Śledczy wyjaśniają sprawę śmierci 30-letniego kierowcy chłodni z Polski, który zmarł w pobliżu Ashford (Kent) w sierpniu tego roku z powodu skrajnego wychłodzenia. Wszystko wskazuje na to, że w sprawę nie były zaangażowane osoby trzecie. Najprawdopodobniej doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Kierowca pracował dla polskiej firmy zajmującej się dostawą mrożonych truskawek do Ardo UK. 2 sierpnia tego roku mężczyzna miał – zgodnie z planem – dojechać do odbiorcy owoców w godzinach otwarcia firmy. Niestety nie pojawił się na miejscu dostawy o ustalonym czasie. Nie odbierał też telefonów od swojego pracodawcy. Ze wskazań tachografu zainstalowanego w prowadzonej przez niego ciężarówce-chłodni wynikało, że 2 sierpnia o godzinie 18:50 zatrzymał się w zatoczce na M2, naprzeciwko Hothfield Common (niedaleko Ashford, Kent). 3 sierpnia, o godzinie 13:00, ciało 30-latka odkryli polscy kierowcy. Na miejscu, za ciężarówką, zaparkował też bus Simply Good Food. Pracownicy food trucka, na prośbę zaniepokojonych Polaków, skontaktowali się z brytyjską policją.
Po ponad trzech miesiącach od tragedii sierżant Brian McKeon z lokalnej policji przedstawił najbardziej prawdopodobną wersję zdarzeń. Według ustaleń śledczych, Polak miał się zatrzymać w zatoczce, wysiąść z kabiny i przejść na tył pojazdu. Następnie wszedł do środka naczepy i stanął na paletach pokrytych śliskim, zmarzniętym plastikiem. 30-latek – najprawdopodobniej – stracił równowagę i spadł z wysokości około sześciu stóp (180 centymetrów). Ciało Polaka zostało uwięzione między dwiema, ciężkimi paletami, w pozycji uniemożliwiającej swobodne oddychanie. Mężczyzna zmarł na skutek hipotermii (wewnątrz chłodni panowała temperatura -18 stopni Celsjusza). Policja wyklucza udział osób trzecich. Ustalenia funkcjonariuszy są zbieżne z opinią koronera. Śmierć Polaka uznaje się za nieszczęśliwy wypadek.
By Yumi Kimura from Yokohama, JAPAN [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons