No i przyszedł w końcu ten moment roku. Lato prawie minęło, bocianie gniazda opustoszały, jaskółek też już nie ma. W powietrzu czuć jesień. Jak zawsze w tym czasie dopada mnie smętek i żal przemijania…
Młodsza byłam, nie myślałam w ten sposób. Życie to był nieustający fan, mimo obowiązków. Dziś daleko mi do takiej postawy. To było niewiele dziesięć lat temu lub, aż dziesięć lat temu. Kiedy to zleciało? Dlaczego tak się zmieniłam? Moje okulary już dawno nie są różowe, a raczej w kolorze sepii lub chłodnego błękitu. Czy to się nazywa dorosłość?
Kończy się kolejny sezon. Lato właściwie za nami. Połowa sierpnia to czas, kiedy zaczynam wyczuwać zbliżającą się jesień. Kiedy w okolicach 25 zaczynają pustoszeć bocianie gniazda, poranki robią się zimne i zamglone, rosa srebrzy się na polach, wiem, że jestem starsza o kolejny rok. Ja nie chcę przemijać.
W mieście jesień przychodzi później, razem ze spadającymi liśćmi. Meszczuchy mają zatem jeszcze miesiąc, dwa bonusu. Na wsi jest inaczej. Blisko natury widać już spore zmiany. Wystarczy, że ptaki odlecą. Nastaje cisza, która daje o sobie znać, szczególnie wieczorami. Kurtkę trzeba zakładać, jeśli się chce z mężulkiem herbatkę, albo piwko w plenerze wypić. Drobnica pcha mi się do domu. Pająki, biedronki, żuki, motyle, biedronki, myszy. Wszystko szuka ciepłego przed zimą. Jeże się ożywiły, dreptają wieczorami po ogrodzie, przyprawiając psa o wściekliznę. Zawsze wiemy kiedy czterołapy dopadnie kolczastego. Drze się wtedy jak opętany.
W ogrodzie letnie nadmiary się kończą. Zieleń już nie taka intensywna, kolory nie tak żywe. Nabrzmiałe słoneczniki chylą głowy, jakby im także było żal coraz krótszych dni.
Myśląc o zbliżającej się zimie, zaczynam sprzątać. Zeschłe ogórki, przekwitłą fasolę, suchą cebulę, którą trochę przetrzymałam w ziemi. Buraki, zanim zrobią się stare i trzeba będzie gotować je godzinami. W szklarni życie się kończy. Papryka dojrzała, pomidory ostanie. Czas na jesienne obfitości: ziemniaki, jabłka, dynie, gruszki, aronię, czarny bez. U sąsiadów palą chwasty. Znaczy – jesień idzie, sprzątanie się zaczęło.
W pogodne dni widzę klucze odlatujących żurawi. Na zachód. Następne będą kaczki. Te migrują na południowy zachód. Żegnają mnie nostalgicznym krzykiem. Aby do wiosny!
Oczywiście zima także ma swoje uroki, jeśli jest śnieżna i słoneczna. Niestety, coraz częściej przypomina późną jesienną pluchę, z której ni jak energii pozytywnej wyciągnąć się nie da. Dlatego może tak żal odchodzącego ciepła. Czeka nas parę miesięcy szarych, smutnych, nieciekawych dni, kiedy wyjście na podwórko nie kojarzy się z niczym przyjemnym. Co robić. Życie nieustający cykl. Ale to za chwilę.
Póki co korzystam jeszcze z pogodnych dni, pracuję w ogródku, porządkuję grządki, żegnam się z odlatującymi ptakami. Bieg codziennych spraw przytłumi i te uczucia. Kłopoty i radości dni codziennych przegonią w kąt jesienną nostalgię. Za chwilę święta zajmą moje myśli, nowy rok, a potem jeszcze tylko styczeń, luty i znowu będzie wiosna. Kolejna. Jak Bóg da.
Do napisania.
Foto: Flickr (lic. CC)