Dzieci i nastolatki są bombardowane nagością czy szeroko rozumianą erotyką. W dużej ilości klipów serwowanych przez ich muzycznych idoli zawarte są sceny przemocy i pijaństwa. Rodzice mają dość a członkowie British Board of Film Classification na naszych oczach „odkrywają Amerykę” i proponują idiotyczne rozwiązanie palącego problemu.
Najpierw widzimy piękną, ubraną w przeźroczysty biustonosz blondynkę przechadzającą się po ekskluzywnym apartamencie. Kilka kadrów później ta sama bohaterka, już całkiem naga, jest brutalnie torturowana przez trzy kobiety. W tym – przez Rihannę, czyli jedną z najpopularniejszych piosenkarek, idolkę nastolatków i artystkę na nowo definiującą pojęcie sztuki. To właśnie do jej najnowszej piosenki („Bitch Better Have My Money”) powstał skandalizujący teledysk, zaczynający się od wyżej opisanych scen. Ale goły biust i tortury to dopiero przedsmak tego, co dzieje się później. Dalej jest jeszcze gorzej: dostajemy więcej nagości i przemocy, a akcja przenosi się między innymi na plan imprezy, której uczestniczki nie szczędzą sobie używek, w tym narkotyków.
Udostępnione na oficjalnym kanale Rihanny video obejrzało blisko 40 milionów użytkowników serwisu YouTube. Pamiętając o tym, kto jest głównym targetem pochodzącej z Barbadosu gwiazdy – można założyć, że wśród widzów było wiele osób niepełnoletnich, które zignorowały ostrzeżenie wyświetlające się przed klipem (video jest dostępne tylko dla zalogowanych dorosłych) i szybko zmieniły ustawienia konta dodając sobie kilka lat potrzebnych do obejrzenia klipu.
To stary patent na który już dawno wpadła większość nawet najbardziej nierozgarniętych nastolatków. Gdyby nie potrafili oszukać „systemu” – kontrowersyjne teledyski innych artystów (np. Miley Cyrus bujającej się nago na tytułowej „Wrecking Ball”) nie uzyskałyby tak gigantycznej liczby wyświetleń.
To pewnie: dzieci i nastolatki są bombardowane nagością czy szeroko rozumianą erotyką. W dużej ilości klipów serwowanych przez ich muzycznych idoli zawarte są sceny przemocy czy pijaństwa. Rodzice mają dość. A członkowie British Board of Film Classification myślą, że odkryli Amerykę i proponują idiotyczne rozwiązanie palącego problemu.
UK cenzuruje Internet? Nie, chodzi o klasyfikację
Już niedługo wszystkie klipy publikowane w Internecie mają być opiniowane przez specjalistów z British Board of Film Classification. Nie chodzi o cenzurę sensu stricto, ale o klasyfikację – taką, jaka jest stosowana w przypadku filmów.
W zależności od ilości scen zawierających przemoc czy nagość każdy klip – przed umieszczeniem w Sieci – będzie oceniony jako dozwolony od 12, 15 i 18 lat.
Plan British Board of Film Classification ucieszył rodziców brytyjskich dzieci i nastolatków, którzy już dawno zauważyli, że kontrowersyjne klipy są zbyt łatwo dostępne, a ich treść często przypomina fabułę filmów dla dorosłych odbiorców. 3/4 rodziców zapytanych przez badaczy zainteresowanych tematem chce, aby serwisy ułatwiały im kontrolowanie tego, co w Internecie oglądają ich dzieci. Opiekunowie boją się, że treści, z którymi stykają się ich pociechy są nieodpowiednie i mają na nie zły wpływ.
Lęk jest słuszny, bo ponad 60 procent ankietowanych nastolatków potwierdziło, że ich rodzice nie zaakceptowali by tego, co na co dzień oglądają w Internecie. Problem w tym, że propozycja British Board of Film Classification nie rozwiązuje tego problemu. Materiały w Sieci są publikowane z taką częstotliwością, że trudno nawet myśleć o sprawowaniu nad nimi kontroli. Poza tym – skoro większość dzieciaków bez problemu radzi sobie z omijaniem bardziej zaawansowanych blokad rodzicielskich czy obchodzeniem rozwiązań stosowanych przez serwis YouTube to – można założyć – niewielkie wrażenie zrobi na nich ostrzeżenie, że są za młodzi, żeby odtworzyć nowy, nasycony nagością i przemocą klip swojego idola.
Foto: YT (print screen)