„Lepiej koncentrować się na tym, co mamy wspólnego z Anglikami, niż na tym, co nas dzieli” – wywiad z pisarką Moniką Szostek
Monika Szostek pochodzi z Częstochowy. 11 lat temu przyjechała do Bournemouth, żeby zrobić kurs językowy. Pierwotnie zamierzała powrócić do Polski, jednak jej życie potoczyło się inaczej. Obecnie mieszka w Salisbury. Jest tłumaczką, nauczycielką języka angielskiego, autorką serii książek o przygodach Qwerty’ego Seymore’a, angielskiego chłopca o nieprzeciętnych zdolnościach…
Monika Szostek przez lata była związana z Southampton. Tam studiowała dziennikarstwo na Southampton Solent University, ukończyła studia magisterskie na kierunku lingwistyki stosowanej na University of Southampton. W 2013 roku debiutowała na rynku wydawniczym krótką nowelą Huck’s Diary wydaną w języku angielskim.
Niełatwe początki w Anglii; nowy kraj, środowisko, ludzie, obyczaje, pobyt w Bournemouth, sprawiły, że pojawił się pomysł na napisanie przygód Qwerty’ego. Jest to historia chłopca, który po śmierci wuja zmuszony jest przenieść się do Poole, na Pilsdon Drive, do domu państwa Gibble.
Akcja książki toczy się w hrabstwie Dorset, w miejscach, które istnieją w rzeczywistości. Choć bohater jest Anglikiem, sytuacja Qwerty’ego do złudzenia przypomina trudne początki niejednego polskiego imigranta w UK.
Qwerty musi odnaleźć się w nowej, trudnej sytuacji. Zmierzyć się ze złym traktowaniem nie tylko ze strony rodziny, ale także najbliższego otoczenia; sąsiadów, rówieśników, środowiska szkolnego. Na dodatek bohatera prześladuje tajemniczy głos, który każe mu przeczytać oprawioną w skórę książkę, zapisaną szyfrem. Jest to jedyny spadek po zmarłym wuju. Pewnego dnia, po kłótni z nauczycielką chłopcu udaje się to zrobić. Od tego czasu jego życie wkracza na nowy, niezwykły, dość niebezpieczny i nieprzewidywalny tor…
Historia Qwerty’ego Seymore’a jest napisana lekko, z humorem i nutką ironii. Zainteresuje każdego miłośnika literatury fantasy i nie tylko. Mimo sporej dawki magii i niezwykłości, akcja książki osadzona jest w realiach i topografii południowej Anglii. Przygody Qwerty’ego opisane są w pięciu częściach. Dwie (Qwerty: Historia i Qwerty: Zagubiony w czasie) zostały wydane w formie papierowej, trzecia (Qwerty: Kod Honoru) pojawi się wkrótce. Książki dostępne są na amazon.co.uk. lub w darmowej wersji elektronicznej, na stronie internetowej autorki – KLIK. Pisarka planuje tłumaczenie serii na język angielski. Ilustracje wykonał Grzegorz Nita.
Z Moniką Szostek, rozmawiają Ola i Agnieszka.
Kim jest Monika Szostek?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Głównie autorką książek. Tak chciałabym być postrzegana. Oprócz pisania zajmuję się tłumaczeniami. Lubię podróże, psy, koty, dobre samochody i czekoladę (śmiech).
Jak spędzasz wolny czas?
Głównie czytam i piszę, a potem znów czytam, to, co napisałam (śmiech). Chodzę do kina, spędzam czas ze znajomymi… W sumie, standardowo, jak wszyscy. Jednak moją największą pasją jest pisanie.
Dużo mówiłaś o tym, że twoje początki w Anglii były trudne. Szokowała Cię różnica między nami, a Anglikami. Co takiego uderzyło Cię najbardziej?
To były małe, codzienne rzeczy. Właściwie z detalów składa się życie. Podam przykład: jadłam z angielską rodziną obiad, gdy, w nie pamiętam już jakiej sprawie, przyszła sąsiadka. Cała rodzina prowadziła z nią rozmowę jedząc. Nikt nie zaprosił jej do stołu. Dla nich było to normalne, a mnie zszokowało, że nikt nie zaproponował choćby czegoś do picia. W Polsce byłoby całkiem inaczej. Takich szczegółów było jeszcze wiele. Szybko zauważyłam, że obyczajowość angielska jest zupełnie inna od polskiej.
Jedenaście lat minęło… i co? Przyzwyczaiłaś się?
Tak, myślę, że tak. Przyzwyczaiłam się. Wydaje mi się, że lepiej koncentrować się na tym, co mamy wspólnego, niż na tym, co nas dzieli. Łatwiej jest wtedy kontaktować się z ludźmi i życie staje się prostsze. Trochę mi to zajęło. Mam teraz bardziej pozytywne nastawienie nie tylko do Anglików, ale w ogóle do innych nacji. Jedenaście lat tutaj, zmieniło moje podejście do innych.
W grupie Twoich najbliższych przyjaciół są tylko Polacy, czy także ludzie innych nacji?
Bardzo różnie. I Polacy i Anglicy, i ludzie innych narodowości. W czasie studiów towarzystwo było bardzo mieszane. Zupełnie nie zwracałam uwagi na to, kto był skąd. Liczyło się to, czy kogoś polubiłam, czy nie. Studia otwierają człowieka na innych ludzi.
Co myślisz o Księciu Żylińskim, człowieku, który powiedział, że idzie na wojnę z Anglikami?
Wydaje mi się, że wojna nie jest potrzebna. Bardziej potrzebna jest komunikacja. Lepiej dzielić się swoją kulturą, z jednoczesnym poszanowaniem zwyczajów innych niż walczyć ze sobą. Jesteśmy w ich kraju, więc wypada w jakiś sposób podporządkować się panującym tu regułom. Jednocześnie starajmy się wnosić część swojej kultury. Dzielmy się tym, co mamy najlepszego.
Książę Żyliński wydaje mi się bardzo inteligentnym, miłym człowiekiem. Nie miałam okazji osobiście go poznać, ale zrobił na mnie dobre wrażenie. Dobrze, że stanął w obronie Polaków.
Był taki czas, kiedy brytyjskie media przedstawiały nas w negatywnym świetle. Z tym trzeba dyskutować. Ważne jest, że ktoś taki jak Żyliński stanął po naszej stronie.
Spotkałaś się z przejawami dyskryminacji ze strony Anglików lub jakichkolwiek innych nacji?
Szczerze mówiąc, nie. Myślę, że miałam sporo szczęścia. W czasie studiów i w pracach, które podejmowałam, zawsze spotykałam życzliwych mi ludzi. Choć nie powiem. Zdarzało mi się być adresatem niewybrednych żartów, dotyczących pochodzenia. Chodzi o rejon Wschodniej Europy. Ale nie jestem chyba odosobniona. Mój kolega Irlandczyk też doświadczał żartów związanych z pochodzeniem (śmiech). Generalnie myślę, że Anglicy są tolerancyjnym narodem.
Teraz trochę o Qwerty’m: pisząc książkę robiłaś plan? Przygotowywałaś życiorysy?
Absolutnie nie. Wszystko było w mojej głowie. Generalnie książki nie powstawały jedna po drugiej. Najpierw powstała część pierwsza, później druga i nagle zaczęłam pisać piątą. Pewnego dnia przyszła mi ona do głowy. Gdzieś po kolei elementy historii zaczęły się pojawiać i wypełniać cały obraz. Większość fabuły wymyśliłam ćwicząc na stepperze. To był mój ulubiony czas. Myśląc o tym i słuchając muzyki doszłam do półtorej godziny ćwiczeń (śmiech). Zasiadałam do komputera i do późnych godzin spisywałam wszystko.
Jakie książki można znaleźć w biblioteczce Moniki Szostek?
Jest tego bardzo dużo. Na pewno Hrabiego Monte Christo Aleksandra Dumasa, Kurta Vonneguta Juniora, Tolkiena, Chmielewską, Sapkowskiego, Niziurskiego, J.K. Rowling i wielu innych autorów.
Książka papierowa, czy drukowana?
Zdecydowanie papierowa. Mało czytam w wersji elektronicznej. Jest coś szczególnego, co przyciąga w tradycyjnych książkach. Jakiś rodzaj intymnej relacji pomiędzy papierową książką, słowem drukowanym i czytelnikiem.
Pisanie: zawód czy pasja?
Chciałabym, aby był to zawód. Na razie to pasja. Uwielbiam pisać. Robiłam to od małego. W wieku dwunastu lat napisałam swoją pierwszą historię o krasnalach, które wybrały się z misją na planetę Wenus, by ratować Ziemię (śmiech). Od zawsze pisanie bardzo mi się podobało.
Da się wyżyć z pisania?
Możliwe, że tak. Wielu sławnych autorów daje radę. Na etapie, na którym jestem, raczej nie jest to możliwe. Potrzeba marketingu. Szczerze mówiąc, aż tak mi na tym nie zależy. Chcę, aby ludzie czytając moje książki, odrywali się od szarej rzeczywistości. Jeśli przy okazji będą z tego pieniądze, to super.
Powiedziałaś, że pomiędzy napisaniem a wydaniem pierwszej części Qwerty’ego minęło dziesięć lat. Czy było tak dlatego, że tak trudno jest wydać książkę, czy może dlatego, że czekałaś na kolejne pomysły?
Faktycznie pierwsza część Qwerty’ego przeleżała na moim e-mailu dziesięć lat. Kiedy zaczęłam ją ponownie czytać, w głowie pojawił się ciąg dalszy. Wydaje mi się, że historia musiała dojrzeć.
Wydanie książki jest trudne?
Trudno jest wydać książkę przez wydawnictwo. Wydawcy podchodzą do tematu ostrożnie. Wiąże się to z kosztami, promocją itd. Qwerty’ego wydałam w zasadzie sama. Korzystałam z samodzielnej, niezależnej platformy, dzięki której mam papierowy egzemplarz w ręku. Było to dość czasochłonne, ale za to miałam wpływ na to, jak ostatecznie będzie to wszystko wyglądać. Ostatnio wysłałam oferty do kilku polskich wydawnictw. Dostałam odpowiedzi, w których wydawcy obiecali przeczytać Qwerty’ego. Z czasem planuję przetłumaczyć serię na język angielski. Mam nadzieję, że to się rozwinie. Generalnie wydaje mi się, że polski rynek wydawniczy to ciężki temat. Sześćdziesiąt procent Polaków podobno nie czyta.
Masz własną książkę w ręku. Jakie to uczucie?
Fantastyczne. Myślę także, że to spore osiągnięcie. Mam nadzieję, że Qwerty się spodoba i ludzie będą o nim czytać.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia.
Dziękuję.
TopMejt – Wywiad: Agnieszka i Ola, Zdjęcia: Przemek, Opracowała: Sylwia