobasku… no chyba zgłupiałam do reszty. Nie-człowiek, matka: Imię: Matka, Nazwisko: Polka. Bo jaki mam wybór? Być czy nie być, mieć czy nie mieć? I tak źle i tak jeszcze gorzej. Tragedia w 3 aktach, martwe jajeczka ścielą się gęsto! A ja ciągle niezdecydowana, głodna czegoś, a czas leci… już mnie straszą, pouczają, przeliczają – ilość lat przez ilość jajeczek równa się brakiem szans na przyszłość. Matki, ciotki i sąsiadki – dziecko, dziecko, dziecko!!!
Cholera! Być facetem i móc do grobowej deski – gdyby babcia miała wąsy, pewnie użyłaby wosku, a tak, to co? Pstro. Punkt wyjścia. Bo niby rozczulają mnie bobaski, ale jak to tak teraz, taka młoda, taka świeża…
Za dużo myślę? Może poprzebijam wszystkie gumki, niech się dzieje wola boża. Zapytać męża? No tak, on wiecznie niegotowy, jak będzie to będzie, ale nie skończę dziś w środku, dobrze kochanie? Nawet seks na pół gwizdka, taki jakiś niezdecydowany.
Wczoraj miałam sen proroczy- poczekaj, mówi rozum, daj czadu szepcze serce. Pomogło!!! (ironia). Ani w prawo, ani w lewo, aż strach ruszyć nogą. Bobasek, nie-bobasek, bobasek, nie-bobasek. Byle do okresu – comiesięczna ulga i rozczarowanie, może następnym razem! Im dalej, tym gorzej. Młodzi nie myślą, młodzi działają. Do bojuuuuu.
Puenta? Nie ma puenty, tak jak nie ma dobrego przepisu na pączki. My planujemy, Pan Bóg się śmieje – ale będą jaja jak się okaże, że bocian nawali, a ja wtedy na przekór wszystkiemu będę chciała bez dwóch zdań! A wtedy to tylko pozostanie modlitwa do Najwyższego i naszego współrządzącego o darmowe in vitro. Amen.
Foto: Flickr (lic. CC)