in ,

Brytyjska policja chroni polskiego gwałciciela. W obawie przed rasistowskimi atakami

Polacy mieszkający w UK często skarżą się na to, że policja czy sądy traktują ich gorzej niż rodowitych Brytyjczyków. Ci ostatni mają cieszyć się specjalnymi względami. „Polak i Brytyjczyk popełniają to samo przestępstwo. Polak idzie siedzieć na 5 lat, Brytyjczyk zostaje pouczony” – skarżymy się na forach. Czy nasze pretensje są słuszne?

20-letni Marcin Jaworski w 2014 roku został skazany za gwałt. Po usłyszeniu wyroku – sprowadził się do Shirebrook (Derbyshire), gdzie mieszkał, pracował i korzystał z pełni praw. Kiedy w lutym tego roku lokalna policja przyłapała go na spożywaniu alkoholu pod chmurką – kryminalna przeszłość Jaworskiego wyszła na jaw. Co było dalej? Policjanci zamiast zadbać o bezpieczeństwo społeczności, dla której Jaworski (ze względu na kryminalną przeszłość) mógłby być zagrożeniem, skupili się na ochronie Polaka przed Brytyjczykami.

Zgodnie z brytyjskim prawem, Jaworski powinien trafić na listę przestępców seksualnych. Po wpisaniu nazwiska na Violent and Sex Offender Registery, do danych przestępcy mieliby dostęp między innymi funkcjonariusze policji, odpowiedzialni za monitorowanie jego dalszych działań. Lista nie jest publiczna, ale o sprawdzenie, czy konkretna osoba jest na niej uwzględniona mogą starać się ewentualni pracodawcy. Dodatkowo, przestępca, który trafi na Violent and Sex Offender Registery musi pozostawać w stałym kontakcie z policją i informować służby o zmianie adresu zamieszkania czy zmianie numeru konta.

Równi i równiejsi, czyli hiperpoprawność w praktyce

Tak powinno być z Jaworskim, którego jednak – po przesłuchaniu w sprawie spożywania alkoholu pod chmurką – puszczono wolno. Wtedy też jego sprawą zainteresowały się media

Okazuje się, że po tym, jak policja dowiedziała się o kryminalnej przeszłości Jaworskiego, funkcjonariusze złożyli stosowny wniosek o to, by jego nazwisko trafiło na Violent and Sex Offender Registery. Zasugerowano jednak, żeby sprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami – tak, aby nikt postronny nie zainteresował się historią i przewinieniami Jaworskiego. Takie postępowanie tłumaczono troską o Polaka, który – po ujawnieniu kryminalnej przeszłości – mógłby stać się obiektem rasistowskich ataków.

Jak tłumaczą policjanci z Derbyshire, w liczącym niespełna 14 tysięcy mieszkańców Shirebrook istnieje silny konflikt na tle narodowościowy: dochodzi tu do brytyjsko-polskich scysji oraz wzajemnych ataków. W mieście żyje ponad tysiąc imigrantów (około 10 procent populacji), z czego większość stanowią Polacy. Rdzenni mieszkańcy Shirebrook skarżą się, że przybysze zachowują się nagannie, tworzą hermetyczne społeczności i nie uznają panujących w UK praw. Potwierdzają to niejako policjanci, którzy od kilku lat muszą walczyć między innymi z plagą pijaństwa na wolnym powietrzu. Przypomnijmy: na spożywaniu pod chmurką wpadł sam Jaworski.

W związku z coraz częstszymi aktami agresji na tle narodowościowym i w obawie o to, że Jaworski – jeśli jego sprawa zostałaby nagłośniona – stałby się celem napaści o podłożu rasistowskim, funkcjonariusze postanowili działać po cichu. Po tym, jak historią Polaka zainteresowały się media, sąd odrzucił wniosek, aby sprawę Jaworskiego rozwiązać za zamkniętymi drzwiami. Na 22 kwietnia wyznaczono więc termin kolejnej rozprawy. Jaworski się na niej nie pojawił. Według brytyjskich gazet, nie mieszka już w Shirebrook.

Komentatorzy medialnych doniesień o Jaworskim zaznaczają, że – gdyby Polak został skazany w UK – jego wizerunek ukazałby się w gazetach, a ludzie (sąsiedzi, współpracownicy etc.) wiedzieliby, z kim mają do czynienia. „Imigranccy przestępcy mają więcej praw niż uczciwi Brytyjczycy” – krytykują czytelnicy. Inni komentatorzy zaznaczają natomiast, że lista Violent and Sex Offender Registery nie jest publiczna, więc i tak nikt postronny nie dowiedziałby się, że Jaworski, jako skazany gwałciciel, został na nią wpisany.

Foto: Flickr (lic. CC)

Dodaj komentarz

Nauczyciel z Bethany School w Curtisden Green, Goudhurst molestował seksualnie uczniów!

Do Ebbsfleet Academy nie wejdziesz bez zapowiedzi. Wszystko przez słowne ataki rodziców na nauczycieli