O zaplanowanym na 20 sierpnia wielkim strajku Polaków w UK mówią wszyscy, włącznie z brytyjskimi mediami. Co ciekawe, pomijając niektóre brukowce, reakcje anglojęzycznej prasy są wyjątkowo wyważone. Ale czy ten protest w ogóle ma rację bytu? Grupa naszych rodaków postanowiła wybrać inną, znacznie ciekawszą drogę.
Biorąc pod uwagę liczebność Polaków na Wyspach, nie da się zaprzeczyć temu, że powszechny strajk polskich pracowników byłby olbrzymim zagrożeniem dla tutejszej gospodarki. Nie są przesadzone głosy wieszczące totalny paraliż – zamknięte sklepy i przychodnie, problemy komunikacyjne. To bez wątpienia dałoby sporo do myślenia wszystkim tym Brytyjczykom, którzy w imigrantach z Polski upatrują źródła wszelkiego zła.
Pomijając polityków, którzy z Polonii uczynili sobie kozła ofiarnego, obwiniając nas za bezrobocie, niskie płace, drenaż systemu benefitów, czarną ospę, cholerę i Justina Biebera. Ci, którzy najgłośniej krzyczą, że „imigranci z Polski to zło”, to głównie ci sami, którym: a) nie chce się iść do roboty, b) benefity zapewniają godne życie „bo tak”, c) nie da się wytłumaczyć niczego przy pomocy wielokrotnie potwierdzonych danych statystycznych.
A statystyki są proste: większość Polaków ma pracę, pracujemy lepiej i ciężej od rdzennych mieszkańców Wysp, uczciwie płacimy podatki, daleko nam do czołówki pod względem procentowego udziału w ogólnej sumie pobieranych benefitów, a do budżetu wpłacamy rocznie o ładnych parę miliardów funtów więcej, niż pod jakąkolwiek postacią z niego pobieramy. Na dodatek żyjemy raczej spokojnie (nie licząc szczeniackich wygłupów pseudopatriotów) i dość dobrze dogadujemy się z brytyjskimi sąsiadami.
Spirala przypisywanych nam win wciąż się jednak nakręca, głównie dzięki populistycznym wypowiedziom polityków i skrajnie nieodpowiedzialnym publikacjom brukowych mediów. Nie dziwota więc, że powoli wszystko to zaczyna zmierzać ku masie krytycznej.
Zapowiadany na 20 sierpnia wielki strajk polskich pracowników ma być właśnie wyrazem tego, że frustracja sięgnęła zenitu. Idea pojawiła się za sprawą jednego z redaktorów popularnego portalu Polish Express i z miejsca zyskała duże poparcie. Ale też wydaje się się mocno kontrowersyjna.
Okazuje się bowiem, że argumentów przeciw jest równie dużo, jeśli nie więcej, niż za. Nie ma także żadnego „centralnego organizatora” wydarzenia i trudno w ogóle oszacować czy i ilu rodaków zdecyduje się podjąć taką próbę pokazania Brytyjczykom, że bez nas byłoby im trudno żyć.
Pojawiła się więc inny pomysł – pod znaczącą nazwą „20 sierpnia nie strajkuję tylko ratuję życie! #polishblood”. „Tytaniczna praca wielu polskich stowarzyszeń i organizacji, spotkania z brytyjskimi politykami, działania charytatywne, pozytywne artykuły w brytyjskiej prasie, przykładni polscy pracownicy i studenci – to wszystko buduje od wielu lat dobry wizerunek Polaka na Wyspach. Jako mniejszość mamy tutaj jedną z lepszych opinii, najwyższy procent zatrudnionych, nie braliśmy udziału w żadnych zamieszkach, szanujemy brytyjskie prawo i kulturę. Taką opinię buduje się długo, a nieprzemyślanymi decyzjami bardzo łatwo można się jej pozbyć.” – czytamy na stronie inicjatywy na Facebooku.
Jej organizatorzy zwracają uwagę na kilka istotnych czynników przemawiających przeciwko ogólnemu strajkowi. „Taki strajk mógłby przynieść wręcz odwrotne skutki – zaangażowani w niego Polacy zdenerwowaliby się, że tak niewielka liczba ich rodaków włączyła się do akcji i nie będą już chętni działać w przyszłości. Brytyjczycy natomiast zobaczyliby, że nie potrafiliśmy się skutecznie zorganizować.” – mówią. I trudno nie przyznać im racji.
Co więc możemy zrobić w zamian?
Oddać krew. Po prostu. Zrobić coś dla innych i uratować komuś życie. Tym zwykłym gestem – choć w „zmasowanej formie” – wyślemy Brytyjczykom jednoznaczny sygnał: jesteśmy tu, jesteśmy honorowi, potrafimy pomagać, chcemy i potrafimy działać na rzecz całego społeczeństwa a nie tylko swojej lokalnej, narodowej społeczności, leży nam na sercu dobro wszystkich, którzy – tak jak my – żyją na brytyjskiej ziemi.
Pokażemy też, że choć zależy nam bardzo na uzmysłowieniu Wyspiarzom naszej roli jako mieszkańców Wielkiej Brytanii, to przecież nie chcemy niszczyć gospodarki kraju, który wybraliśmy na swój drugi dom.
Słynny rosyjski dramaturg Mikołaj Gogol napisał kiedyś: „Ciągle zapominamy, że człowiek musi nieustannie korzystać z pomocy innych ludzi”.
Ci, którzy chcą nas z Wielkiej Brytanii wyrzucić, zdają się o tym nie pamiętać. Może nie rozumieją. Prostym gestem oddania krwi możemy im to udowodnić. A uratowanie kilkudziesięciu czy kilkuset żyć – to coś, co budzi o wiele większą sympatię u najbardziej nawet zaciekłych wrogów i znacznie bardziej wzmacnia więzi międzyludzkie, aniżeli (nawet jednodniowy, ale jednak) paraliż kraju.
Bo strajkiem owszem, pokażemy, jak wielką siłą tu jesteśmy i skutecznie utrudnimy Wyspiarzom życie. Nie politykom jednak, lecz „szarym angolom”. A ci nie pomyślą, że bez nas trudno im będzie funkcjonować, tylko jeszcze bardziej się wkurzą, że znów przez tych „f… Poles” muszą cierpieć oni i cierpi ich ukochana Wielka Brytania.