Aż 22,5 procent dzieci urodzonych w latach 2009-10 powinno trafić pod opiekę Social Service – wynika z badań przeprowadzonych przez pracowników University of Central Lancashire. Statystyki podejmowanych interwencji są zastraszające. Wzmożona aktywność Social Service to efekt coraz większej liczby alarmujących donosów z prośbą o interwencję. Autorami takich zawiadomień są nie tylko pielęgniarki środowiskowe czy przedszkolni wychowawcy, ale i „zwykli ludzie” – sąsiedzi kontrolowanych rodzin, dalecy krewni czy koledzy z pracy.
Lawinowo rośnie liczba zgłoszeń dotyczących rodziców, którzy mają w niewłaściwy sposób opiekować się swoimi dziećmi. Zawiadomienia do Social Service składają nie tylko położne, pielęgniarki środowiskowe czy przedszkolni opiekunowie. Służby – o ewentualnych nieprawidłowościach w sposobie wychowywania maluchów – informowane są też przez sąsiadów czy współpracowników rodziców podejrzewanych o przemoc względem dzieci czy dopuszczenie się rażących zaniedbań. Na każdą wiadomość o możliwości wystąpienia patologii muszą reagować pracownicy Social Service. Efekt? Wzrost liczby interwencji zakończonych (często profilaktycznym) odebraniem rodzicom dzieci.
Z badań przeprowadzonych przez naukowców z University of Central Lancashire wynika, że w 2015 roku pracownicy Social Service skontrolowali sytuację 115 tysięcy z ponad 500 tysięcy urodzonych w latach 2009-10 maluchów. To prawie jedna piąta dzieci!
Atmosfera strachu
Skąd ten nagły wzrost donosów napływających do pracowników socjalnych? Powodem, jak tłumaczą eksperci, jest przede wszystkim duża liczba nagłaśnianych w ostatnim czasie przez media, tragicznych historii dzieci, które były zaniedbywane lub wykorzystywane (także seksualnie) przez swoich opiekunów. Szokujące zbrodnie (jak szeroko komentowana śmierć katowanej przez przybraną matkę, zaledwie półtorarocznej Keegan Downer, na ciele której odkryto ponad 120 urazów) przekładają się na wzrost podejrzliwości. Położne, pielęgniarki środowiskowe a nawet sąsiedzi rodzin w których wychowywane jest małe dziecko coraz częściej wpadają w panikę i ze strachu, że w porę nie zareagują na przemoc względem mieszkającego obok dziecka – informują rady lokalne lub pracowników Social Service o wystąpieniu potencjalnych zaniedbań czy przemocy. Problem w tym, że znacząca część z tych donosów to zawiadomienia bezpodstawne, powodowane paranoją, składane przez osoby nieposiadające żadnych dowodów na wystąpienie nieprawidłowości.
Ale strach, że w domu obok mieszka bity maluch to nie wszystko. Sąsiedzi rodzin z małymi dziećmi czy przedszkolni wychowawcy chcą też sprawować coraz mocniejszą kontrolę nad działaniami służb socjalnych. To kolejne pokłosie tragicznych, nagłaśnianych przez media zdarzeń z udziałem najmłodszych – takich, jak przypadek dwuletniej Ayeeshii Jane Smith, która została skatowana na śmierć przez swoją uzależnioną od heroiny matkę i konkubenta kobiety. Co ważne, biologiczny ojciec dziewczynki – podejrzewając, że dziecko jest maltretowane – dwukrotnie prosił pracowników socjalnych o interwencję. Niestety bezskutecznie, bo Social Service zignorowało jego apele. Gdyby pracownicy SS w porę zareagowali i uczciwie wykonywali swoje obowiązki – mała Ayeeshia najprawdopodobniej wciąż by żyła.
Foto: PixaBay (lic. CC0)