9 maja 2018 roku kierowca wiozący 24 tony płynnej czekolady stracił panowanie nad cysterną. W efekcie doszło do zdarzenia, o którym informowały media na całym świecie.
Mowa o słodkiej katastrofie, kiedy to na nawierzchnię autostrady A2 na wysokości Skarboszewa (województwo wielkopolskie) rozlała się płynna czekolada. Do zdarzenia doszło 9 maja 2018 około godziny 4:45, słodka maź wypływała ze wspomnianej cysterny.
O sprawie informowały media z całego świata: od Wielkiej Brytanii po Australię, od Stanów Zjednoczonych po Chiny, Indie i Peru. Zdarzenie chętnie komentowali też internauci, a w reakcjach często pojawiały się pytania: „gdzie moja łyżeczka?” i „chętnie za darmo pomogę w usunięciu czekoladowej blokady, gdzie się stawić?”.
Żarty żartami, jednak strażakom nie było do śmiechu. Konieczne okazało się podniesienie cysterny i dokładne oczyszczenie nawierzchni z szybko zastygającej mazi. Ostatecznie użyto w tym celu myjek ciśnieniowych, a czekoladową lawę udało się zmyć dopiero po kilkunastu godzinach od wypadku.
Ruch na A2 został ostatecznie przywrócony, kierowca trafił do szpitala z podejrzeniem złamania ręki, a sprawą zainteresował się sąd.
Jak donoszą media w Polsce, kierowca cysterny odpowiada przed sądem za naruszenie przepisów ruchu drogowego. Mężczyzna miał stracić panowanie nad pojazdem i doprowadzić do manewru, który zakończył się wylaniem płynnej czekolady na nawierzchnię i zablokowaniem ruchu na A2.
Sprawa trafiła na wokandę 31 października 2018 roku, a więc niespełna pół roku po wypadku.
„Sąd nie miał wątpliwości co do winy kierowcy. Wyrok zapadł w trybie nakazowym. Mężczyznę skazano na karę 500 złotych grzywny. Miał też pokryć koszty sądowe w wysokości 130 złotych. Jednak w ciągu siedmiu dni złożono sprzeciw. Dlatego sprawa musiała ruszyć w normalnym trybie” – tłumaczy cytowany przez TVN24 Tomasz Miśkiewicz, prezes Sądu Rejonowego w Słupcy.
Kierowca stał na stanowisku, że „przez jakiś przedmiot na trasie” musiał wykonać manewr skrętu. Aby wyjaśnić okoliczności zdarzenia, konieczne okazało się powołanie biegłego z zakresu kryminalistycznej rekonstrukcji wypadków.
Biegły po dokonaniu stosownej analizy wydał opinię, z której wynikało, że kierujący pojazdem nie mógł na wspomniane „coś” najechać. Tomasz Miśkiewicz wyjaśnił, że specjalista stwierdził, że „do nagłego manewru skrętu z prawego pasa na lewy doszło najprawdopodobniej przez to, że mężczyzna przysnął albo się po coś schylił”.
Wyrok zapadł 28 stycznia tego roku. „Tym razem kierowca ma zapłacić grzywnę w wysokości 800 złotych i pokryć koszty sądowe w wysokości ponad 2,6 tysiąca złotych. Koszty wzrosły ze względu na konieczną opinię biegłego” – poinformował Tomasz Miśkiewicz.
Wyrok jest nieprawomocny. Pełnomocnik kierowcy złożył już wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. Możliwe, że to nie koniec sprawy, którą ekscytowały się światowe media: od Wielkiej Brytanii po Australię, od USA, po Peru, Indie i Chiny.