23 kwietnia 2018 roku, zaraz po globalnym Dniu Ziemi, nasza planeta zostanie zniszczona przez Planetę X, zwaną też Nibiru. Tak przynajmniej twierdzą fani teorii spiskowych. Sęk w tym, że autor tej hipotezy zdążył się od niej odżegnać. Kilkukrotnie.
Skąd wzięło się to szaleństwo na temat Nibiru – tajemniczej planety, która ma znajdować się na torze kolizyjnym z Ziemią i która (według wyznawców teorii o rychłym końcu świata) ma zniszczyć wszystko to, co znamy i kochamy? Ojcem całego zamieszania jest David Meade, brytyjski chrześcijański numerolog, autor czternastu książek (sic!) o końcu świata, w tym słynnej (w kręgach miłośników „nauk” alternatywnych) publikacji „Planet X: The 2017 Arrival”.
Meade, w ramach uprawianego od kilku lat autopromocyjnego rajdu po mediach, głosi hipotezę o gigantycznej Planecie X (Nibiru), która jest na torze kolizyjnym z Ziemią. Według numerologa, koniec świata został już dawno przewidziany w Biblii, a on – jako doskonały analityk Pisma Świętego – jest w stanie zinterpretować poszczególne wersy najbardziej tajemniczych Ksiąg i określić dokładną datę sądu ostatecznego.
W zeszłym roku daty końca świata podawał co najmniej trzy razy. Do załamania i zaprzepaszczenia wszystkiego miało dojść między innymi 23 września, po sierpniowym zaćmieniu Słońca, które – według numerologa – było zapowiedzią armagedonu. Kolejna, pierwsza w tym roku apokalipsa, ma nastąpić w poniedziałek, 23 kwietnia. Tyle tylko, że tym razem autorem teorii nie jest Meade, ale fani jego hipotez.
Tak się bowiem składa, że chrześcijański numerolog i jeden z bohaterów masowej wyobraźni, z którego Wielka Brytania nie jest szczególnie dumna, odżegnuje się od jeszcze niedawno głoszonych przez siebie rewelacji. Meade, który najwyraźniej wyciągnął lekcję z kilku(nastu?) ostatnich porażek, udzielił ostatnio licznych wywiadów (w tym Guardianowi), w których tłumaczy, że to nie on (tylko jego fani) wymyślili, że do końca świata dojdzie 23 kwietnia. Autor umywa od tych hipotez ręce i – jednocześnie – podkreśla, że Nibiru w nieokreślonym jeszcze czasie uderzy w Ziemię, co, owszem, zapoczątkuje armagedon. Ale zanim do apokalipsy dojdzie, ludzkość czekać będzie co najmniej tysiąc lat chaosu.
Mimo że Meade, czyli ojciec całego zamieszania z Nibiru w roli głównej, wycofuje się ze wszystkiego rakiem, fani teorii spiskowych (nakręcani przez media) wciąż wierzą, że Planeta X naciera w kierunku Ziemi. Na te okresowe szaleństwa reagują naukowcy, w tym specjaliści z NASA. Ci ostatni uspokajają i tłumaczą: owszem, najnowsze badania dostarczają dowodów, że gdzieś, hen, daleko, poza orbitą Plutona, znajduje się Planeta X (nazywana też Planetą numer 9). Planeta X jest jednak tak daleko od Ziemi, że nie ma na nią (i nasze życia) najmniejszego wpływu (jeśli już – wpływa grawitacyjnie na najbliższe sobie obiekty).
Twierdzenia zwolenników teorii spiskowych dotyczących nacierającej na Błękitną Planetę Nibiru są nie tylko wyssane z palca, ale i niezgodne z prawami fizyki, dowodami naukowymi i empirycznymi. „Gdyby Nibiru lub Planeta X były prawdziwe i zmierzały w kierunku spotkania z Ziemią, astronomowie śledziliby je przez co najmniej ostatnią dekadę, a teraz byłby widoczne gołym okiem” – tłumaczy NASA na swojej stronie internetowej.
No cóż. Przykro nam. Końca świata dziś nie będzie. Po lunchu musicie wracać do pracy. 😉
[ot-video type=”youtube” url=”https://www.youtube.com/watch?v=Z0GFRcFm-aY”]
Foto: By NASA/JPL-Caltech [Public domain], via Wikimedia Commons