Obiecałam mięsożercom przepis na domowe burger. Było to jednak tak dawno, że grudzień nas zastał i można by było z czystym sumieniem powiedzieć: Obiecanki – cacanki, a głupiemu radość! Otóż nie. Lepiej późno niż wcale, więc do dzieła.
Sznycelki, kotlety mielone czy homemade burgers to danie niezwykle proste, pożywne, mające wiele wcieleń i możliwości podania. Aczkolwiek różnice pomiędzy prawdziwym burgerem a poczciwym mielonym jest zasadnicza. Historia tego pierwszego sięga początku XX w., kiedy to pewien niemiecki imigrant wprowadził do Ameryki kotleta z siekanej wołowiny.
Wg tradycyjnego przepisu burger, na którego punkcie zwariował cały świat, powinien być z mięsa wołowego, bez dodatku cebuli ani czosnku, przyprawiony tylko solą, pieprzem i musztardą. O bułce tartej (bądź czerstwej namaczanej w mleku, jak robiły stare gospodynie przygotowując mielone) nie wspomnę, ponieważ ten produkt dawno temu wyeksmitowałam z mojej kuchni, zastępując w zależności od potrzeb i zasobów spiżarni płatkami owsianymi, kaszką kukurydzianą lub manną.
W myśl zasady, że w kuchni najważniejszy jest smak i fantazja, w przypadku kotletów mielonych panuje całkowita dowolność w doborze składników. Wiele lat eksperymentowałam, podglądałam w kuchni mamę, podpytywałam teściową, szperałam w necie, aż doszłam do przepisu bazowego, który odpowiada wszystkim domownikom oraz przemyca trochę witaminek i składników mineralnych.
Najczęściej korzystam z mięsa mielonego z indyka (bo chude) albo mieszam wołowe z wieprzowym (ta wersja wg mojej teściowej jest najlepsza).
Składniki:
500 g mięsa mielonego z indyka bądź jak powyżej
1 starta drobno marchewka
1 jajko
Garść płatków owsianych (można zmielić dla zmylenia przeciwnika)
Starty czosnek ( ilość zależy od upodobań, ja nie żałuję)
Kilkanaście kropel sosu Worcestershire (opcjonalnie sos sojowy)
Szczypta soli, pieprzu i oregano
Posiekana natka pietruszki lub kolendry
Odrobina oliwy do smażenia
Całość wrzucamy do głębokiej miski, wkładamy paluchy i wyrabiamy jak ciasto, aby wszystkie składniki połączyły się w jednolitą masę. Jeżeli mięso jest za luźne należy dosypać trochę płatków, jeśli za gęste, dodać jajko. Konsystencja zależy od ilości użytego mięsa, marchewki i płatków, w końcu garść garści nie równa 😉 Następnie formujemy kotleciki i smażymy. Polecam patent zapożyczony od mamy, czyli moczenie rąk przed kształtowaniem kotlecików. Naprawdę pomaga i mięso nie klei się do dłoni. Ich wielkość zależy od pomysłu na obiad. Jeśli chcę je podać z kaszą lub ziemniakami i sałatką są większe i płaskie. Kiedy planuję utytłać je w sosie i podać np. z makaronem przygotowuję mniejsze kuleczki (ang. meatballs). Zwykle smażę je na patelni grillowej – ładnie wyglądają i wymagają niewielkiej ilości oliwy. Jako przystawkę najczęściej serwuję ogórki konserwowe lub ćwikłę. Więc na koniec mój ekspresowy sposób na własną ćwikłę:
- Ogólnie dostępne w każdym markecie gotowane buraczki
- Łyżka chrzanu
- Sól, pieprz i odrobina octu winnego, ewentualnie sok z cytryny
Buraczki ścieram na najdrobniejszej tarce, dodaję resztę składników, mieszam i gotowe. Wersja dla jeszcze bardziej wygodnych – użycie blendera. Preferuję jednak użycie staroświeckiej tarki; lubię, gdy jedzenie stawia delikatny opór zębom i nie przypomina papki dla niemowląt. Doprawiamy do smaku wg własnych preferencji, ostro lub łagodnie. Przekonana jestem, że nawet taka na szybko przyrządzona ćwikła, która nie miała czasu się „przeżreć”, smakuje dużo lepiej niż gotowa ze słoika, kupiona w polskim sklepie, w której wyczuwalny jest przede wszystkim ocet. I to tylko w około 5 minut.
Smacznego domowego obiadu!
Foto: Jana/ Flickr (lic. CC)