Już 5 września odbędzie się debata w sprawie możliwości przeprowadzenia drugiego referendum w sprawie Brexitu. Wpływ na podjęcie takiej decyzji miała głośna petycja, pod którą podpisało się ponad 4 miliony Brytyjczyków.
Co ciekawe – debata się odbędzie, ale Izba Gmin nie podejmie w sprawie drugiego referendum żadnej decyzji. Przedstawiciele parlamentarnej komisji do spraw petycji zaznaczyli w oficjalnym komunikacie, że dyskusja odbędzie się z uwagi na dużą liczbę sygnatariuszy. Członkowie komisji przyznali przy tym, że nie popierają podpisanego przez ponad 4 miliony Brytyjczyków apelu o przeprowadzenie ponownego głosowania w sprawie Brexitu.
Po co więc całe zamieszanie? Jak czytamy w komunikacie: „debata umożliwi posłom przedstawienie poglądów i zaprezentowanie stanowisk w imieniu konkretnych okręgów wyborczych. Na koniec jeden z ministrów (a więc przedstawiciel rządu powołanego przez Theresę May) odpowie na poruszone w debacie kwestie i zadane pytania”.
Petycja z drugim dnem
Sygnatariusze petycji domagali się przeprowadzenia ponownego głosowania w przypadku, gdy w referendum wzięłoby udział mniej niż 75 procent uprawnionych do głosowania, a liczba głosów za którymś z rozwiązań byłaby mniejsza niż 60 procent. W przeprowadzonym 23 czerwca referendum wzięło udział „jedynie” 72 procent uprawnionych wyborców. Za Brexitem opowiedziało się niespełna 52 procent głosujących.
Petycja powstała na miesiąc przed czerwcowym referendum, kiedy sondaże wskazywały na przewagę zwolenników. Co istotne – autorem petycji i głównym inicjatorem akcji zbierania podpisów był zwolennik Brexitu, Oliver Healey.
Po ogłoszeniu wyników zadowolony z efektów głosowania Healey zaczął odcinać się od swojej inicjatywy, wycofywać z umieszczonych w petycji postulatów i powtarzać w wywiadach, że referendum zostało przeprowadzone demokratycznie, więc jego korzystny dla zwolenników Brexitu wynik należy bezwzględnie respektować.
Źródło: Reuters
Foto: PixaBay (lic. CC0)