Zawsze silni, nieugięci, męscy i twardzi – tacy mają być. No bo jak inaczej? Mężczyzna, który się wzrusza? To pewnie słabeusz! Nie może utrzymać rodziny? Na pewno nieudacznik! A co gorsza… dba o siebie! Na to odpowiedzcie sobie sami.
W powszechnej kulturze utarło się, że mężczyznom po prostu pewnych rzeczy nie przystoi robić. Ot, moc zamierzchłych stereotypów. Koniec i basta. Co wolno wojewodzie, to… No właśnie.
Pada pytanie: dlaczego?
Mężczyźni nie płaczą!
Pierwszy i czołowy stereotyp, ugruntowany w naszej świadomości i powodujący mylne przeświadczenie o tym, że mężczyźni nie płaczą. Błąd. Oczywiście, że płaczą, bo mają ku temu takie same powody jak kobiety. Łzy bowiem są efektem szybkiego przejścia od aktywności systemu współczulnego do przywspółczulnego, czyli najprościej mówiąc: od stanu wysokiego napięcia do stanu równowagi. Najczęściej nazywane jest to „załamaniem”. Bodźcem do nagłego przeskoku pomiędzy stanami jest istotne dla danej osoby wydarzenie (takie, które ma na nas duży wpływ). W obliczu takiej sytuacji, początkowo lokalizujemy problem i próbujemy go rozwiązać. Dopiero potem następuje swoiste „rozładowanie”, a z nim pojawiają się łzy. Co ciekawe, łzy najczęściej bywają automatyczną odpowiedzią na poczucie bezpieczeństwa. We wrogim, nieznanym lub obcym środowisku są po prostu hamowane i takie właśnie zachowanie jest dość powszechne u mężczyzn. Oni, w przeciwieństwie do kobiet odnajdują więcej oporów przed płaczem, kiedy są w miejscu publicznym.
Samo przypinanie mężczyznom łatki „tych niepłaczących” ma swoje źródło w historii, kiedy to mężczyźni pełnili rolę niezłomnych i pozbawionych słabości wojowników. Jest to permanentnie powiązane z wolą bycia postrzeganymi jako silni i przywódczy. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że łzy bywają bardzo często oznaką poddania się w momencie, w którym sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy po prostu nas przerasta. Nas, czyli zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Płaczący człowiek najczęściej potrzebuje odosobnienia, aby uporać się w pojedynkę z nękającymi go emocjami (Jay Efran, Mitchell Greene, „Psychotherapy Networker”). Ponadto nie należy pomijać faktu, że mężczyźni, aby zapłakać potrzebują znacznie trudniejszych sytuacji niż kobiety, bo z reguły są przyzwyczajeni do działania, a płacz w ich odczuciu jest stanem pewnego zawieszenia. Pomimo tego stanowi on formę terapeutyczną i jest swoistym katharsis. Na www.dailymail.co.uk wskazano, że zgodnie z ubiegłorocznymi badaniami to mężczyźni są bardziej emocjonalni niż kobiety. Odczuwają bowiem emocje w ten sam sposób, co kobiety, ale są mniej skłonni do ich wyrażania.
I tak oto nawet najwięksi twardziele po prostu płaczą! I nie ma w tym nic strasznego.
Trzon rodziny
Drugi stereotyp to mężczyzna, który utrzymuje rodzinę – czyli przywódca i główny płomień ogniska domowego. Przyjęto już, że zapewnienie rodzinie bezpieczeństwa i zadbanie o jej status ekonomiczny jest obowiązkiem mężczyzny. Takie przekonanie również ma podłoże historyczne, charakterystyczne dla większości zachodnich społeczeństw. To przejaw dawnej tradycji, kiedy to kobiety zajmowały się domem, a mężczyźni po prostu na ów dom pracowali. Wówczas małżeństwa były endogamiczne, a ich zawarcie było zdeterminowane majętnością partnera.
Obecnie dawny model rodziny odchodzi do lamusa, jednak pomimo tego kurczowo trzymamy się tego stereotypu. Prawda jednak jest taka, że ciągła walka o równouprawnienie po prostu zbiera swoje żniwa. Pomimo tego, że wciąż towarzyszy nam przeświadczenie o tym, że jedyną drogą dla mężczyzny do bycia prawdziwym mężczyzną jest zarabianie większych pieniędzy od kobiety (lub też zarabianie w ogóle), to w dzisiejszych czasach tak naprawdę rzadko zdarza się, że w związku pracuje tylko on. Statystyki wskazują, że co czwarta kobieta jest głównym żywicielem rodziny. Adaptacja do tych nowych warunkach może być dla większości panów wyjątkowo trudna, dla niektórych zaś – po prostu wygodna. Zaobserwowano jednak, że zaprzestanie pełnienia przez mężczyzn funkcji żywiciela rodziny często powoduje poczucie zagubienia i poniżenia. Męska duma po prostu na tym cierpi – mężczyzna traci prymat, a jego partnerka ma szanse na spełnione i dostatnie życie – bez niego. Spójrzmy prawdzie w oczy – kogo by to nie dobiło? A jednak tak już jest, bo mężczyzna coraz częściej rolą dzieli się z kobietą.
Pielęgnacja jest niemęska
Trzeci ze stereotypów – dbanie o siebie jest niemęskie. Bzdura! Zadbany mężczyzna to mężczyzna z klasą. Wbrew pozorom szczegóły naprawdę mają ogromne znaczenie. Aktywność fizyczna, zadbane dłonie, świeży oddech, ułożone włosy i staranie dobrany strój nie są wcale oznakami bycia zniewieściałym (jak to kiedyś stwierdzono), a dbania o higienę i swój wizerunek. Nietrudno się domyślić, że wśród kobiet zapuszczony mężczyzna nigdy nie zrobi furory i nie spotka się z korzystnym odbiorem. Minęły już czasy, kiedy standardy higieny były tak niskie, że jej brak był niezauważalny i dopuszczalny. Dziś wszystko widać (oraz czuć), więc nie sposób się dziwić, że wymaga się czegoś innego i to od obu płci (kobiety także bywają niechlujne).
Dużymi krokami odchodzimy od starych stereotypów, wychodząc naprzeciw pielęgnacji i trosce o nasze ciało. Zdaniem psychologów popularyzacja dbania o siebie wśród mężczyzn ma związek z presją medialną, a także społeczną, która ich dotyka. Koncerny kosmetyczne produkcją coraz więcej środków do pielęgnacji dla mężczyzn, a w sklepach nie ma już takich dysproporcji działów dla obu płci. To wszystko służy przede wszystkim utrzymaniu formy i dobrego samopoczucia, a prawda jest taka, że kobiety chcą zadbanych mężczyzn, a mężczyźni coraz bardziej chcą o siebie dbać. I dobrze!
Nie zawsze warto wierzyć stereotypom, bo wszystko zmienia się wraz z biegiem czasu i pojawianiem się coraz to nowszych czynników kształtujących nasze życie. Czasami dobrze złapać trochę dystansu i spojrzeć na pewne rzeczy z zupełnie innych perspektyw – nie wszystko jest takie, jakim wydaje się być na pierwszy rzut oka.
Foto: Flickr (lic. CC)