Ustawa Investigatory Powers Act 29 listopada uzyskała Royal Assent. Oznacza to, że kilkadziesiąt brytyjskich organizacji państwowych będzie mogło inwigilować nas na wcześniej niespotykaną skalę.
Na mocy Investigatory Powers Act dostawcy internetu i operatorzy komórkowi będą przez 12 miesięcy przechowywać nasze historie przeglądania. Do Rejestru Połączeń dostęp uzyska 45 podmiotów. To, że policja czy służby specjalne będą miały wgląd w to, co robimy w sieci – specjalnie nie dziwi. Niepokoić może natomiast fakt, że dostęp do historii naszych przeglądarek uzyskają też między innymi Departament Zdrowia, HMRC, Home Office czy Food Standards Agency.
Dlaczego chcą nas inwigilować?
Ustawa ma na celu przeciwdziałanie zamachom i śledzenie zachowań osób, które mogą mieć związek z ugrupowaniami terrorystycznymi. Tyle teorii, bo w praktyce – na celowniku może znaleźć się każdy mieszkaniec Wielkiej Brytanii. Wszystkie instytucje uzyskają bowiem pełny dostęp do naszych danych bez konieczności uprzedniego wskazania czy poinformowania nas, że jesteśmy o coś podejrzewani. Wszystko w dużej mierze zależy więc od widzimisię jakiegoś nadgorliwego urzędnika. Oczywiście, ustawodawca podkreśla, że zbyt wścibscy funkcjonariusze publiczni będą karani. Ale to tylko suchy zapis, bo w rzeczywistości może okazać się, że inwigilacyjna machina jest trudna do zatrzymania.
Nieco podobne rozwiązanie wprowadzono w Polsce. Rodzime służby, na mocy tak zwanej ustawy inwigilacyjnej, uzyskały dostęp do naszych danych internetowych. Chodziło o zwiększenie możliwości monitorowania zachowań Polaków w sieci, co – oczywiście – spotkało się z krytyką opozycji i Internautów.
Brytyjska ustawa idzie o krok dalej, bo wymusza na dostawcach Internetu przetrzymywanie kompletnej, nie tylko wyrywkowej historii połączeń przez rok.
Według komentatorów oznacza to, że władza będzie mogła łatwo znaleźć haka na każdego z nas. Władza lub nieżyczliwy urzędnik, któremu nie spodoba się to, jakie witryny przeglądamy. A w historii odwiedzanych przez nas stron jest wszystko: od mediów społecznościowych, po portale informacyjne aż po serwisy, na podstawie których można określić, jakie mamy preferencje seksualne, poglądy polityczne czy problemy zdrowotne, które (dla przykładu) z jakichś powodów chcemy ukryć (czy raczej – zachować dla siebie).
„Choć są pewne ulepszenia w zakresie nadzoru, to ta ustawa oznacza, że agencje policji i wywiadu będą miały bezprecedensowe uprawnienia w nadzorowaniu prywatnej komunikacji i aktywności internetowej, niezależnie od tego czy jesteśmy podejrzani” – powiedział Jim Killock z Open Rights Group. Do nowej ustawy odniósł się na swoim Twitterze także Edward Snowden, który nazwał ją najbardziej ekstremalną w historii zachodniej cywilizacji.
Źródło: Independent
Foto: Flickr (lic.CC)